Co prawda eksperci przed tą serią typowali do zwycięstwa zespół WKS-u Śląska Wrocław, ale chyba nikt nie spodziewał się tego, że 17-krotni mistrzowie Polski z taką łatwością wygrają dwa pierwsze spotkania na terenie rywala.
Śląsk w Gryfii wygrał we wtorek 77:57, a w czwartek 91:66. Słupszczanie - czego nie ukrywają sami zawodnicy - byli w stanie rywalizować z rywalami tylko przez... 15 minut pierwszego meczu. W drugim spotkaniu zostali stłamszeni już w pierwszej kwarcie, którą Śląsk wygrał... 28:12. To była prawdziwa demolka!
Po tym ciosie gospodarze już się nie podnieśli. Goście stopniowo budowali przewagę, w pewnym momencie odjeżdżając rywalom aż na 31 punktów. Słupscy kibice przecierali oczy ze zdumienia, a Mantas Cesnauskis bezradnie przechadzał się wzdłuż linii końcowej. "Gdzie się podziała drużyna z rundy zasadniczej?" - pytali fani, gdy opuszczali legendarną "Gryfię".
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: ogromna zadyma! W ruch poszły pięści
Wrocławianie rządzili w Słupsku, wpędzając gospodarzy, podopiecznych Mantasa Cesnauskisa w gigantyczne problemy. Słupszczanie byli całkowicie bezradni. Mogli jedynie przyglądać się jak wrocławianie - napędzeni zwycięstwem z serią z Zastalem - pięknie bawią się koszykówką.
Nie ma co ukrywać, że lider rozgrywek w ogóle nie przypominał drużyny, którą zachwycaliśmy się przez wiele miesięcy. To był wielki popis Śląska, zespołu, prowadzonego przez doświadczonego Andreja Urlepa, który w przeszłości święcił wielkie triumfy we Wrocławiu. Teraz jest o krok od awansu do wielkiego finału. "Jak za dawnych lat" - śpiewali w trakcie i po meczu uradowani wrocławscy kibice.
- W tych dwóch meczach wrocławianie zagrali super koszykówkę, możemy się tylko uczyć od nich. Nie ukrywam, że straciliśmy rytm po obu stronach parkietu, nie trafiamy rzutów, mamy dramatyczne procenty. Tak się nie da grać na odpowiednim poziomie - nie ukrywa Mantas Cesnauskis, który został wybrany najlepszym trenerem rundy zasadniczej w PLK. W starciach z Urlepem jest jak na razie bezradny.
- Bardzo dobrze zagraliśmy w obronie, dwukrotnie zatrzymaliśmy najważniejszych zawodników rywali. W drugim spotkaniu zagraliśmy rewelacyjnie w I kwarcie, co ustawiło przebieg rywalizacji. Mamy 2:0, jesteśmy w bardzo dobrych nastrojach przed meczem numer trzy. Naszym celem jest gra w finale - podkreśla doświadczony Urlep.
Cesnauskis: Oni strasznie ryzykują!
- Jesteśmy mocni - uśmiecha się Amerykanin Kodi Justice. Śląsk Wrocław w czwartek dał popis zespołowej koszykówki. 30 asyst to wynik godny podziwu, po wielu akcjach ręce same składały się do oklasków. Wszystko było zaplanowane, zawodnicy byli cierpliwi i realizowali przyjęte wcześniej założenia.
Choć Urlep chciałby, by jego zawodnicy grali jeszcze szybciej. Słoweniec zdaje sobie jednak sprawę z faktu, że napięty terminarz w ostatnim czasie sprawił, że graczom po prostu brakuje sił na wyprowadzenie kolejnych kontrataków. Słoweniec podkreśla: najważniejsza jest obrona. Tam ma być pełne skupienie.
- Chcielibyśmy grać jeszcze szybciej, ale niestety zawodnicy są zmęczeni. Odpuściliśmy ten element, bo najważniejsza jest obrona. To jest dla nas priorytet - nie ukrywa Urlep.
Wątek wrocławskiej obrony w tej serii jest bardzo ciekawy. Porusza go Mantas Cesnauskis, choć jego zawodnicy też zwracają na to uwagę. Słupszczanie twierdzą, że Andrej Urlep i jego ludzie... bardzo ryzykują. Trener lidera rozgrywek używa nawet słowa "przesadnie".
- Po pierwszym meczu pokazaliśmy na wideo, w jaki sposób możemy ich atakować, gdzie udzielają pomocy w obronie, w której - moim zdaniem - przesadnie ryzykują. W tych dwóch meczach zaryzykowali, ale widać, że to się opłaciło - komentuje.
- Na czym polega to ryzyko? - pytamy Cesnauskisa.
- Rywale bardzo mocno zacieśniają strefę podkoszową, jest tam strasznie tłoczno, chcą w ten sposób zabrać nam rzuty wolne i zbiórki w ataku, a w tych elementach byliśmy mocni. Otwarte są za to rogi boiska. Sęk w tym, że nie trafiamy. Gramy na bardzo słabej skuteczności. Jeśli nie trafiamy, to trudno rywalizować z takim zespołem - tłumaczy.
- Nie wiem, czy to jest taktyka, ryzyko czy mądrość. Ale - jak widać - opłaca się - podkreśla.
Spójrzmy na statystyki. W obu meczach słupszczanie oddali łącznie aż... 70 rzutów z dystansu. Sęk w tym, że trafili tylko 14 rzutów, co daje tragiczną, 20-procentową skuteczność. Trudno myśleć o zwycięstwach w meczach w PLK, a co dopiero w fazie play-off, zwłaszcza, gdy rywale za wszelką cenę "pchają" cię do rzutów za trzy.
Najlepsi strzelcy Czarnych są całkowicie zablokowani. W czwartkowym spotkaniu liderzy pudłowali na potęgę. Marek Klassen nie trafił ośmiu rzutów z dystansu, Beau Beech sześciu, a William Garrett trafił jedną trójkę na pięć prób. "Czy taka obrona jest nowością w kontekście Śląska?" - pytamy trenera Czarnych.
- Z Zastalem całkowicie inaczej bronili. Zaskoczyli nas tym, że tak mocno ryzykują, bo tej pory nikt z nami tak nie grał. Zwłaszcza, że nasi shooterzy we własnej hali mają naprawdę dobre procenty. Widać, że zawodnicy są mocno zaskoczeni faktem, że jest tyle wolnych pozycji, a nie trafiają - odpowiada.
Słupszczanie są smutni, zdają sobie sprawę, że do finału bardzo daleka droga. Kompletnie inne nastroje panują we wrocławskim obozie. Tam euforia, wszyscy zdają sobie sprawę, że są o krok od gry w finale. Śląsk po raz ostatni był tam... w sezonie 2003/2004. Wtedy drużyną dyrygował Lynn Greer, teraz taką postacią jest... Travis Trice.
CZYTAJ TAKŻE:
Tyle ma być drużyn w lidze! Będzie "dzika karta"? Mamy nowe informacje
Zaskoczył Polskę, zrobił wynik ponad stan. Teraz... musi szukać pracy
Oni byli najlepsi w polskiej lidze, oto nasze wybory!
Zrobił wielką furorę w polskiej lidze! Mówi o taktycznej bitwie i swojej przyszłości