Latynoskie perypetie króla mączki

Robert Pałuba
Robert Pałuba

Finałowa wygrana z Davidem Nalbandianem nie była wielkim pocieszeniem. "El Rey" występował w pierwszym turnieju od pięciu miesięcy i po wcześniejszych czterech meczach w finale po prostu nie miał sił. Gdy na chwilę wrócił do dobrej dyspozycji, natychmiast odskoczył w drugim secie na prowadzenie z dwoma przełamaniami przewagi.

W Brazylii opadła już euforia, która towarzyszyła Nadalowi w pierwszym występie po przerwie i ukazała się smutna rzeczywistość. Mimo że wciąż jest w stanie wygrać zawodowy turniej, to niezwykle daleka droga dzieli go od poziomu, który umożliwiłby mu walkę z najlepszymi tenisistami świata. Nie dało się też nie zauważyć, że rywale się po prostu go nie boją. Znikł respekt przed wielkim tenisistą, z myśliwego Hiszpan zamienił się w zwierzynę, którą wszyscy będą chcieli upolować. Potrzeba solidnych zwycięstw, by w tenisowym stadzie odzyskać pozycję i uznanie.

Przed Rafą pojawiają się też inne niebezpieczeństwa: po tak długiej przerwie Hiszpan jest szczególnie narażony na rozmaite urazy. Odzwyczajone od obciążeń ciało potrafi płatać figle, o czym przekonał się w 2011 roku Juan Martín del Potro. Argentyńczyk krótko po powrocie wygrał dwa małe turnieje, po czym przez resztę sezonu prezentował się głównie słabo, co i rusz zmagając się z mniej lub bardziej poważnymi kontuzjami. W nadchodzących miesiącach Nadal musi być niezwykle uważny i ostrożny.
Rafa Nadal w wielkich bólach zdobył w Brazylii 51. trofeum w karierze Rafa Nadal w wielkich bólach zdobył w Brazylii 51. trofeum w karierze
W morzu negatywów są oczywiście pozytywy. Triumf w Sao Paulo da Hiszpanowi gigantyczny zastrzyk pewności siebie - wracając na korty w Ameryce Południowej, Nadal chciał wygrywać i potrzebował tych zwycięstw jak powietrza, by na czymś oprzeć dalszy rozwój. Fatalne występy i zacięte mecze, choć na krótką metę wyglądają źle, w dłuższej perspektywie zaprocentują. Majorkanin nie potrzebuje rozgrywać kolejnych pojedynków z rywalami, którzy przegrywają z nim już w szatni, musi się mierzyć z przeciwnikami, którzy nie odpuszczą i nie darują, nawet jeśli ich pozycja rankingowa czy umiejętności każą stawiać ich na przegranej pozycji. Nie ma się też co oszukiwać - w jak złym stylu nie byłby wywalczony, tytuł to tytuł i podnosi morale znacznie bardziej niż nawet najlepszy pojedynczy mecz. A co najważniejsze, Rafa nie stracił instynktu zwycięzcy.

Wielomiesięczna nieobecność Hiszpana kłuła w oczy. Trybuny w Chile i Brazylii były wypełnione po brzegi, a podczas finału w Sao Paulo stadion dosłownie pękał w szwach. Brak jego nazwiska w turniejowych drabinkach największych imprez często brutalnie sprowadzał je do rozstrzygnięcia, w której połówce wyląduje wyraźnie odstający od czołówki David Ferrer, zastępujący Nadala najpierw w roli czwartego rozstawionego, a następnie w roli czwartej rakiety świata.

Niemało czasu upłynie, zanim się to zmieni. Wiosną, na kortach ziemnych w Europie ważyć się będą losy sezonu tenisisty z Majorki i pozycji startowej w drugiej jego części, bowiem Hiszpan w czterech turniejach koncentruje prawie cały dorobek punktowy i w rankingu może tylko spaść. Czasu jest mało, stawka ogromna, a zadanie niezwykle trudne.

Polub i komentuj profil działu tenis na Facebooku, czytaj nas także na Twitterze!

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×