Dramat Mateusza Sochowicza wydarzył się podczas treningu na torze w Yanqin pod Pekinem. Polak uderzył w zamkniętą bramkę przejazdową i trafił do szpitala. Pierwsze wieści na temat saneczkarza nie były najlepsze.
25-latek miał złamać kość piszczelową, ale dokładne badania wykluczyły ten uraz. Doszło jednak m.in. do uszkodzenia rzepki. Na szczęście Sochowicz powoli wraca do zdrowia i czuje się na tyle dobrze, że odezwał się do fanów na Facebooku.
"Że żyję, to już wiecie. Od wczorajszego posta trochę się wydarzyło. Łatanie dziur, pierwsze szwy w życiu i od razu pechowa 13 (prawa noga) operacja na lewe kolano, składnie rzepki, podobno udane. Następnym razem gdy ktoś będzie piszczał na lotnisku to ja, oczywiście składany na drutach - Made in China. Zostały przeprowadzone dwa badania rezonansu magnetycznego, aby wykluczyć jakieś dziwne rzeczy o których nie będę wam pisał, bo sam średnio się orientuję" - relacjonuje polski saneczkarz.
Co teraz czeka Sochowicza? Wygląda na to, że najbliższy czas spędzi na wózku inwalidzkim. On jednak nie traci dobrego humoru.
"Ogólnie to jest dobrze, tylko nogi poharatane. Z tych mniej przyjemnych informacji to leki puszczają i zaczynam czuć, że żyję. Kupa nikomu niepotrzebnej roboty przede mną i zobaczymy, co z tego wyjdzie. Czeka mnie przesiadka na chwilowy driftowóz. Jeszcze raz dziękuję za wszystkie słowa wsparcia, jesteście wielcy" - dodał.
Koszmar polskiego sportowca. Miał poważny wypadek! >>
Byliśmy saneczkarską potęgą. Dziś dyscyplina jest w rozsypce i żyje dzięki zawodnikom >>