Śląsk miażdży lidera, deklasacja! Trener mówi... o "wielkim ryzyku"
To prawdziwa rzeź niewiniątek! Śląsk Wrocław, który do play-off przystępował z 5. miejsca, zdeklasował w dwóch pierwszych meczach Czarnych Słupsk, lidera po rundzie zasadniczej. Trener Cesnauskis jest bezradny, dużo mówi o taktyce rywali.
Śląsk w Gryfii wygrał we wtorek 77:57, a w czwartek 91:66. Słupszczanie - czego nie ukrywają sami zawodnicy - byli w stanie rywalizować z rywalami tylko przez... 15 minut pierwszego meczu. W drugim spotkaniu zostali stłamszeni już w pierwszej kwarcie, którą Śląsk wygrał... 28:12. To była prawdziwa demolka!
Po tym ciosie gospodarze już się nie podnieśli. Goście stopniowo budowali przewagę, w pewnym momencie odjeżdżając rywalom aż na 31 punktów. Słupscy kibice przecierali oczy ze zdumienia, a Mantas Cesnauskis bezradnie przechadzał się wzdłuż linii końcowej. "Gdzie się podziała drużyna z rundy zasadniczej?" - pytali fani, gdy opuszczali legendarną "Gryfię".
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: ogromna zadyma! W ruch poszły pięściWrocławianie rządzili w Słupsku, wpędzając gospodarzy, podopiecznych Mantasa Cesnauskisa w gigantyczne problemy. Słupszczanie byli całkowicie bezradni. Mogli jedynie przyglądać się jak wrocławianie - napędzeni zwycięstwem z serią z Zastalem - pięknie bawią się koszykówką.
Nie ma co ukrywać, że lider rozgrywek w ogóle nie przypominał drużyny, którą zachwycaliśmy się przez wiele miesięcy. To był wielki popis Śląska, zespołu, prowadzonego przez doświadczonego Andreja Urlepa, który w przeszłości święcił wielkie triumfy we Wrocławiu. Teraz jest o krok od awansu do wielkiego finału. "Jak za dawnych lat" - śpiewali w trakcie i po meczu uradowani wrocławscy kibice.- Bardzo dobrze zagraliśmy w obronie, dwukrotnie zatrzymaliśmy najważniejszych zawodników rywali. W drugim spotkaniu zagraliśmy rewelacyjnie w I kwarcie, co ustawiło przebieg rywalizacji. Mamy 2:0, jesteśmy w bardzo dobrych nastrojach przed meczem numer trzy. Naszym celem jest gra w finale - podkreśla doświadczony Urlep.
Cesnauskis: Oni strasznie ryzykują!
- Jesteśmy mocni - uśmiecha się Amerykanin Kodi Justice. Śląsk Wrocław w czwartek dał popis zespołowej koszykówki. 30 asyst to wynik godny podziwu, po wielu akcjach ręce same składały się do oklasków. Wszystko było zaplanowane, zawodnicy byli cierpliwi i realizowali przyjęte wcześniej założenia.
Choć Urlep chciałby, by jego zawodnicy grali jeszcze szybciej. Słoweniec zdaje sobie jednak sprawę z faktu, że napięty terminarz w ostatnim czasie sprawił, że graczom po prostu brakuje sił na wyprowadzenie kolejnych kontrataków. Słoweniec podkreśla: najważniejsza jest obrona. Tam ma być pełne skupienie.
- Chcielibyśmy grać jeszcze szybciej, ale niestety zawodnicy są zmęczeni. Odpuściliśmy ten element, bo najważniejsza jest obrona. To jest dla nas priorytet - nie ukrywa Urlep.
Wątek wrocławskiej obrony w tej serii jest bardzo ciekawy. Porusza go Mantas Cesnauskis, choć jego zawodnicy też zwracają na to uwagę. Słupszczanie twierdzą, że Andrej Urlep i jego ludzie... bardzo ryzykują. Trener lidera rozgrywek używa nawet słowa "przesadnie".
- Po pierwszym meczu pokazaliśmy na wideo, w jaki sposób możemy ich atakować, gdzie udzielają pomocy w obronie, w której - moim zdaniem - przesadnie ryzykują. W tych dwóch meczach zaryzykowali, ale widać, że to się opłaciło - komentuje.
- Na czym polega to ryzyko? - pytamy Cesnauskisa.
- Rywale bardzo mocno zacieśniają strefę podkoszową, jest tam strasznie tłoczno, chcą w ten sposób zabrać nam rzuty wolne i zbiórki w ataku, a w tych elementach byliśmy mocni. Otwarte są za to rogi boiska. Sęk w tym, że nie trafiamy. Gramy na bardzo słabej skuteczności. Jeśli nie trafiamy, to trudno rywalizować z takim zespołem - tłumaczy.
- Nie wiem, czy to jest taktyka, ryzyko czy mądrość. Ale - jak widać - opłaca się - podkreśla.
Spójrzmy na statystyki. W obu meczach słupszczanie oddali łącznie aż... 70 rzutów z dystansu. Sęk w tym, że trafili tylko 14 rzutów, co daje tragiczną, 20-procentową skuteczność. Trudno myśleć o zwycięstwach w meczach w PLK, a co dopiero w fazie play-off, zwłaszcza, gdy rywale za wszelką cenę "pchają" cię do rzutów za trzy.
Najlepsi strzelcy Czarnych są całkowicie zablokowani. W czwartkowym spotkaniu liderzy pudłowali na potęgę. Marek Klassen nie trafił ośmiu rzutów z dystansu, Beau Beech sześciu, a William Garrett trafił jedną trójkę na pięć prób. "Czy taka obrona jest nowością w kontekście Śląska?" - pytamy trenera Czarnych.
- Z Zastalem całkowicie inaczej bronili. Zaskoczyli nas tym, że tak mocno ryzykują, bo tej pory nikt z nami tak nie grał. Zwłaszcza, że nasi shooterzy we własnej hali mają naprawdę dobre procenty. Widać, że zawodnicy są mocno zaskoczeni faktem, że jest tyle wolnych pozycji, a nie trafiają - odpowiada.
Słupszczanie są smutni, zdają sobie sprawę, że do finału bardzo daleka droga. Kompletnie inne nastroje panują we wrocławskim obozie. Tam euforia, wszyscy zdają sobie sprawę, że są o krok od gry w finale. Śląsk po raz ostatni był tam... w sezonie 2003/2004. Wtedy drużyną dyrygował Lynn Greer, teraz taką postacią jest... Travis Trice.
CZYTAJ TAKŻE:
Tyle ma być drużyn w lidze! Będzie "dzika karta"? Mamy nowe informacje
Zaskoczył Polskę, zrobił wynik ponad stan. Teraz... musi szukać pracy
Oni byli najlepsi w polskiej lidze, oto nasze wybory!
Zrobił wielką furorę w polskiej lidze! Mówi o taktycznej bitwie i swojej przyszłości