[tag=19410]
[/tag]Paweł Paczkowski występuje w białoruskim Mieszkowie Brześć od 2020 roku na zasadzie wypożyczenia z drużyny Łomża Vive Kielce. Prawy rozgrywający miał zostać na Białorusi do końca sezonu 2022/2023. Wcześniej bronił barw m.in. węgierskiego Telekomu Veszprem czy ukraińskiego HC Motoru Zaporoże.
Maciej Szarek, WP SportoweFakty: Jak możemy przeczytać na oficjalnej stronie Mieszkowa Brześć, "zagraniczni zawodnicy, w tym Paweł Paczkowski, z polecenia ambasad swoich krajów wracają do ojczyzny". Jesteś już w Polsce?
Paweł Paczkowski: Tak. Granicę przekroczyłem wczoraj (we wtorek, 1 marca - przyp. red.) ok. godz. 3:30 polskiego czasu. Nie dostałem jednak żadnej sugestii od polskiej ambasady, żeby opuścić Białoruś. Razem z kolegą kontaktowaliśmy się z ambasadą USA.
Jak wyglądały twoje ostatnie dni aż do momentu podjęcia tej decyzji?
To był dla mnie trudny czas, chociaż ciężko mi się wypowiadać w ten sposób, bo wiem, że moje trudności są teraz niczym przy obecnych problemach tysięcy ludzi. Nie było łatwo przebywać na Białorusi, wiedząc o aktualnej sytuacji politycznej. Białoruś, pomimo jej oficjalnych stanowisk, jest aktywnie zaangażowana w wojnę z Ukrainą i jej władze nie są niewinne. W ostatnim czasie docierały do nas różne informacje, np. o rozmieszczeniu wojsk niedaleko Brześcia. Nie widziałem ich na własne oczy, tylko o nich słyszałem i widziałem zdjęcia, ale to generuje dodatkowe napięcie.
ZOBACZ WIDEO: Miał zawał serca na boisku! Wrócił do gry
Mieszkow dodaje, że "kontrakty zawodników nie zostały rozwiązane i wszyscy mogą wrócić, jeśli sytuacja się ustabilizuje". Wyobrażasz sobie powrót na Białoruś?
Już w czwartek (24 lutego, w dzień wybuchu wojny - przyp. red.) myślałem o tym cały czas. W niedzielę przekazałem swojemu menedżerowi, że będę chciał rozwiązać kontrakt z Mieszkowem. Decyzja jest ostateczna. Papiery nie zostały jeszcze podpisane, formalnie wciąż jestem zawodnikiem Mieszkowa, ale nie chcę tu zostawać i nie mam zamiaru wracać. Chodzi, między innymi, o aspekt moralny.
Czyli opuszczenie Brześcia i wyjazd z Białorusi były inicjatywą zawodników?
Tak. Domyślam się, że gdybyśmy nie wyszli z taką inicjatywą, klub chciałby, żebyśmy zostali.
Zwłaszcza, że Mieszkow zamierza funkcjonować normalnie, choć został wykluczony z europejskich rozgrywek. Na najbliższą sobotę zaplanowane jest spotkanie ligi białoruskiej i klub zapewnia, że odbędzie się ono zgodnie z planem.
Tak, oni bardzo chcą zagrać! Nie mam pojęcia, co będzie dalej z Mieszkowem, nie dostaliśmy żadnego oficjalnego stanowiska. Wszystko, co powiem, będzie tylko gdybaniem, no bo co, jeśli EHF wykluczy białoruskie i rosyjskie kluby z rozgrywek na lata?
Wróćmy do ciebie. Jakie masz teraz plany?
Wiele osób mnie o to pyta i najzupełniej szczerze to nie wiem. Na razie nie chcę o tym myśleć i daję sobie czas, by ochłonąć i zdystansować się. W swoim czasie podejmę decyzję, na razie nie rozmawiałem z nikim o kwestiach sportowych dotyczących mojej przyszłości zawodowej. Wiem, że na pewno sobie poradzę.
Jeśli chodzi o stronę zawodową... mam ją gdzieś! Nie miało dla mnie znaczenia, co się teraz ze mną stanie.
W poprzednich latach reprezentowałeś drużyny po obu stronach rosyjsko-białoruskiej agresji: ukraiński Motor Zaporoże oraz białoruski Mieszkow. Czy to wpływa w jakiś sposób na twój odbiór wojennych doniesień?
Przede wszystkim to nigdy mnie to fizycznie nie dotknęło i nigdy nie miałem do czynienia z wojskiem. Nawet w Zaporożu, który leży ok. 250 kilometrów od Doniecka, nic się nie działo, choć wiedzieliśmy że dalej wciąż toczą się walki. Dwa razy widziałem ludzi z kałasznikowami chroniących konwoje, dygnitarzy lub transporty na front. Teraz najbardziej odczuwam to pod względem społecznym, bo przecież wciąż mam wielu przyjaciół w drużynie z Zaporoża. We wtorek rano rano pomyślałem, że Zakhar Denysow, kapitan Motoru, ma urodziny. Nawet nie mam słów, by to skomentować…
Zagraniczni zawodnicy Motoru opuścili Ukrainę, ale tubylcy zostali. Masz z nimi jakiś kontakt?
Rozmawialiśmy tuż po wybuchu wojny. Zaoferowałem pomoc, w czym tylko będę mógł. Nie wiem jednak, gdzie są teraz, ale najprawdopodobniej wciąż w Zaporożu.
A jak sytuacja wygląda na Białorusi? Czuć, że toczy się wojna?
Od dłuższego czasu na Białorusi były tzw. ćwiczenia wojskowe. I faktycznie, te ćwiczenia zawsze odbywały się co roku, a teraz zostały tylko przedłużone. Taki był przekaz. Życie wciąż toczy się tam normalnie, jest zupełny spokój. Nie dało się też wcześniej odczuć, by coś mogło się wydarzyć. Jedynie od piątku, już po naszym powrocie z Ligi Mistrzów na Węgrzech, pomyślałem, że na ulicach jest bardzo mało ludzi, ale to może być moja nadinterpretacja, bo już wtedy dużo o tym myślałem.
Jak białoruski rząd próbuje wyjaśnić sytuację swoim obywatelom? Jaki przekaz panuje w rządowych mediach i czy w ogóle da się dotrzeć do prawdziwych informacji?
Starałem się nie oglądać reżimowych białoruskich mediów, bo to po prostu bolesne dla mózgu. Ich przekaz jest wyjęty spoza jakiejkolwiek logiki i zupełnie oderwany od rzeczywistości. Treści są podobne do tego, co jest tłumaczone na język polski w wystąpieniach prezydentów Łukaszenki lub Putina. Jeżeli któryś z nich mówi, że kraj atakujący swojego sąsiada tak naprawdę prowadzi akcję pokojową, to traktowanie tego na poważnie jest zwykłą obrazą dla ludzkiej inteligencji.
W telewizji panuje wyłącznie jeden przekaz, inne źródła można znaleźć tylko w internecie, gdzie nie ma z tym problemu. Niestety, nie wszyscy Białorusini starszego pokolenia z niego korzystają, więc zdarzają się sytuacje, że niektórzy zupełnie nie zdają sobie sprawy z obrotu zdarzeń. Jeden z kolegów z drużyny przyznał, że jego babcia nie wiedziała o wojnie, bo w mediach jej zwyczajnie nie ma.
Obserwuj autora na Twitterze i czytaj jego pozostałe teksty!
Czytaj także:
Orlen Wisła Płock znów zwycięska
Dramatyczna relacja spod granicy