Fajerwerki, śpiewy, a nawet bimber. Tak w Białymstoku świętowali mistrzostwo

Zdjęcie okładkowe artykułu: PAP / Artur Reszko  / Na zdjęciu: piłkarze Jagiellonii Białystok świętowali mistrzostwo Polski
PAP / Artur Reszko / Na zdjęciu: piłkarze Jagiellonii Białystok świętowali mistrzostwo Polski
zdjęcie autora artykułu

104 lata czekała Jagiellonia Białystok, żeby zostać mistrzem Polski. Piłkarze i kibice świętowali tytuł do białego rana. - To nasze wspólne szczęście - powiedział przewodniczący Rady Nadzorczej klubu Wojciech Strzałkowski.

Z Białegostoku Kuba Cimoszko, WP SportoweFakty.

- Szalony rok. Szalony dzień, szalona noc. Mam nadzieję, że też szalony weekend przed nami - powiedział prezes Wojciech Pertkiewicz podczas przemówienia ze sceny do kilkudziesięciu tysięcy kibiców Jagiellonii Białystok, którzy przybyli na fetę z okazji zdobycia pierwszego w historii mistrzostwa Polski.

Klub i miasto były gotowe na taki sukces. Od kilku dni czyniono starania aby 25 maja 2024 roku był szczególny, a "kropkę nad i" w sobotnie popołudnie postawiła drużyna z Podlasia nie dając szans Warcie Poznań (3:0) w 34. kolejce PKO Ekstraklasy i zarazem kończąc 104 lata oczekiwania na tytuł.

Koncert, orkiestra i wyjątkowa oprawa

Spikerzy apelowali, żeby nie wbiegać na murawę, ale na niewiele to się zdało. Sędzia Paweł Raczkowski zagwizdał po raz ostatni, a Stadion Miejski w Białymstoku niemal eksplodował. Morze ludzi wylało się z trybun, a piłkarze tonęli w uściskach. - Doczekaliśmy. Wreszcie się udało - krzyczał jeden z fanów Jagiellonii, a w międzyczasie inni robili zdjęcia lub odcinali siatki z bramek aby mieć pamiątkę z tego dnia.

Tego dnia szczególną atmosferę meczu było czuć na każdym kroku. Od rana w mieście mijało się dziesiątki, a z upływem czasu wręcz setki osób ubranych w żółto-czerwone koszulki. Latarnie uliczne były przystrojone małymi flagami, a pomniki szalikami w tych samych kolorach. Bilety wyprzedały się już kilka tygodni temu, więc w międzyczasie klubowi działacze doszli do porozumienia z władzami miejskimi w sprawie utworzenia specjalnej strefy z telebimem na Rynku Kościuszki.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: jak się żegnać, to z przytupem. Klopp nieźle zaszalał!

Wyjątkowo było rzecz jasna na samym meczu Jagiellonii z Wartą. Jeszcze przed jego rozpoczęciem kilkudziesięciominutowy koncert dał Zenon Martyniuk, a po nim na boisko weszła orkiestra. Z kolei tuż przed pierwszym gwizdkiem sędziego kibice odpalili race i na jednej z trybun rozciągnęli sektorówkę z napisem "believe" i podobizną trenera Adriana Siemieńca. Ich doping momentami był ogłuszający, a radość po każdym z goli uniemożliwiała usłyszenie czegokolwiek innego.

Oprawa z podobizną Adriana Siemieńca.
Oprawa z podobizną Adriana Siemieńca.

Pululu pił bimber, Alomerović śpiewał

Jagiellonia jeszcze na boisku odebrała medale i trofeum z rąk m.in. prezesa PZPN Cezarego Kuleszy. Później kibice ruszyli w pochodzie do centrum miasta, a w międzyczasie piłkarze udzielali wywiadów oraz rozmawiali i robili sobie zdjęcia z rodziną i znajomymi na płycie boiska. Co ciekawe można było tam spotkać m.in. Kamila Jóźwiaka i Jakuba Modera, którzy przyjechali zobaczyć występ zaprzyjaźnionego z nimi Mateusza Skrzypczaka. - Wiemy, że macie do nas sporo pytań. Puśćcie nas jednak żebyśmy mogli zacząć już świętowanie - prosił kapitan Taras Romanczuk podczas konferencji prasowej.

Ostatnie przygotowania do fety potrwały trochę czasu. W końcu tuż przed godziną 22 drużyna z Białegostoku wjechała na Rynek Kościuszki odkrytym autokarem, a kilkutysięczny tłum ludzi powitał ją długą owacją. Odpalono dziesiątki rac, na niebie rozbłysły fajerwerki. Zawodnicy, sztab szkoleniowy i działacze przeszli na scenę w specjalnie przygotowanych okolicznościowych koszulkach i zaczęła się część oficjalna, która trwała kilkadziesiąt minut pełne były radosnych okrzyków i śpiewów.

"Wodzirejami" grupy wydawali się być Skrzypczak, Tomasz Kupisz i Dominik Marczuk, który w mieście pojawił się w specyficznych ciemnych okularach. Afimico Pululu założył zaś... piuropusz i zachęcony przez publiczność spróbował lokalnego bimbru, a Zlatan Alomerović nucił przez mikrofon utwór "We Are the Champions". Zabawa trwała w najlepsze.

"To nasze wspólne szczęście"

- Czekaliśmy na to 104 lata, a ja sam lat 21. Potrzeba było pięciu pokoleń. Czekali nasi dziadowie, ojcowie czy nasze wnuki. W końcu mamy to mistrzostwo i to nasze wspólne szczęście - powiedział kibicom przewodniczący Rady Nadzorczej Jagiellonii Wojciech Strzałkowski.

Krótko lub nieco dłużej przemawiał również każdy z piłkarzy i trener Adrian Siemieniec oraz prezes Pertkiewicz i dyrektor sportowy Łukasz Masłowski. - Bardzo dużo zostało już powiedziane i napisane, a więc tylko jedna rzecz. To miasto i ci kibice zasłużyli na ten tytuł - podsumował.

Jeszcze przed północą drużyna Jagiellonii zeszła do kibiców, a niedługo później wraz z rodzinami i znajomymi udała się na imprezę w jednym z lokali. Również białostockie ulice zaczęły się wówczas wyraźnie przerzedzać, choć ogródki przy restauracjach oraz przestrzenie przy klubach i pubach były zatłoczone do godzin porannych.

Warto odnotować, że choć śpiewy i okrzyki nie ustawały w Białymstoku do niedzielnego poranku to obyło się bez poważniejszych incydentów. Policja nie poinformowała o żadnych osobach zatrzymanych. Jeden z kibiców został natomiast ranny w głowę wskutek wypadku na hulajnodze, ale szybko uzyskał pomoc.

Mistrz z przypadku. Nikt by na to pięciu złotych nie postawił [OPINIA]

Źródło artykułu: WP SportoweFakty