Liga Mistrzów. Pojedynek pod kontrolą THW. Kilończycy zaczęli walkę o ćwierćfinał od zwycięstwa z MOL-Pickiem Szeged

PAP/EPA / Sandor Ujvari / Na zdjęciu: Harald Reinkind (z piłką)
PAP/EPA / Sandor Ujvari / Na zdjęciu: Harald Reinkind (z piłką)

Kilończycy bez większych problemów wygrali pierwszy mecz w walce o ćwierćfinał Ligi Mistrzów. Szczypiorniści THW pokonali na wyjeździe MOL-Pick Szeged 33:28.

Czy gdyby na trybunach hali w Szeged mogli zasiąść kibice, wynik tego starcia byłby zupełnie inny? To całkiem możliwe. Arena zmagań MOL-Picku jest specyficzna - sufit jest blaszany, do tego zawieszony bardzo nisko. To sprawia, że chociaż obiekt jest mały i nie jest w stanie zmieścić dużej liczby fanów, akustyka jest doskonała i w kluczowych momentach trudno usłyszeć własne myśli. Węgierska publiczność zawsze reaguje żywiołowo i żyje tym, co dzieje się na boisku.

Kilończycy przekonali się już zresztą jak trudno gra się w Szeged - trzy poprzednie mecze przecież tutaj przegrali. Pierwszą porażkę zanotowali w 2015 roku (29:31), drugą rok później (29:33), a ostatnią w 2018 roku (27:28). W środę mieli się więc czego obawiać.

Gospodarze stracili jednak swój największy atut - publiczność, która wcześniej potrafiła sparaliżować rywali. Tym razem jeśli już ktoś był sparaliżowany, to Madziarzy. Węgrzy od początku spotkania byli niezwykle zagubieni. Pierwsze minuty w ich wykonaniu wołały o pomstę do nieba. Przyjezdni tymczasem rozkręcali się z minuty na minutę - zaczęli od prowadzenia 3:0 i o czas błyskawicznie zmuszony był poprosić Juan Carlos Pastor. Przerwa w grze i uwagi szkoleniowca pomogły, bo szczypiorniści z Szegedu wreszcie się odblokowali.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Lindsay Vonn zachwyca formą w bikini

Wypracowane wcześniej prowadzenie dawało jednak THW sporo komfortu. Kilończycy zresztą natychmiast powiększyli swoją przewagę i bez większych problemów kontrolowali wynik. Na przerwę Zebry schodziły prowadząc ośmioma trafieniami, a Madziarzy mogli tylko liczyć, że w drugiej części meczu będą w stanie odwrócić losy spotkania.

Wszystko, by tak się stało robił Mirko Alilović. Chorwat starał się jak mógł, obronił kilka niezwykle ważnych piłek, ale to było za mało, by móc realnie myśleć o odrobieniu strat. Udało się zmniejszyć prowadzenie jedynie do pięciu oczek, ale chwilę później kilończycy znów odskoczyli. Gospodarze w samej końcówce starali się jeszcze raz wykazać zaangażowaniem, jednak na ich drodze stanął Mattias Andersson.

Sander Sagosen grał zaledwie na 50 proc. skuteczności, a to i tak wystarczyło, by zdobywał najwięcej bramek w całym spotkaniu. Ostatecznie szczypiorniści THW zwyciężyli

MOL-Pick Szeged - THW Kiel 28:33 (13:21)

Czytaj też:
Lars Walther zabrał głos po zwolnieniu. "Wielki szok"
Tałant Dujszebajew ukarany przez ZPRP

Komentarze (0)