Sędziowie byli tylko jedną z przyczyn naszej porażki - rozmowa z Wojciechem Nowińskim

Po porażce z Katarem, Polacy muszą zadowolić się grą o trzecie miejsce. Wojciech Nowiński wyraził swoje zdanie na temat samego meczu oraz sposobu sędziowania.

W tym artykule dowiesz się o:

Michał Gałęzewski: Po meczu zawodnicy nie kryli rozgoryczenia po decyzjach sędziów. Podziela pan ich zdanie?

Wojciech Nowiński: Oglądając relację na żywo czasami wydawało mi się, że była pomoc sędziów, ale nie była ona aż tak duża. Później przeanalizowałem różne sytuacje na zimno. Wszystkie powtórki telewizyjne wykazały jednoznacznie i bezwzględnie, że nie tylko w decydujących momentach meczu, ale i przez całą jego długość, wszystkie sporne piłki trafiały do Katarczyków. W końcówce, gdzie były sytuacje z przekroczoną linią i podpartym rzutem, czy też z karnym powtórki pokazały ewidentnie, że te decyzje były błędne. To zadecydowało o wyniku i rozumiem rozgoryczenie zawodników. Tym niemniej kilku z nich powstrzymuje się od wypowiedzi, ale nie ma co ukrywać, że głównymi negatywnymi bohaterami była para arbitrów.
[ad=rectangle]
Czy gdyby nie sędziowie, cieszylibyśmy się teraz z gry w finale mistrzostw świata?

- Nie ma co ukryć, że sędziowie byli tylko jedną z przyczyn naszej porażki. Drugą była nienajlepsza gra polskiego zespołu. Musimy zauważyć, że bramkarze spisywali się bardzo słabo przy Sariciu, który w pewnych momentach bronił ze skutecznością prawie pięćdziesięciu procent. Zepsuła mu ją dopiero końcówka, gdzie obie drużyny rzucały seriami. Został najlepszym zawodnikiem spotkania i to mu się należało. W tym elemencie dysproporcja była ogromna.

W których elementach gry katarscy zawodnicy zrobili różnicę?

- Defensywa katarskiej drużyny może zostać ich wizytówką. Ogromna w tym zasługa Valero Rivery, który podobnie ustawił dwa lata temu hiszpański zespół, który wygrał wówczas mistrzostwa świata. Pozornie jest to ustawienie 6-0, ale ono ewoluuje i zawodnicy są wysunięci w pobliżu linii przerywanej. To zaplanowane działanie. Ta drużyna grała bardzo ruchliwie i agresywnie. Ich ruchy były intensywniejsze, niż Hiszpanów. Dołożyli do tego nieprawdopodobną szybkość poruszania się. Rozmontowało nam to atak pozycyjny. Już wcześniej narzekaliśmy, że mamy problemy z konstruowaniem akcji zespołowych i teraz było podobnie. Większość akcji to indywidualne popisy. Polska reprezentacja miała problemy z grą z obrotowym. Nasi rywale dezorganizowali nasze działania.

Co się panu podobało w grze reprezentacji Polski?

- Fenomenalny mecz rozegrał Michał Jurecki. Było to jego zdecydowanie najlepsze spotkanie. Miał nie tylko dziewięć bramek, ale i pięć asyst, nie popełniając przy tym żadnego błędu! Starał mu się w miar pomóc Mariusz Jurkiewicz. On nie ustrzegł się błędów, ale miał asysty, przechwyty i zdobywał bramki. Spory wkład miał też Michał Daszek, który z meczu na mecz grał coraz odważniej. Zdobył trzy bramki, wywalczył karnego, asystował i miał dwa przechwyty. W 50 minucie pojawił się Michał Szyba. Rzucił trzy bramki i miał asystę. Pozostaje pytanie, dlaczego wszedł tak późno i czemu grał tak mało w poprzednich meczach? Teraz zmienił niewiele wnoszącego Rojewskiego, który nie mógł sobie poradzić przy agresywnych obrońcach. Ta zmiana mogła jednak nastąpić wcześniej. Jak patrzymy na pojedynczych zawodników, to zapis nie jest zły. Problemem była organizacja gry zespołowej i błędy wynikający z problemów z koncentracją. Mniej znani Katarczycy łatwo mijali 2-3 obrońców, a na szóstym metrze często nie było naszych defensorów.

Z czego wynikały problemy naszych defensorów?

- Uważam, że to były błędy obrony, a nie konsekwencja tego, że bali się bronić. Nie byli zdecydowani i dlatego Katarczycy dochodzili do łatwych pozycji rzutowych, których nie mieli z nami Szwedzi, czy Chorwaci. Można było się spodziewać, że będą rzucali Capote, Roine, czy Vidal, ale że uda się to mniej znanym graczom tej reprezentacji?

Czy uważa pan, że patrząc na przebieg spotkania byliśmy zespołem lepszym?

- Patrząc na bramkę, obronę, czy atak, drużyna Kataru była pełniejsza, bardziej kompletna i prezentowała się sportowo zupełnie dobrze. To mogło im jednak nie wystarczyć. My mieliśmy bardzo dobre starty. Była niestety cała seria niekorzystnych decyzji sędziowskich i padały bramki, które nie powinny być uznane oraz kary, których nie powinniśmy otrzymać, a powinni Katarczycy. Frustracja była więc ogromna i takie rzeczy się liczą. Spotkaliśmy się z zespołem, który w dziwny sposób powstał. Przyglądaliśmy mu się z boku. Jak Austriacy mówili, że sędziowanie jest fatalne, to widziałem tę końcówkę i zgodzę się z tym, że trzy decyzje były skandaliczne. Niemcy przegrywali od początku, ale dociągnęli wynik. Również niesamowicie narzekali. Teraz dotknęło to i nas. Jestem przekonany, że sędziowie mieli ogromny wpływ na to, że Katar zagra w finale.

Czy po takim meczu nie powinno się jeszcze bardziej zwiększyć możliwości challenge'u? Przede wszystkim mam tu na myśli sytuację przekroczeniem linii pola bramkowego przez rzucającego zawodnika, co widzieli nasi zawodnicy, a nie dostrzegli sędziowie...

- Nic nie poradzimy. Challenge na prośbę drużyny może być użyty wtedy, gdy są wątpliwości, czy piłka wpadła do bramki. W spornych sytuacjach ma prawo interweniować IHF Officer i sędziowie również mogą się zwrócić o pomoc w wyjaśnieniu sytuacji. Tak jednak nie było.

Tuż po meczu Polaków, Francuzi zagrali z Hiszpanami. Jak by pan porównał poziom tych spotkań?

- Porównując te mecze, był to przedwczesny finał. Oba zespoły grały na najwyższym światowym poziomie, z plejadą znakomitych graczy i serią fantastycznych zagrań. Nieprawdopodobnie spisywali się bramkarze. To, co robili 39-letni Omeyer, czy Perez de Vargas było rewelacyjne. Takie mecze chce się oglądać bez przerwy - to widowisko, ta walka, to napięcie... Mecz rozstrzygnął się w ostatnich momentach. Mówiąc wprost - wielki spektakl.

Czy według pana nikt nie zabierze Francji mistrzostwa świata?

- Poziom sportowy obu drużyn jest nieporównywalny. Francuzi mają drużynę absolutnie kompletną. Canellas powiedział, że przyglądając się tej drużynie szukali koncepcji, jak z nimi grać, ale nie znaleźli słabych punktów. Każdy reprezentant Francji, to zawodnik klasy światowej. Nie ma kontuzjowanego Abalo, niewiele gra Accambray. Na ławce są tam tacy zawodnicy, którzy potrafią przechylić losy. Powrót do formy Narcissa budzi podziw. Karabatić i inni to klasa dla siebie. Różnorodność działań dzięki ich umiejętnościom jest ogromna i nie da się tego z nikim porównać. Wspaniale funkcjonuje ich defensywa oraz blok. Nie bronią już z wysuniętym graczem, tylko próbują grać systemem 6-0 i zmuszać do gry do środka. We Francji szykowana jest zmiana warty. Dinart podczas ostatniego czasu prowadził rozmowy taktyczne, a Onesta stał wycofany. To logiczna sprawa.

Czy w finale główną rolę mogą odgrywać sędziowie?

- No właśnie nasuwa się pytanie, jak daleko mogą się posunąć. W trzech kolejnych meczach Kataru były protesty i zobaczymy jak to będzie wyglądać. Mam nadzieję, że finał nie będzie wypaczony w żaden sposób błędami sędziowskimi. Już jest skandal, ale byłby on jeszcze większy. W 2007 roku po tym, jak Niemcy byli ciągnięci za uszy, sędziowie byli karnie odsyłani do domu. Podobna sytuacja była wtedy, gdy mistrzostwa odbywały się w Serbii. Jak sięgniemy pamięcią wstecz, Tunezja i Egipt mając mistrzostwa świata u siebie też znalazły się w czwórce i nigdy nie powtórzyły takiego wyniku. Serbia i Niemcy to jednak państwa znaczące dużo dla piłki ręcznej i ich holowanie jest niedopuszczalne, ale na pewno wygląda inaczej, niż holowanie Kataru będącego zespołem, który nigdy nie istniał. To przykre, że w piłce ręcznej mamy taką sytuację i nie zawsze wynik sportowy stoi na pierwszym miejscu. Nie ujmuję reprezentantom Kataru umiejętności gry. Prezentują europejski poziom i zasłużyli na ósme, czy dwunaste miejsce, ale nie są oni na tyle dobrzy, by grać o złoto.

Nas czeka mecz z Hiszpanią. Czy to dobrze, że trafiliśmy na tego rywala?

- Na pewno Hiszpanie są bardziej w naszym zasięgu, niż Francuzi. Znamy się z tą reprezentacją bardzo dobrze. Niedawno w Gdańsku i w Płocku graliśmy dwa mecze towarzyskie, a tuż przed mistrzostwami jeszcze w Oviedo. Nigdy nie było tak, że jeden z zespołów od początku do końca obejmował prowadzenie i przegrywaliśmy, bądź wygrywaliśmy bez bólu. W Oviedo graliśmy bardzo dobrze przez 50 minut, po czym w końcówce przegraliśmy 1:10, ale może nie zawsze takie końcówki będą nam się przydarzać? Hiszpański trener Manolo Cadenas pracuje w Polsce i zna doskonale wielu zawodników z kadry, ale i my ich znamy. Patrząc na dorobek medalowy, faworytami są nasi rywale i nie ulega to wątpliwości.

Co nasi zawodnicy muszą zrobić, by zdobyć brązowy medal?

- Trudno powiedzieć co należy zrobić od strony sportowej. Ważna jest jednak sfera mentalna. Trzeba się zresetować po porażce z Katarem, bo na pewno będzie ona tkwiła w głowach chłopaków. Mają oni całą sobotę, by się z tym uporać. Nie ma mowy o treningu, czy o przygotowaniu taktycznym na boisku. Wszystkie zespoły są równie zmęczone i najważniejsze będą głowy. Hiszpanie potrafią grać o brązowy medal co potwierdzili na ostatnich mistrzostwach Europy i to też dla nich mecz o wysoką stawkę. To nie Chorwacja, dla której brąz jest nieistotny. Hiszpanie przegrali sportowo piękny mecz, ale rozgrywany w normalnym układzie. Byli słabsi od doskonałych Francuzów i muszą się z tym pogodzić. Nam będzie się pogodzić ciężej, gdyż nasi zawodnicy mają prawo być sfrustrowani, bo mimo że nie grali fenomenalnie, nie musieli przegrać.

Źródło artykułu: