Zbigniew Bartman: Drugiej szansy mogę nie mieć. Teraz mam swoje pięć minut

Ola Piskorska
Ola Piskorska
Bardzo racjonalnie wszystko pan sobie tłumaczy, ale trudno mi uwierzyć, że nie czuje pan w ogóle lęku w takich miejscach jak Turcja czy teraz Korea.

I tu wracamy do tego, o czym mówiłem wcześniej. Mam swój termin przydatności i muszę robić swoje niezależnie od sytuacji. Jak nie wykorzystam szansy teraz, to drugiej mogę nie mieć. Nie będę się kierował lękami czy jakimiś ulotnymi zagrożeniami w swoich decyzjach, bo to ogranicza. Zresztą, na ulicy w Warszawie też może mnie przejechać samochód.

Turcję wybrał też Dawid Konarski i odszedł z drużyny mistrzów Polski. Generalnie taka mamy w tym roku widoczną tendencję, że gwiazdy opuszczają PlusLigę, a do nas przychodzą zawodnicy z tych słabszych lig, jak francuska. Czy pana zdaniem PlusLiga idzie w dół, bo przegrywamy coraz bardziej finansowo z innymi?

Dawid odszedł do bardzo potężnego tureckiego klubu, który ma potencjał, zwłaszcza ekonomiczny, żeby walczyć o mistrzostwo kraju. Ich budżet jest nieporównywalny z żadnym polskim zespołem. I jest coraz więcej klubów na świecie, które z łatwością przebijają oferty PlusLigi i wyciągają najlepszych zawodników, dlatego ona się robi coraz słabsza także sportowo. Ale też przez 17 lat nigdy nie było tak, żeby grały w Polsce zagraniczne gwiazdy z największego światowego topu. W tej chwili jest taka jedna: Srecko Lisinac w PGE Skrze, który moim zdaniem jest jednym z trzech najlepszych na swojej pozycji. Inni siatkarze przyjeżdżali, mówili: ale u was jest cudownie, wspaniała liga, fantastyczni kibice i piękne hale, ale grać nie chciał żaden.

To prawda, ale ja mam na myśli bardziej to, że jest gorzej niż było. Nawet średniej klasy gwiazdy jak Ivović czy Konarski wolą grać gdzie indziej niż w Polsce.

Bo my się cofamy. W latach 2010-12 kluby z czołówki miały większe budżety niż teraz. Poza tym decyzja o zamknięciu ligi okazała się w perspektywie szkodliwa. Drużyny z dołu tabeli nie mają powodu, żeby szukać sponsorów i jak najlepszych zawodników, bo nie boją się spadku. Nie mają też powodu, żeby gryźć boisko w każdym meczu. I nie mogę tu nie wspomnieć klubu, z którym mam związane wspaniałe wspomnienia i był dla mnie bardzo ważny, czyli AZS Częstochowa. To, co się tam dzieje od kilku lat, woła o pomstę do nieba. A jeżeli dół tabeli nie napiera na górę, to jej poziom też się obniża. Zdrowa konkurencja jest najlepszym napędem rozwoju, a w PlusLidze nie było konkurencji.

Porozmawiajmy teraz o panu. Niedawno skończył pan 30 lat, jak pan się z tym czuje?

Fizycznie czuję się doskonale, lepiej niż pięć czy dziesięć lat temu. Prowadzę w miarę rozsądny tryb życia, bardzo dbam o swoje zdrowie. Trzeba pamiętać, że forma w sobotnim meczu jest konsekwencją znacznie więcej niż całego tygodnia dobrze przespanych nocy, dobrze przepracowanych siłowni, odpowiedniej odnowy i właściwego żywienia. Wszystkie szkodliwe działania, jak jedzenie fastfoodów, nadużywanie alkoholu czy zarywanie nocy na grę w Counter Strike’a się kumulują. I jak się ma 20 lat, to organizm dużo szybciej się oczyszcza i regeneruje, ale jak masz 30, to takie niby detale robią się bardzo ważne. Teraz to wiem, ale jak miałem 18 lat i wszyscy wspaniali, starsi siatkarze, z którymi grałem we Włoszech, mi to powtarzali, to ja w ogóle nie rozumiałem, o co im chodzi. Pamiętam jak dziś, jak Hernandez brał mnie po treningu za rękę po meczu, ja się wyrywałem, a on twardo: "Ty siadasz tu koło mnie i robisz to co ja, młody. Rozciągamy się. Teraz masz 18 lat i masz to w dupie, ale za 20 lat mi podziękujesz.". Dziękuję mu codziennie teraz. Dzisiaj jestem przed każdym treningiem 40 minut i po każdym treningu kolejne 40 minut w hali. Dzięki temu nic mi nie dokucza, czuję się dobrze i gram na podobnym poziomie cały sezon.

Czyli pan żyje teraz podobnie do Roberta Lewandowskiego? Ścisła dieta, regularne godziny snu?

Nie, fanatykiem nie jestem. Zdarza mi się wypić wino do kolacji, nie mam też ściśle zaplanowanego każdego posiłku. Mam grupę produktów, które jem, takie, które jem rzadko i mam takie, jakich absolutnie nie tykam na przykład cukier. To jest największe zło, wcale nie tłuszcz. Kiedy zacząłem czytać etykiety w sklepie, to byłem zdumiony, do jak wielu produktów, także wytrawnych, jest dodawany cukier. Musiałem zrezygnować z nich wszystkich.

A psychicznie czuje się pan dojrzalszy niż na przykład pięć lat temu?

Tak. Chyba najbardziej dojrzałem podczas sezonu w Chinach, gdzie spędziłem pół roku z Michałem Łasko. Nie znałem go tak dobrze ani nie ceniłem tak bardzo, kiedy graliśmy razem dwa lata w Jastrzębiu, a w Chinach nawiązaliśmy znacznie bliższą relację. Gdyby nie jego obecność, to byłoby mi tam niezwykle ciężko. Hala była położona półtorej godziny od miasta, a mecze rozgrywaliśmy w czwartki i w niedziele. Dlatego w każdy wtorek wieczorem jechaliśmy całą drużyną do hali i tam mieszkaliśmy w hotelu do niedzieli wieczorem. Ja byłem w pokoju z Michałem i w efekcie spędziliśmy ze sobą znacznie więcej czasu niż z własnymi żonami podczas tego sezonu. Proszę mi wierzyć, że jak spędza się z kimś tyle godzin, to rozmawia się już naprawdę o wszystkim. Wiele się od Michała wtedy nauczyłem, zmieniłem perspektywę patrzenia na różne sprawy, nabrałem większego dystansu do licznych kwestii.

Wchodzi pan w trzydziestkę jako mężczyzna ustatkowany, bo dwa lata temu się pan ożenił. Taka stabilizacja życiowa panu pomaga w sporcie?

Pomaga to za mało powiedziane. Ja wygrałem znacznie więcej niż miłość i wspaniałą żonę. Asia mi ogromnie pomogła właśnie w całym aspekcie diety i dbania o swój organizm. Odkąd jesteśmy razem, to zupełnie inaczej się odżywiam i w ogóle znacznie lepiej prowadzę. I do tego zyskałem niesamowitego teścia, który ma ogromne doświadczenie w trenowaniu lekkoatletów. On o przygotowaniu fizycznym wie wszystko. Kiedy podpisywałem kontrakt w Turcji, to miałem klauzulę o własnych treningach na siłowni i to on mi je przygotowuje. Bardzo dużo zmienił i daje to niesamowite efekty.

Nie da się ukryć, że przed panem kariery sportowej już mniej niż więcej, więc na koniec zapytam pana właśnie o koniec. Ma pan jakieś plany na czas po zakończeniu grania?

Ja wiem, że wiele osób nie należy do moich fanów, ale nie rozumiem, czemu ciągle ktoś mnie próbuje już wysłać na emeryturę. Ostatnio nieustannie słyszę pytania o to, co będę robił po zakończeniu grania. Ja planuję grać do czterdziestki, jak dobrze pójdzie, więc jeszcze parę lat mi zostało do tego zakończenia. Wiem, że niektórzy planują całe swoje życie, a w wieku lat dwudziestu rysują projekt swojego nagrobka, ale ja jestem inny.

Ale może ma pan jakieś marzenia albo plany niekoniecznie zawodowe, tylko takie, których aktualnie z powodu bycia wyczynowym sportowcem nie ma pan czasu albo okazji spełnić?

O, takich to mam akurat bardzo dużo! Mam głowę pełną pomysłów, które bardzo chętnie zrealizowałbym już teraz, ale nie mogę. Na nie przyjdzie czas, jak skończę grać. Na przykład chciałbym przejść z południa na północ Kalifornii na piechotę z plecakiem szlakiem Indian, którzy chodzili tamtędy z Meksyku do Kanady. To trwa pół roku. I to jest jeden z bardzo wielu pomysłów, jakie mam na przyszłość. Na pewno będę miał co robić, ale na razie koncentruję się na graniu i chcę grać jak najdłużej.

Czy zgadzasz się z Bartmanem, że zamknięcie PlusLigi obniżyło jej poziom?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×