Doświadczony bramkarz znów popisał się znakomitą skutecznością. W ciągu pierwszego kwadransa odbił niemal połowę strzałów olsztynian i to głównie dzięki niemu Azoty przegrywały do przerwy różnicą ledwie pięciu bramek. Stęczniewski obronił trzy (!) rzuty karne, w 16. minucie odbił rzut Michała Nowaka i dobitkę z koła Michała Bartczaka. Na przestrzeni całego meczu jego skuteczność wyniosła blisko 35 proc., a statystyki zepsuła dopiero końcówka, w której rozluźnieni puławianie stracili kilka prostych bramek.
Co zadecydowało o sukcesie Azotów w drugiej połowie? - Na pewno nie było takiej dekoncentracji jak w końcówce pierwszej części gry, gdy przeciwnik zdobywał bramki jak chciał - tłumaczy. - Podnieśliśmy ręce w obronie, graliśmy czujnie, nie pozwoliliśmy rywalom na proste strzały. Udało nam się, to wszystko zaprocentowało. Warmia miała duże problemy z dojściem do sytuacji rzutowych i dzięki temu miałem możliwość interwencji. Chwała chłopakom - w obronie po przerwie zagrali naprawdę świetnie.
Azoty po zwycięstwie z Warmią mają na swoim koncie cztery oczka. - Cały czas jest ciśnienie, każdy mecz chcemy wygrać, teraz jednak na pewno będzie lżej - nie kryje bramkarz Azotów. Podopieczni Bogdana Kowalczyka mają już za sobą konfrontacje z Wisłą i Vive. Za tydzień czeka ich wyjazd do Mielca, później do Puław zawita legnicka Miedź. - Przed nami mecze z przeciwnikami, których możemy pokonać - zapowiada Stęczniewski. - Chcemy z nimi wygrać, ale jak to będzie, zobaczymy.