Nowy trener skoczków to strzał w dziesiątkę? Ekspert nie ma wątpliwości

Minione dwa sezony w skokach narciarskich mogły wywołać niedosyt u polskich kibiców. Na ratunek przychodzi Thomas Thurnbichler, który ma odmienić naszą kadrę. Czy mu się uda? Rafał Kot ma taką nadzieję i podkreśla, że pierwsze efekty widać już dziś.

Bogumił Burczyk
Bogumił Burczyk
Thomas Thurnbichler PAP / Tomasz Wiktor / Na zdjęciu: Thomas Thurnbichler
Bogumił Burczyk, WP SportoweFakty: Naszą rozmowę zacznę dosyć banalnie. Czy pana zdaniem, trener Thomas Thurnbichler to właściwy człowiek na właściwym miejscu?

Rafał Kot: Patrząc na poprzednią ekipę, to każdy trener jest lepszy. Wiem, że to są mocne słowa. Wielokrotnie powtarzałem, że ustępująca ekipa nie ma przed sobą przyszłości. Głośno mówiłem to od dwóch lat, jednak nie chciano mi wierzyć. Był jeszcze czas, żeby podziękować trenerowi Michalowi Doleżalowi rok przed igrzyskami, lecz niestety nie zdecydowano się na taki wariant. Ówczesny prezes, Apoloniusz Tajner, zarzekał się, że nie ma to sensu, że wszystko będzie działać. Sprawdziło się, co my działacze przewidywaliśmy. Igrzyska olimpijskie były niestety klapą, mimo brązu Dawida Kubackiego. A w Pucharze Świata wcale nie było lepiej.

A teraz jak będzie? Na efekty pracy najczęściej trzeba poczekać. Nic nie dzieje się na pstryknięcie palcem.

Myślę, że ruch, na jaki zdecydował się związek, jest najlepszy z możliwych. Na pewno nie będzie gorzej, ale tak jak pan mówi, nic nie dzieje się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Poruszyłem ten wątek już wtedy, gdy trener Thurnbichler dostał nominację. Trzeba zacząć od podstaw. Musimy patrzeć na kadrę przez inne spektrum. Nasza reprezentacja w Pucharze Świata, a także na IO, była najstarszą drużyną pod względem średniej wieku zawodników. A przecież powinniśmy myśleć perspektywicznie.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: poznajesz ją? Nie nudzi się na sportowej emeryturze

Wobec tego, jak należy działać?

Przede wszystkim szybko i zdecydowanie. Należytą uwagę trzeba poświęcić nie tylko tym młodym chłopakom, dopiero wchodzącym do kadry, ale i seniorom, którzy jeszcze nie mają tak wielkiej renomy, jak nasi starsi reprezentanci. Trener Thurnbichler obiecał, że będzie działał właśnie w taki sposób, z myślą o rozwoju skoków w Polsce. Mamy dostęp do wszelkich nowoczesnych nowinek technicznych. Trzeba to wykorzystać. Musimy walczyć o to, żeby młodsi zawodnicy się rozwijali i zaczęli tuzom deptać po piętach.

Letnie Grand Prix pokazało, że się da.

Właśnie. To jest bardzo dobry prognostyk. Bardzo fajnie skakał młody Kacper Juroszek. W Pucharze Kontynentalnym pewnie prezentował się Olek Zniszczoł. Dał o sobie znać także młodziutki Jan Habdas, wigor odzyskał Klemens Murańka. Mój syn, Maciej Kot, który przez wiele lat nie notował postępów, także widzi progres i mówi, że coś drgnęło. To jasne sygnały, że projekt od początku idzie w dobrym kierunku. Ale na razie dajmy czas trenerom. Ich rozwiązania taktyczne nie mogą od razu zdać egzaminu w stu procentach. Skoczkowie muszą się przyzwyczaić. Trzeba ciężko pracować nad zmianą przyzwyczajeń, a za jakiś czas pojawią się efekty. Mam tylko jedną uwagę.

To znaczy?

Tak jak mówiłem, Thurnbichler obiecywał, że będzie spajał kadrę B z kadrą A. Obiecywał wiele imprez integracyjnych, a przede wszystkim wspólne treningi. Właśnie na nich miał przekazywać nowinki techniczne i oswajać z nimi młodszych skoczków. Na razie jest wszystko w porządku. Niemniej w stosunku do początków, kiedy były wspólne obozy i niekonwencjonalne wycieczki, jak choćby ta do tunelu aerodynamicznego w Szwecji... Na tę chwilę takie inicjatywy zeszły na dalszy plan.

Sezon jeszcze nie ruszył, wydaje się, że szkoleniowiec będzie miał szansę to zmienić.

Tak. Myślę, że trener w ostatnim miesiącu poprzedzającym inaugurację Pucharu Świata, zdecydowanie będzie musiał trzymać rękę na pulsie. Spotkać się ze wszystkimi, zobaczyć, jak funkcjonuje szkolenie, doradzić, pomóc. W końcu był to jeden z jego postulatów. Bardzo sensownych i potrzebnych, ale wymagających odpowiedniego wkładu pracy. Te wszystkie kombinezony, wiązania, buty, narty. Trzeba nauczyć młodzież z tego korzystać i dać im do tego dostęp. To klucz do szybszego rozwoju. Nie możemy dopuścić do ugruntowania się przepaści pomiędzy główną kadrą, a zapleczem, którą zafundował nam poprzedni sztab.

Chciałbym jeszcze wrócić do LGP. Zwrócił pan uwagę, że tam poszło nam dobrze. Podobnie bywało przed laty, lecz historia pokazywała, iż wcale nie musi mieć to odzwierciedlenia zimą.

Zgadzam się. Wcale nie jest powiedziane, że ten, kto szaleje na igelicie, będzie brylował zimą. Natomiast jeżeli widzimy pewną stabilizację i powtarzalność, jest to bardzo dobry prognostyk. A właśnie w taki sposób skacze teraz Dawid Kubacki. W związku z tym jest bardzo duża doza prawdopodobieństwa, że do zimy podtrzyma on dobrą dyspozycję.

Za to konkurencja nie śpi.

Naturalnie, przeciwnicy nie zasypują gruszek w popiele. Należy się liczyć z tym, że niektórzy rywale odpalą. Przygotowania każdej ekipy są nieco inne. Efekty mają pojawić się w listopadzie i jestem przekonany, że tak będzie. Na przykład w tej chwili jeszcze nie błysnął żaden Niemiec. Wprawdzie nieźle spisywał się Andreas Wellinger, ale to nadal mało. Mimo tego uważam, że nasi zachodni sąsiedzi będą bardzo mocni i od początku sezonu trzeba będzie się z nimi liczyć. Zresztą u nas także nie wszyscy pokazali pełnię swojego potencjału.

Wielkich powodów do optymizmu na razie nie ma na przykład Piotr Żyła.

No tak. Ale i Stefan Hula, Kamil Stoch, czy Jakub Wolny. W przypadku tej ostatniej dwójki, trochę szyki pokrzyżowało przeziębienie, wykluczające ich z konkursu w Klingenthal. Naszemu mistrzowi dały się we znaki również przeboje z kombinezonem. Jego los w jednym z konkursów podzielił także Paweł Wąsek. Zimą nie będzie miejsca na takie wpadki. Letnie Grand Prix to czas testów, element przygotowania do sezonu. Tak jak powiedziałem, jakieś wnioski wyciągnąć można, ale nie należy przesadzać.

A co już wiemy o Thurnbichlerze? Bliżej mu do stanowczego Horngachera, czy dobrego wujka Doleżala?

Na pewno bliżej mu do Stefana Horngachera. Thurnbichler sporo potrafi i ma solidne kwalifikacje. Jest po uniwersytecie sportów zimowych w Austrii, pracował z młodszymi grupami. On nie jest wzięty z przypadku. Mimo młodego wieku, starł zęby na tej dyscyplinie.

Nasz nowy szkoleniowiec jest stosunkowo młody. Czy to nie stoi na przeszkodzie efektywnej współpracy?

Myślę, że nie. Paradoksalnie może działać wręcz odwrotnie. Przez to, że Thurnbichler jest w wieku tych starszych skoczków, paradoksalnie łatwiej mu znaleźć z nimi wspólny język, bo przecież w przeszłości był całkiem niezłym zawodnikiem. Na pewno ma dużo większy autorytet wśród naszych reprezentantów niż Doleżal. Ponadto Austriak nie da sobie wejść na głowę. Jego wybór, to strzał w dziesiątkę.

Tym bardziej, że pierwsze efekty już widać. Chociażby po skokach Kubackiego, który poprawił swoją sylwetkę w locie i sam głośno o tym mówi.

Naturalnie. To jest to, o czym rozmawiamy. Zmiany zdają egzamin. Oczywiście na razie to tylko igelit, ale od czegoś trzeba zacząć. Wiadomo, że walczymy, żeby jak najlepiej zaatakować zimę i Thurnbichler doskonale o tym wie. Cieszy mnie to w dwójnasób, zważywszy na pierwszą, negatywną reakcję na zmianę szkoleniowca ze strony niektórych starszych zawodników, którzy tak potwornie, podkreślam potwornie zaatakowali w marcu Adama Małysza w tej nieszczęsnej Planicy. Adam był wówczas załamany zachowaniem części skoczków, dlatego teraz cieszy mnie to, że wyszło, iż PZN postąpił najlepiej jak się dało, czyli z pożytkiem dla nich. Mam też satysfakcję, że oni to po czasie zrozumieli.

A czego możemy się spodziewać po naszych reprezentantach zimą?

Jestem przeciwnikiem dmuchania balonika. Najlepiej sobie wszystko dozować, bo presja nikomu nie służy. Lepiej założyć sobie niższy cel i być pozytywnie zaskoczonym, gdy pójdzie lepiej. Oczywiście naszych reprezentantów stać na świetne rezultaty, ale teraz to jest jedna wielka niewiadoma, z pewnymi przesłankami. Już przedstawiłem to na przykładzie Niemców, a takich nacji jest więcej. Norwegowie, Słoweńcy, Japończycy, Austriacy. Oni wszyscy tradycyjnie będą w grze. Myślę, że na początku sezonu najlepiej z naszych będą prezentowali się Kubacki i Stoch. Jak co roku, jest o co walczyć. Turniej Czterech Skoczni, Puchar Świata, Raw Air... A z jakim skutkiem? Więcej będziemy mogli powiedzieć za dwa miesiące.

Aż się prosi, żeby spytać, kto będzie najgroźniejszy w najbliższym sezonie. Jednak można odnieść wrażenie, że to poniekąd wróżenie z fusów.

W pewnym stopniu tak. W tourze nie brakuje przecież renomowanych nazwisk, a niektórzy już pokazują przebłyski zimowej formy, jak na przykład Ryoyu Kobayashi. Ale my musimy skupić się wyłącznie na sobie, nie oglądając się na innych. Pozostał kluczowy miesiąc. Trzeba go bardzo ciężko przepracować i to powinno dać efekty.

Bo walka nie toczy się tylko o teraźniejszość...

Ale przede wszystkim o przyszłość. Zabiegamy o to, żeby za dwa lata kadra była silna i nie polegała tylko na trójce Stoch, Kubacki, Żyła. Z Thurnbichlerem jesteśmy w stanie to osiągnąć. To jest cel nadrzędny. Co nam z tego, że postawimy na teraźniejszość? Nie wszyscy w naszym obozie są pierwszej młodości. Są rzeczy ważne i ważniejsze. A idealnie, jeśli da się je pogodzić, tak jak w tym przypadku.

Rozmawiał Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty

Zobacz także:
Media zachwycone Dawidem Kubackim. "Sprząta w Klingenthal"
Nowa osoba w sztabie reprezentacji Polski

Kibicuj polskim skoczkom w Pilocie WP (link sponsorowany)

Czy zatrudnienie Thomasa Thurnbichlera to dobre posunięcie?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×