Liga Mistrzów. Olympique Lyon - Bayern Monachium. Paweł Kapusta: Awans z czerwoną kontrolką

PAP/EPA / Franck Fife / Na zdjęciu: Robert Lewandowski (z lewej) walczy o piłkę
PAP/EPA / Franck Fife / Na zdjęciu: Robert Lewandowski (z lewej) walczy o piłkę

Dla Bayernu to dobrze, że do wielkiego finału Ligi Mistrzów przystąpi nie bezpośrednio po rozsmarowaniu Barcelony, a po trudnym starciu z Olympique Lyon. Do najważniejszego meczu w roku mistrzowie Niemiec podejdą z lekko schłodzonymi głowami.

Po 90 minutach sędzia zagwizdał po raz ostatni, kamera dokładnie w tym momencie pokazała zachowanie Roberta Lewandowskiego. Polski napastnik przykucnął, uderzył pięścią w murawę. Ten gest mówi wiele: to był szalenie trudny mecz, który kosztował Bayern sporo wysiłku. To zwycięstwo, które jest dla "Lewego" szczególnie ważne. Już w poprzednich meczach było widać, jak bardzo zależy mu na sukcesie w Champions League. To wciąż niezdobyta przez niego góra.

Po tym, co brzydkiego Bayern zrobił przed kilkoma dniami Barcelonie, mało kto się chyba spodziewał, że skazywany na pożarcie Olympique Lyon będzie potrafił postawić niemieckiej ekipie tak trudne warunki. Szczególnie na początku meczu, gdy Francuzi kilkukrotnie potrafili zagrozić bramce Manuela Neuera. Gdyby w środę przeciwnikiem Bayernu był klub z Paryża, a nie Lyonu, tak grający w pierwszym kwadransie mistrz Niemiec mógłby naporu nie przetrwać.

Bayern znów, bo w meczu z Barceloną grał dokładnie tak samo, zostawił przeciwnikom ogrom miejsca na skrzydłach. Barcelona nie potrafiła tego wykorzystać, Lyon nie strzelił ani jednego gola, choć powinien trafić chociaż jeden raz. To, czego nie potrafiła jednak zrobić wybrakowana Barca i ambitny Lyon, mogą zrobić fenomenalny Kylian Mbappe czy mający przebłyski geniuszu Neymar. Thomas Tuchel, trener PSG, na pewno dokładnie obserwował grę Bayernu i już ma swój pomysł na finał. Przed Hansim Flickiem na pewno równie ważny czas. Czas, w którym trzeba będzie się zastanowić, co zrobić, by Bayern w najważniejszym meczu roku znów nie zaczął od zadyszki i chaosu.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kapitalna sztuczka Manuela Neuera

Robert Lewandowski po siedmiu latach znów zagra w wielkim finale Ligi Mistrzów. Wówczas na szczyt się dopiero wdrapywał. Dziś już tam jest, ale wyzwanie przed nim ogromne: czas na postawienie ostatniego kroku w drodze po nieśmiertelność. Brzmi to bardzo szumnie i dumnie, ale dokładnie tak brzmieć powinno.

O Robercie Lewandowskim od lat mówi się: kapitalny napastnik, jedna z najlepszych dziewiątek świata. I od lat przypomina się dwa brakujące elementy: kadra i europejskie puchary. W najbliższą niedzielę Polak będzie miał więc szansę dołączenia do grona najpotężniejszych - piłkarzy utrzymujących najwyższą formę przez lata, sezon w sezon zachwycających kibiców z całego świata, ale także mogących pochwalić się wygraniem najważniejszych, klubowych rozgrywek. W niedzielę Lewandowski, jeśli oczywiście zagra, ale nic nie wskazuje na to, że miałoby być inaczej, zostanie pierwszym Polakiem w historii, który wystąpi w dwóch finałach Ligi Mistrzów. Siedem lat temu przegrał z Bayernem. Po siedmiu latach z Bayernem może wygrać.

Długo kazał czekać na swoje trafienie w meczu z Lyonem. Jako piłkarz niezwykle ambitny, ma zapewne poczucie minimalnego niedosytu. Bo przecież raz miał strzelić z najbliższej odległości do pustej bramki, ale stracił równowagę. Niedługo później mocno bita w pole karne piłka minęła wystawioną przez niego nogę. Znów wiele nie zabrakło, by wpisał się na listę strzelców. Kto uważnie przygląda się jego karierze, jego grze, zachowaniom, ten widzi sporą przemianę. Widać, jak bardzo zależy mu na wygraniu tych rozgrywek, szczerze cieszy się z każdego gola strzelonego przez kumpla z zespołu. I w końcówce meczu też został wynagrodzony golem. Skuteczność Polaka jest zachwycająca. W tej edycji Ligi Mistrzów strzela po prostu zawsze. Ma już 15 goli, brakuje mu dwóch trafień do wyrównania rekordu Cristiano Ronaldo z sezonu 2013-14. Tak kapitalnego sezonu po prostu nie wypada nie zwieńczyć wygraniem finału.

Jedno jest pewne: w niedzielę będziemy świadkami kapitalnego spektaklu.

Liga Mistrzów: Bayern Monachium wyrównał rekord Realu Madryt. Dziesięć zwycięstw z rzędu!

Liga Mistrzów: Legia Warszawa poznała rywala. Omonia Nikozja przyleci do Polski

Źródło artykułu: