- Kiedy zaczynaliśmy współpracę, ustaliliśmy, iż kolejne decyzje zostaną podjęte po rundzie jesiennej. Jestem więc mocno zaskoczony dymisją. Faktem jest, że przegraliśmy trzy spotkania z rzędu, ale warto pamiętać w jakim momencie przejąłem zespół oraz ile miałem czasu, by cokolwiek w nim zmienić - zaznaczył w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Mirosław Jabłoński.
Decyzja działaczy klubu z Niecieczy wydaje się pochopna, na co zwraca uwagę również doświadczony szkoleniowiec. - Drużyna od dłuższego czasu jest podenerwowana, a ma to oczywiście związek z wynikami, które są dalekie od oczekiwań. Ostatnie mecze nie ułożyły się po naszej myśli, ale mieliśmy trochę pecha. W starciu z GKS Katowice po kwadransie przegrywaliśmy 0:2, a powodem były błędy indywidualne. Ulegliśmy też Górnikowi Łęczna, który jest w bardzo wysokiej formie. W tym spotkaniu byliśmy jednak bliscy remisu, mimo iż przez ponad 60 minut musieliśmy sobie radzić w osłabieniu - dodał.
Jak doszło do rozstania? - Zakomunikowano mi po prostu, że właściciel klubu postanowił zakończyć współpracę. Nie ukrywam, że okoliczności tego zdarzenia budzą we mnie dyskomfort. Trudno mi też zrozumieć argument o porażkach, bo tak naprawdę nie zdążyłem nawet dobrze poznać zespołu. Już gdy zaczynałem pracę w Niecieczy, mówiłem, że nie jestem typem strażaka, a w ekipach, które prowadziłem wcześniej, efekty były widoczne po jakimś czasie. Przyznam, że gdybym wiedział jak to wszystko się potoczy, na pewno nie zdecydowałbym się na podpisanie umowy z Termaliką Bruk-Bet - stwierdził Jabłoński.
Dlaczego drużyna z Niecieczy spisuje się w tym sezonie tak słabo (obecnie zajmuje miejsce w strefie spadkowej)? - Przez dwa lata wyniki były dobre, ale coś się chyba wypaliło i potrzeba zmian. Gdybym został w klubie do zimy, zapewne taką właśnie postawiłbym diagnozę - zakończył.