Amelie Mauresmo, bojowniczka na korcie i w życiu

Łukasz Iwanek
Łukasz Iwanek
Z Jennifer Capriati Mauresmo wygrała siedem z 11 meczów. W 2001 roku w finale turnieju w Berlinie Francuzka zwyciężyła 6:4, 2:6, 6:3. Wynik nie do końca to odzwierciedla, ale każdy z setów był niesłychanie zacięty, o czym później mówiła Capriati. - Czułam, że grałam naprawdę dobrze, ale Amélie była niewiarygodna. To był bardzo trudny mecz i zdecydowanie wyczerpujący - powiedziała Amerykanka (cytat z bbc.co.uk). - Obie pokazałyśmy trochę bardzo dobrego tenisa - stwierdziła Mauresmo. - Oglądanie tego meczu musiało być niezłą zabawą. Trzy świetne mecze rozegrały w Rzymie. W 2002 roku w półfinale Mauresmo prowadziła 2:0 w trzecim secie, ale ostatecznie przegrała 2:6, 6:3, 4:6. Rok później w ćwierćfinale Francuzka zwyciężyła 6:3, 7:6(10), we wspaniałym tie breaku wykorzystując czwartą piłkę meczową (wcześniej odparła setbola efektownym bekhendem). W sezonie 2004 w finale Mauresmo zwyciężyła 3:6, 6:3, 7:6(6) po obronie piłki meczowej przy 4:5 w trzecim secie. - Od pierwszego seta energia tego meczu była niesamowita. Cały czas było bardzo zacięta walka. Gdy było 6-6 w tie breaku III partii wszystko, co mogłam zrobić, to trzymać się i patrzeć co się wydarzy - powiedziała Amélie (cytat z theguardian.com).

Już w 1998 roku Francuzka dwa razy dała się we znaki Martinie Hingis. W Pucharze Federacji mogła Szwajcarkę pokonać, bo prowadziła 7:6(4), 4:1, ale ostatecznie przegrała 7:6(6), 4:6, 2:6. Francuzka miała jeszcze braki w wyszkoleniu fizycznym i nie udało się jej zamknąć tego spotkania w dwóch setach. - Ostatnim razem, gdy grałyśmy wygrałam pierwszego seta i prowadziłam 4:1 w drugim, ale ona w dobrym stylu wróciła. Martina nigdy się nie poddaje. Było mi trudno, ale sądzę, że zagrała dobry mecz. A dzisiaj miałam lekkie załamanie fizyczne od początku drugiego seta, ona to wykorzystała i wyszła na prowadzenie - mówiła Mauresmo na konferencji prasowej po spotkaniu III rundy US Open. W Nowym Jorku po wygraniu pierwszego seta, w dwóch kolejnych urwała Szwajcarce łącznie cztery gemy. Pierwsze zwycięstwo nad Hingis odniosła rok później w hali Pierre'a de Coubertina. Wygrała wówczas w ćwierćfinale 2:6, 6:1, 6:3. Miesiąc wcześniej zmierzyły się w finale Australian Open. Francuzka zapłaciła frycowe i zdobyła łącznie pięć gemów. Od 2000 do 2006 roku Mauresmo pokonała Szwajcarkę sześć razy. W 2001 roku była górą w półfinale w Berlinie (2:6, 6:0, 6:4), pięć lat później ponownie cieszyła się ze zwycięstwa w niemieckiej imprezie (4:6, 6:4, 6:4), a a na koniec sezonu 2006 także w Mistrzostwach WTA (3:6, 6:1, 6:4). W 2001 roku w Berlinie Hingis w trzecim secie od 1:5 zdobyła trzy gemy, by następnie zdobyć tylko jeden punkt, gdy serwowała, aby wyrównać na 5:5. W 2006 roku w stolicy Niemiec walczyły przez dwa dni (z powodu zapadających ciemności). Szwajcarka w trzecim secie prowadziła 3:0 z podwójnym przełamaniem, ale Mauresmo odwróciła losy tej konfrontacji. Bilans wszystkich ich starć to 7-7.

Z Lindsay Davenport Mauresmo wygrała tylko cztery z 19 meczów, ale jedno z tych zwycięstw miało wyjątkową wartość. Amerykanka była numerem jeden na świecie, gdy pokonała ją w półfinale Australian Open 1999, wracając ze stanu 2:4 w trzecim secie (4:6, 7:5, 7:5). Wtedy dobiegła końca seria 12 z rzędu wygranych spotkań Davenport w wielkoszlemowych turniejach. Na koniec tego sezonu spotkały się w Mistrzostwach WTA i wtedy górą była Amerykanka (3:6, 6:3, 6:2). Najbardziej zacięta była batalia, jaką stoczyły w półfinale Wimbledonu 2005. Mauresmo prowadziła 7:6, 4:3 z przełamaniem, ale ostatecznie przegrała 7:6(5), 6:7(4), 4:6. W trzecim secie przy stanie 5:3 dla Davenport spotkanie przerwał deszcz i zostało dokończone następnego dnia. - To było wielkie rozczarowanie. Naprawdę czułam, że mogłam wygrać ten mecz. Wiedziałam, że muszę grać agresywnie i tego się trzymałam cały czas. Kluczem był serwis - nie miałam wystarczająco dużo trafionych pierwszych serwisów i nie byłam w tym elemencie zbyt skuteczna. To była wielka różnica pomiędzy Lindsay i mną - analizowała Francuzka (cytat z bbc.co.uk).

Cała kariera Mauresmo obfitowała we wspaniałe batalie z wielkimi przeciwniczkami. To zdecydowanie była złota era kobiecego tenisa. Zawodniczki kreowały widowiska, w których nie tylko kipiało od emocji, ale było też mnóstwo efektownej gry w wykonaniu wyrazistych postaci. Stawka meczów wielkich gwiazd, których było całe mnóstwo, nie paraliżowała. Obecnie narzeka się, że mamy epokę tenisistek bez twarzy, czyli prawie wszystkie grają tak samo. W latach świetności Mauresmo prawdziwych osobowości, których z nikim innym nie dało się pomylić, było zdecydowanie więcej. Tenisowe życie Amélie było naznaczone nie tylko fascynującymi spektaklami z siostrami Williams, wielkimi Belgijkami, z Davenport i Capriati oraz z Hingis, ale także z jej rodaczką rodaczką, Mary Pierce czy ze Szwajcarką Patty Schnyder. Francuzki szczególnie pamiętny mecz rozegrały w finale Mistrzostw WTA w 2005 roku. Mauresmo wygrała 5:7, 7:6(3), 6:4 po trzech godzinach i sześciu minutach walki (jest to drugi najdłuższy finał Masters grany do dwóch zwycięskich setów). Ze Schnyder Amélie zmierzyła się 20 razy i była górą w 14 konfrontacjach. Obie zawodniczki stoczyły mnóstwo trzysetowych bojów. Jeden z nich miał miejsce w 2008 roku w New Haven. Francuzka w trzecim secie prowadziła 4:2. Trzy kolejne gemy padły łupem Szwajcarki, która jednak nie wykorzystała serwisu na mecz (popełniła dwa podwójne błędy). W tie breaku Francuzka obroniła piłkę meczową i zwyciężyła 6:4, 3:6, 7:6(6).

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×