Dwa mecze reprezentacji Polski w eliminacjach do mistrzostw Europy 2024 za nami. Pierwszy przeciwko Czechom (1:3) nie napawał optymizmem. Za to z Albanią (1:0) poszło już nieco lepiej. Znów pojawiły się jednak ogromne wątpliwości, co do stylu. Wynik na PGE Narodowym mógł być inny, gdyby nie Karol Świderski, który strzelił decydującego gola.
Zdaniem Romana Koseckiego należy poczekać z pretensjami do Fernando Santosa. - Przychodzi trener i co ma zrobić? Zawodnicy są ci sami, co grali na mistrzostwach świata w Katarze, ci sami co grają w lidze polskiej. Polska liga jest, jaka jest - mówi były reprezentant Polski w rozmowie z WP SportoweFakty.
- W europejskich pucharach gra tylko jedna polska drużyna i to w Lidze Konferencji. W Lidze Mistrzów czy Europy nie mamy nikogo. Dobrze, że Robert Lewandowski, Piotr Zieliński, Wojciech Szczęsny odgrywają bardzo ważne role w swoich drużynach i to jakoś wygląda. Przecież trener nie przyjdzie i czarodziejską różdżką nie odmieni wszystkich - dodaje.
ZOBACZ WIDEO: Dostał pytanie o styl reprezentacji Polski. Wymowna reakcja
Mimo że można być rozczarowanym tym, jak wyglądała gra kadry, faktem jest, iż na jej koncie są trzy punkty - jeden mniej od lidera grupy Czechów. Nasz rozmówca cieszy się z reakcji reprezentacji Polski po bolesnej porażce w Pradze. Uważa, że w kolejnej fazie eliminacji do Euro 2024 może być już tylko lepiej.
- Ogólnie myślę, że spotkanie z Albanią na plus. Była reakcja, wygraliśmy mecz. Czesi bezbramkowo zremisowali z Mołdawią, także wszystko wraca do normy. Myślę, że na koniec wyjdziemy z grupy z pierwszego miejsca. Ale oczywiście przed nami dużo pracy. Z każdym dniem powinno być tylko lepiej - ocenia.
Roman Kosecki ma natomiast spore wątpliwości, co do ofensywnej gry Fernando Santosa. Gwarantem goli przez wiele lat był Robert Lewandowski, który ostatni raz trafił do siatki na PGE Narodowym w spotkaniu... z Albanią we wrześniu 2021 roku. Koszmarna passa trwa od ponad 570 dni (więcej przeczytasz TUTAJ).
Napastnik FC Barcelony chce w końcu się przełamać. Będzie miał kilka wybornych okazji, ponieważ Polska w grupie ma również takie zespoły, jak Mołdawia czy Wyspy Owcze.
- Widać, że bardzo chce. Pracuje dla zespołu, jednak rzeczywiście nie wchodzą mu te bramki. Myślę, że to kwestia tego, iż jest na nim ogromna odpowiedzialność - wszyscy oczekują, że to on będzie strzelał. On sam wie, że potrzeba mu bramek, wtedy będzie czuł się lepiej na boisku. Teraz jest taka mała zapaść. Natomiast wierzę, że się odblokuje - mówi.
Optymistycznie nastawiony nasz rozmówca twierdzi jednak, że w aktualnym świecie futbolu nie ma już słabych drużyn.
- Wszyscy chcieliby komplet punktów, ale nie ma tak łatwo. Nie ma słabeuszy. Trener też chciał sześć punktów, jednak boisko weryfikuje. Nic samo nie przyjdzie. Możemy przy kawce sobie mówić, z Mołdawią będziemy mieli tyle punktów, z Albanią tyle. Może się to w ogóle nie spełnić. Czesi pojechali do Mołdawii i bezbramkowo zremisowali. Myślał pan, że chcieli tylko punkt? Świat piłki się zmienia. Powtarzam: nie ma słabeuszy. W każdym meczu trzeba dać z siebie maksimum i wtedy się zdobywa trofea. Taka jest rzeczywistość - przekonuje.
Mateusz Byczkowski, dziennikarz WP SportoweFakty
Zobacz też:
Lewandowski zalał się łzami. "Nie byłem na to gotowy"