Tadeusz Pawłowski. Trener ze stali wraca do Ekstraklasy.

Nowy trener Śląska, gdy wracał w 2014 roku do Wrocławia, czytał o sobie, że nie ma jaj. Ludzie nie wiedzieli, że przeszedł przez piekło. Stracił jednego syna, drugi ledwie przeżył, ale jest niepełnosprawny. A jednak nigdy nie stracił pogody ducha.

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski
Tadeusz Pawłowski WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: Tadeusz Pawłowski

Śląsk Wrocław wypluwał go wielokrotnie. Ale czasy się zmieniają, rządy przemijają, a miłość do klubu jest stała. I choć Tadeusz Pawłowski ma wiele powodów, by szukać pracy wszędzie, ale nie we Wrocławiu, zawsze wraca. Tak jak teraz, gdy zastąpił na stanowisku szkoleniowca pierwszej drużyny Jana Urbana.

W gabinecie dyrektora akademii, który do niedawna zajmował, od razu rzucał się w oczy napis na ścianie: "Szczęście to nie jest cel w życiu, to sposób życia". Nie wymyślił tego hasła, a jednak jest jakby skrojone idealnie dla niego. Może przez ten sposób bycia wiele osób w przeszłości traktowało go z pewnym pobłażaniem. Ale szybko wyprowadzał ich z błędu. Zawsze pozostawał zawodowcem.

Do Śląska przyszedł z Zagłębia Wałbrzych w 1974 roku, choć tak naprawdę był to dla niego tylko powrót do domu. W sumie zabawne, że wszystko tak się potoczyło, bo przecież z Kruczej na stadion Śląska przy Oporowskiej miał kilka kroków. A może i mniej, gdyby zdecydował się skakać przez płot. Wybrał jednak drogę naokoło. Do tego stopnia, że dotarcie na stadion zajęło mu jakieś 10 lat. Sporo się w tym czasie wydarzyło.

Chłopcy z podwórka szli na trening Pafawagu, więc Tadzio poszedł z nimi. Miał wtedy 11 lat i tak zaczęła się jego przygoda, która z czasem przerodziła się w piękną karierę.

Na Oporowską wracał już jako senior, w dodatku bardzo obiecujący, bo przecież zdobywca brązowego medalu mistrzostw Europy do lat 18, regularnie występujący w barwach pierwszoligowca, aż do czasu spadku drużyny. W tym czasie osiągnął już tak istotną pozycję, że zgłosiło się po niego aż osiem klubów. Początkowo zgodził się zagrać w Górniku Zabrze. Niekoniecznie dlatego, że był to klub najlepszy, bardziej dlatego, że miał dobre serce. Działacz klubu z Zabrza poprosił go o przysługę, bo jeśli by go nie przywiózł przywiezie - czytamy w książce "W cieniu Śląska" Michała Wyrwy - straciłby pracę i źródło utrzymania rodziny.

Za chwilę bardziej przekonujący byli działacze ŁKS, więcej próbowała dać Gwardia, ale w końcu w jego mieszkaniu pojawił się prezes Śląska Wrocław z jednym z miejscowych biznesmenów. Argumenty, które przedstawił po otwarciu grubej teczki, zakończyły licytację.

Przez wiele lat był jednym z idoli miejscowych kibiców, postacią niemal kultową. Aż do nieszczęsnego finiszu rozgrywek 1981/82. Śląsk, żeby zdobyć tytuł, musiał tylko wygrać na własnym stadionie z przeciętną Wisłą Kraków. Ale, żeby nie zostawiać nic przypadkowi, miejscowi postanowili, że kilku zawodników rywala wspomogą finansowo. I wyglądało na to, że wszystko jest pod kontrolą. Co prawda Wisła prowadziła po golu Piotra Skrobowskiego, ale sędzia chwilę po golu gości, wskazał na jedenasty metr. Teraz tylko Śląsk musiał wykorzystać karnego.

***

Zdzisław Kapka, napastnik Wisły Kraków, podszedł do niewtajemniczonego w ukłąd bramkarza Jana Adamczyka i powiedział: "Pawłowski strzela w lewy róg, rzucaj się w lewy".

Za chwilę do Adamczyka podszedł Andrzej Iwan, kolega z Wisły. Ten, choć młody, to kuty na cztery nogi, więc wiedział, że starsi zawodnicy ułożyli się z rywalem.
- Ciapek, co ci powiedział Zdzichu? - zapytał.
- Mówi, że w lewy, bo "Paweł" tam uderza.
- To idź w prawo.
Adamczyk posłuchał i obronił.

- Wtedy zaczęła się panika. Tadek Pawłowski zaczął biegać i krzyczeć: "Przecież wzięliście pieniądze"! Odpowiedziałem, że ja nic nie wziąłem. Krzyczał, że dadzą milion, padały absurdalne kwoty, ale wszystko miało być po meczu (Pawłowski nigdy nie potwierdził tej wersji - red.). Zaproponowałem mu, żeby przekazał swojemu kierownikowi, że jeśli zbiorą całe złoto i wszystko, co mają w szatni, to możemy gadać. To działo się w trakcie spotkania, na płycie, przy pełnych trybunach - opowiadał mi potem Andrzej Iwan. Do końca meczu pozostawało 7 minut. Śląsk do wygranej teoretycznie potrzebował remisu, ale wtedy Widzew strzeliłby gola w Chorzowie i tak zostałby mistrzem. Ludwik Sobolewski, prezes Widzewa miał wszystko pod kontrolą.

A trzeba pamiętać, że Pawłowski, kilka kolejek wcześniej, nie wykorzystał karnego w meczu ze Stalą Mielec. Tamto mu wybaczyli, tego było już zbyt wiele. We Wrocławiu uważali, że sprzedał tytuł Widzewowi.

We Wrocławiu stał się wrogiem publicznym.

- To wszystko było straszne. Ktoś chciał spalić mi samochód, grożono pobiciem moich dzieci. A mnie tak bardzo zależało na mistrzostwie, gotowy byłem zrobić prawie wszystko, aby Śląsk wygrał ten mecz. Feralny pojedynek z Wisłą pamiętam do dziś. Gdy czasami jestem we Wrocławiu i rozmawiam z różnymi osobami, to wiele z nich pyta mnie: "Pawłowski? To pan nie strzelił kiedyś karnego Wiśle?". Wtedy odpowiadam: "Ma pan dobrą pamięć, ale szkoda, że nie pamięta pan, iż to ja strzeliłem dla Śląska najwięcej bramek w meczach pierwszoligowych i europejskich pucharach w całej historii tego klubu" - opowiadał Pawłowski.

Odgrywali się na nim również wojskowi. - Miałem już gotowy kontrakt i miałem przejść do francuskiego Lens, ale nagle zaczęły się problemy z moim paszportem. Nie chciano mi go wydać i nie mogłem wyjechać z Polski. Dziś wiem, że niektórzy działacze Śląska mścili się na mnie. W następnym sezonie graliśmy w europejskich pucharach z CSKA Moskwa. Byłem w świetnej formie, ale siedziałem wtedy na ławce rezerwowych. Jednak trener kazał mi się rozgrzewać. Wtedy z trybuny honorowej zszedł jeden z wojskowych działaczy klubu i zabronił naszemu trenerowi wpuścić mnie na boisko. W kolejnej rundzie w pojedynkach przeciwko Servette Genewa też nie mogłem grać. Trener powiedział mi wprost: "Wiesz, są naciski z góry i ty grać nie możesz". Na szczęście pod koniec roku dzięki znajomym udało mi się wreszcie dostać paszport i praktycznie natychmiast wyjechałem grać do Wiednia – opowiadał po latach.

Na kolejnej stronie: O tragediach rodzinnych oraz pracy w roli trenera i wielkich zmianach, które przeprowadził w akademii Śląska.
Czy Tadeusz Pawłowski wprowadzi Śląsk Wrocław do krajowej czołówki?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×