[tag=17583]
Mateusz Klich[/tag] nie mógł marzyć o lepszym debiucie w Premier League. Gol na 3:3 strzelony Liverpoolowi, mistrzowi Anglii w jego "świątyni futbolu" na Anfield, w spektaklu, który okazał się fantastyczną reklamą ligi angielskiej, był zwieńczeniem kapitalnej gry Polaka w tym meczu.
I zaufania, jakim nieprzerwanie od 92 spotkań obdarza Klicha trener Leeds United, Marcelo Bielsa, wystawiając go w pierwszym składzie (z przerwą jedynie na świętowanie awansu do Premier League).
To był historyczny mecz dla kibiców "Pawi", którzy na powrót swojej drużyny do Premier League czekali aż 16 lat. Powrót zaczął się od porażki, ale za to w takim stylu, z którego każdy fan może być dumny.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: zrobił to jak z Niemcami! Kapitalne podanie Grosickiego na treningu kadry
To niecodzienna sytuacja, by Liverpool dysponujący najszczelniejszą defensywą ligi, z uważanym za najlepszego obrońcę świata Virgilem van Dijkiem czy brazylijskim bramkarzem Alissonem pozwalała rywalom wbić sobie na własnym stadionie trzy gole. A Leeds trzy razy doprowadzało do wyrównania. Przegrać na wyjeździe z Liverpoolem po hat-tricku Mohammeda Salaha i dwóch rzutach karnych to żaden wstyd. Brawa za podjętą walkę i ofensywną grę.
Stąd zasłużone zachwyty ekspertów. Gary Lineker po golu Klicha na 3:3 tweetował, że z ekscytacją będzie oglądał "Pawie" w tym sezonie. Argentyński "mag futbolu" i mentor Pepa Guardioli narzucił drużynie bezkompromisowi styl, który pozwolił jej zdobyć mistrzostwo Chamionship i spełnić wieloletnie marzenie fanów o powrocie do elity.
Klich jest tego systemu centralną postacią. Obdarzony przez Bielsę wielką wolnością bywa na boisku wszędobylski. Na Anfield harował zarówno przed własnym polem karnym jak i rywala. Było takie 10 minut gry, w trakcie których nie tylko zdobył gola (mając przy własnej bramce asystę drugiego stopnia), ale też zablokował strzały Sadio Mane, Roberto Firmino i Georginio Wijnalduma.
Ze środka pola przechodził na skrzydła, regulował tempo gry, odbierał piłkę i inicjował ataki. Po jednym z nich padł zresztą gol na 2:2. Zdecydowanie był jednym z najlepszych zawodników tego spektaklu.
A wszystko to kilka dni po dwóch występach w reprezentacji Polski, w których po raz kolejny nie był w stanie pokazać swego potencjału i jak większość kolegów zebrał przeciętne oceny. Występach, którego znów okazały się męczarnią - nie bez przyczyny kibice podchwycili tweet dziennikarza sport.pl, Pawła Wilkowicza, który hasło PZPN "Łączy nas Piłka" przerobił na "Męczy nas Piłka", że aż stworzyli sobie do niego własną grafikę.
Z Holandią, grając przeciwko kolegom ze swojej dawnej ligi, Klich miał głównie zadania defensywne, ale starał się być aktywny i coś wykreować, zmieniał pozycje, schodząc ze środka na lewe skrzydło. To on zainicjował jedyną udaną akcję "Biało-Czerwonych", świetnie zagrywając do Tomasza Kędziory, który podał do Krzysztofa Piątka, a ten oddał jedyny celny w spotkaniu. Z Bośnią i Hercegowiną w 68. minucie zmienił Grzegorza Krychowiaka i znów był bardzo daleki od zawodnika, jakim co mecz potrafi być w Leeds.
To nie może być przypadek, że Klich nie zagrał w kadrze ani jednego tak dobrego meczu jak w klubie. Podobnie jak Piotr Zieliński, który zresztą w sobotę strzelił gola w sparingu Napoli z Pescarą. Kibice podchwycili, że gole w weekend zdobywali także inni kadrowicze - Sebastian Walukiewicz przeciwko AS Roma i Paweł Bochniewicz w debiucie w Eredivisie w barwach Heerenveen.
Twitter natychmiast przypomniał słowa selekcjonera z eliminacji Euro 2020, komentującego skuteczność kadrowiczów w klubach: "to tylko potwierdza, że wykonujemy bardzo dobrą pracę na reprezentacji. Bo jeżeli zawodnicy wracają z reprezentacji, są skuteczni i strzelają bramki, to znaczy, że dobrze pracowali".
Można szydzić z nich na różne sposoby, nie da się jednak zaprzeczyć, że Brzęczek nie potrafi wykorzystać potencjału polskich piłkarzy. Że zbyt często forma klubowa wyparowuje z zawodników w meczu reprezentacji jak z uszkodzonej rury. A takie występy jak sobotni Klicha, częste Krychowiaka w Lokomotiwie, Zielińskiego w Napoli czy Karola Linettego w ubiegłym sezonie w Sampdorii powinny być dla niego nie powodem do dumy, ale wyrzutem sumienia.
A propos potencjału, warto przypomnieć inną nieszczęśliwą wypowiedź selekcjonera, po meczu z Austrią na Stadionie Narodowym, gdzie ledwo wywalczyliśmy bezbramkowy remis: "kończyliśmy mecz z trzema zawodnikami z Championship, czyli 2. ligi angielskiej. Apeluję o rozsądne ocenianie naszego potencjału".
Bielsa dostrzegł potencjał Klicha już dawno temu, czyniąc go swoim najbardziej zaufanym żołnierzem i nie dając żądnemu innemu zawodnikowi grać tyle co Polakowi. Pozwalając mu przy tym wykazywać się kreatywnie, zabezpieczając mu plecy Kalvinem Phillipsem. Bynajmniej nie szukając wzmocnień na jego pozycji po awansie do Premier League (Bielsa generalnie ufa składowi, który został mistrzem Championship, dokonując tylko drobnych uzupełnień).
Czy kiedyś doczekamy się tak błyskotliwego występu Klicha w kadrze, jak przeciwko Liverpoolowi? Mam tylko nadzieje, że Jerzy Brzęczek - parafrazując jego własne słowa -nie będzie czekał aż pomocnik Leeds "wstanie pewnego dnia i coś mu przeskoczy w głowie, to będziemy mieli zawodnika, którego będą nam zazdrościć wszyscy na świecie". Myślę, że wielu zazdrości nam Klicha już teraz.
Śmierć, która wstrząsnęła Włochami. AS Roma uczciła pamięć młodego kibica
Słabe notowania selekcjonera i spadek oglądalności meczów reprezentacji