Robbert Andringa: Kiedy wylądowałem na nodze rywala, myślałem, że znów stało się coś poważnego

Dominika Pawlik
Dominika Pawlik
Można powiedzieć, że ostatnich 12 miesięcy było prawdziwym rollercoasterem?

Od sierpnia, kiedy podczas kadry doznałem złamania stopy, możemy wykasować ten rok już do końca, anulować wszystko to, co się wydarzyło. Już wyczekuję 2019 roku, nie może być gorzej, więc sam ten fakt jest pozytywny.

Oglądanie mistrzostw świata nie było w tym wypadku tym, o czym pan marzył? 

Zdecydowanie. Cała drużyna grała na dobrym poziomie, pokonała wyżej notowanych rywali. Oglądanie tego z poziomu kanapy w domu było dla mnie katastrofą. Nie mogłem tego zmienić, miałem przecież złamaną stopę. Byłem wściekły, smutny, bo tak naprawdę nie mogłem nic zmienić ani szybciej wrócić. Na szczęście podczas leczenia nie pojawiły żadne problemy, ale bardzo chciałem być tam z drużyną i móc jej pomóc.

Nie było pana co prawda na MŚ, ale koledzy nie zapomnieli.

To było bardzo miłe, jestem im za to wdzięczny. Zachowali się wspaniale. Naprawdę chciałem tam z nimi być, ale ten gest był niesamowity.

Gra dla kadry od dziecka była pana marzeniem?

Tak, zdecydowanie. Wtedy nasza drużyna była bardzo silna, więc w tv i mediach było mnóstwo siatkówki. Obserwowałem poczynania kadry, jeździłem na ich mecze. Kiedy zdobyli złoto podczas igrzysk w Atlancie, pomyślałem, że moim marzeniem jest właśnie założenie pomarańczowej koszulki i udział w takiej imprezie. Tak było od najmłodszych lat.

Jak już mówiliśmy, wycofanie się Stoczni Szczecin spowodowało, że macie więcej wolnego. Wy na tym skorzystacie, ale sama akcja związana z zespołem, nie jest czymś pozytywnym. 

Przydała nam się taka przerwa od ligi. Właściwie nie wiem, co mogę powiedzieć o tej sytuacji. To wszystko jest smutne i przy okazji przerażające, że do tego doszło. To nie jest dobre dla samej ligi. Mieli świetną halę, warunki, drużynę. Graliśmy z nimi dwa razy w poprzednim sezonie, to przykre, że w tym już nawet do tego nie doszło.

Wiele klubów ma problemy finansowe, ale zwykle nie wycofują się z ligi.

Zgadza się, dlatego przez myśl mi nie przeszło, że tak to się może skończyć.

W tym samym czasie, kiedy ważyły się losy Stoczni, w Indykpolu AZS Olsztyn dokonano zmiany szkoleniowca. Do Jastrzębskiego Węgla odszedł Roberto Santilli, a do stolicy Warmii przyszedł Michał Gogol, nie będąc długo bezrobotnym po wycofaniu się klubu ze Szczecina. 

Jest mi przykro, że musieliśmy się pożegnać z Roberto. Bardzo podobała mi się praca z nim i to wszystko, w którą stronę to szło. Przede wszystkim lubię go, jako osobę, nie tylko jako trenera. To świetny człowiek, ma wiele cech, które bardzo w nim cenię. Rozumiem jednak, że dostał szansę pracy w większym klubie niż nasz. Z drugiej strony jednak jestem smutny, że nie będziemy już razem pracować.

Czy Santilli był powodem, dla którego zdecydował się pan przedłużyć kontrakt w Olsztynie?

Częściowo na pewno. Sprowadził mnie z Francji do Polski. Ale to, co ważne dla każdego zawodnika: wierzył we mnie i ufał mi. Myślę, że odpłaciłem mu się za to i ściągnięcie mnie tu nie okazało się błędem. Jestem mu za to bardzo wdzięczny, nie mogę o nim powiedzieć złego słowa. Życzę mu wszystkiego najlepszego, gdziekolwiek będzie pracował.

Co wiedział pan o nowym trenerze, zanim jeszcze doszło do pierwszego wspólnego treningu? 

Wiedziałem, że pracował w Szczecinie, jest asystentem Vitala Heynena w reprezentacji Polski. Rozmawiałem też z Eemim Tervaporttim, który grał w Szczecinie w poprzednim sezonie i przetrenował z nim cały rok. Mówił o nim same pozytywne rzeczy, przede wszystkim, że ma dużo pasji do siatkówki.

Czy ściągnięcie rok temu Robberta Andringi było dobrym ruchem Indykpolu AZS?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×