Joanna Wołosz: W sporcie najpierw cię kochają, potem pół kraju cię nienawidzi

Michał Kaczmarczyk
Michał Kaczmarczyk
Pierwsza włoska przygoda ukształtowała Joannę Wołosz jako zawodniczkę czy nadała jej ostatni, niezbędny szlif?

Jadąc do Busto, byłam inną zawodniczką niż teraz - młodą i mało doświadczoną. Te dwa lata dały mi naprawdę sporo i ukształtowały mnie jako człowieka i jako sportowca. Teraz jestem już trochę na innym etapie: znam mentalność Włochów, ich sposób życia, a przede wszystkim język. Ten powrót pod względem organizacji życia w nowym otoczeniu jest dużo łatwiejszy. W 2013 roku byłam zupełnie zielona, nie wiedziałam, co, jak i gdzie. Teraz dostałam mieszkanie, samochód i zostałam sama z pozostałymi kwestiami do załatwienia, ale teraz już wiem na przykład, gdzie pojechać do sklepu i zorganizować sobie życie w całej okolicy. Włoska mentalność odpowiada pani w stu procentach?

Jak najbardziej, zarówno styl bycia, jak i pracy. Po pierwszych treningach w Imoco jestem naprawdę zadowolona, do ich jakości nie można mieć żadnych zastrzeżeń. Bardzo zależało mi na powrocie do gry w lidze włoskiej, obojętnie, w jakim klubie i to chyba najlepiej świadczy o tym, że nie mam problemu z tutejszą mentalnością.

Gdyby miała pani możliwość cofnięcia się o dwa lata i jeszcze raz podjąć decyzję o przejściu do Chemika Police...

Na tamten moment to był dobry wybór, tak uważam. Miałam możliwość zostania we Włoszech, ale uznałam, że nadszedł dobry moment na powrót do Polski w wieku rozwojowym i walkę z naprawdę dobrym zespołem o mistrzostwo Polski i sukces z europejskich pucharach. Projekt, który został wtedy stworzony w Policach, był naprawdę kuszący. Szkoda, że nie udało się w Lidze Mistrzyń, ale dzięki temu klubowi mam w CV dwa mistrzostwa, dwa puchary i superpuchar. To były świetne osiągnięcia, natomiast potem uznałam, że czas na wykonanie kroku do przodu.

Chemik nie odbiegał w niczym od standardów funkcjonowania klubu, do jakich była pani przyzwyczajona we Włoszech?

Absolutnie, stał na poziomie nawet nie tyle europejskim, co światowym. Chemik pod względem organizacji klubu to najwyższa półka, zaczynając od zaplecza medycznego przez całe biuro, aż do ludzi odpowiedzialnych za media. Sporo klubów w Europie mogłaby pozazdrościć Chemikowi jakości w działaniu.

Z tym że policki Chemik był w Polsce osamotniony i siłą rzeczy musiał nieco obniżyć loty. Zastanawiam się, w którym momencie występów w Polsce i szukania kolejnych wyzwań zobaczyła pani sufit.

Cóż, poziom w Polsce nie był wyjątkowo wygórowany, sam Chemik przez dwa ostatnie lata z całą pewnością mógłby się sportowo rozwinąć jeszcze bardziej. Problem w tym, że nie miałyśmy wtedy w kraju wielu okazji, by bić się z równym przeciwnikiem do utraty tchu. Martwiliśmy się tym i być może właśnie przez to Liga Mistrzyń nie poszła dwukrotnie po naszej myśli.

Trudno było w całym sezonie naliczyć choćby dziesięć meczów, w którym musiałybyśmy się naprawdę namęczyć i grać do samego końca o wygraną. Widziałam już za czasów gry w Busto Arsizio, jak to może wyglądać i nie ukrywam, że takiej rywalizacji mi brakowało. Czułam w poprzednim sezonie, że to nie wszystko na co mnie stać, a chciałam się rozwijać. Dlatego też pierwszą opcją po skończeniu kontraktu był dla mnie wyjazd.

Polska liga przechodziła w ostatnich latach zawirowania regulaminowe, które nie przyniosły wiele pożytku. Za to Włosi w ostatnich latach wypracowali ciekawe rozwiązania. Któreś z nich mogłoby pomóc naszej siatkówce?

Ciekawym pomysłem było dopuszczenie Clubu Italia, włoskiego SMS-u, do rozgrywek ekstraklasy i danie szansy bardzo młodym dziewczynom na konfrontację z dużo bardziej ogranymi rywalkami na wysokim poziomie. Nawet kiedy Club Italia zajmował ostatnie miejsce w lidze, potrafił urywać punkty i wygrywać mecze z potencjalnie silniejszymi rywalami. To daje możliwość na szybsze i lepsze wejście w dorosłą siatkówkę.

Poza tym pamiętam z gry w Busto Arsizio przepis promujący Włoszki do 21 roku życia. Mieliśmy młodą atakującą Marikę Bianchini i jeśli ona grała od początku seta, w jego dalszej fazie mogła wchodzić na boisko do drugiej linii bez limitu zmian. W ten sposób szansę na grę dostawały też młode, krajowe libero. Ale najważniejsze znaczenie w tym wszystkim ma szkolenie, bo włoska młodzież nie odbiega bardzo poziomem od starszych i bardziej doświadczonych zawodniczek. Właśnie, u nas dyskusja na temat jakości szkolenia jest długa, emocjonalna i pełna obaw, a Włosi to obecnie ostatnia nacja, która mogłaby martwić się o poziom młodych siatkarek.

We Włoszech ten przeskok z juniorki w seniorkę nie jest aż tak bardzo odczuwalny, co widać choćby po kadrze Włoch, w której gra ostatnio sporo bardzo młodych postaci, a nie wpłynęło to na obniżenie jej poziomu. Może nie poszło im w mistrzostwach Europy, ale zgarnęły srebro World Grand Prix i spokojnie awansowały do mundialu.
Teraz do polskiej ligi weszło sporo młodych dziewczyn, choćby w Bielsku-Białej czy Wrocławiu i najważniejsze dla nich jest to, by otrzymały swoje szanse na granie.

Pamiętam czas, gdy opuszczałam SMS i szukałam najlepszego dla siebie zespołu. Na szczęście we Wrocławiu trener Rafał Błaszczyk zaufał mi na tyle, że w Gwardii rozegrałam pełne dwa sezony. Było ciężko, ale opłaciło się. Młode zawodniczki powinny pamiętać, że nawet najlepszy trening z dobrą drużyną nie da tyle, co rozegrany mecz.

Liga Siatkówki Kobiet po różnych zmianach i przetasowaniach będzie słabsza czy ciekawsza?

Zdecydowanie ciekawsza. Chemik na papierze ma zdecydowanie najmocniejszy skład, ale w Superpucharze łodzianki pokazały pazur i zrewanżowały się za porażki w ostatnim sezonie. Developres wydaje się zdecydowanie silniejszy niż przed rokiem i pewnie będzie bił się o medale, do tego BKS skompletował fajny zespół i ma trenera, który wyciągnie z niego maksimum. W środku stawki też powinno być ciekawie.

Czy zespół Joanny Wołosz sięgnie w tym sezonie po mistrzostwo Włoch?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×