Najbardziej zawiedzeni takim obrotem sprawy są zawodnicy Cellfast Wilków Krosno, którzy nie tylko stracili szansę na dodatkowy zarobek, ale także kolejne ligowe zwycięstwo.
- Szkoda, że w niedzielę nie udało się rozegrać spotkania, bo moim zdaniem prace torowe przynosiły efekt. W godzinie planowanego rozpoczęcia zawodów faktycznie nie było dobrze, ale po zaleconym ubijaniu toru, spokojnie dalibyśmy radę pojechać w tych zawodach. Przy okazji trochę żałuję, że nikt nie spytał o zdanie zawodników. Nawet kapitanowie drużyn nie mieli nic do powiedzenia - przyznaje Tobiasz Musielak, który wielokrotnie w karierze ścigał się na gorzej przygotowanych torach.
Okazuje się, że podobnego zdanie byli także inni zawodnicy, a przyznanie zwycięstwa 40:0 nie ucieszyło nawet przedstawicieli Falubazu, którzy także woleli wyłonić zwycięzcę po sportowej walce.
ZOBACZ WIDEO Woźniak mechanikiem Zmarzlika. "Zawsze to cenne doświadczenie"
- Park maszyn w Krośnie jest dość ciasny i wszyscy jesteśmy blisko siebie, a dzięki temu miałem okazję do rozmów z zawodnikami Falubazu. Może niektórzy się zdziwią, ale część z nich nie widziała w tym torze nic strasznego. Krzysztof Buczkowski, Rohan Tungate czy Max Fricke to bardzo doświadczeni zawodnicy i nie było to dla nich nic nowego. Zresztą z "Buczkiem" rozmawiałem nawet w poniedziałek na lotnisku i zgodziliśmy się, że o godzinie 20 tor był dobrze przygotowany i gotowy do zawodów - ujawnia Musielak, który wprost z Krosna wybrał się w poniedziałek na mecz ligi angielskiej.
Zawodnik nie może dokładnie powiedzieć, jak wyglądała nawierzchnia w Krośnie o godzinie 19, bo... nie dostał zgody, by... wyjść na tor.
- Dziwne jest też to, że dostaliśmy zgodę na wejście na tor dopiero, gdy jury zawodów podjęło decyzję o walkowerze. Wcześniej nie mogliśmy z bliska obejrzeć nawierzchni, bo to wiązałoby się ze sporymi karami finansowymi. Szkoda, że nie pozwolono nam przyjrzeć się nawierzchni, bo choć nie wszyscy palili się do jazdy, to próba toru mogłaby zmienić ich nastawienie. Jestem przekonany, że warto byłoby spróbować i przejechać choć kilka próbnych kółek. Tor został dobrze ubity i wyglądał bezpiecznie - dodaje.
To już nie pierwsze problemy krośnian z nawierzchnią w tym sezonie. Zespół nie rozegrał na własnym obiekcie żadnego sparingu, a do tej pory zorganizowano na nim dopiero dwa mecze. Podczas piątkowego starcia z Polonią znów więcej niż o rywalizacji sportowej, mówiło się właśnie o nawierzchni, która była dość niebezpieczna. Co więc stało się z torem w Krośnie przez zimę?
- Moim zdaniem nawierzchnia wciąż nie zdołała się odpowiednio ułożyć po marcowej dosypce nowego materiału. Nie wiem, kto zdecydował o tym ruchu, bo obie pojawiające się wersję są zupełnie sprzeczne. Nie zmienia to jednak faktu, że dosypanie świeżego materiału na trzy tygodnie przed startem ligi nie było dobrym pomysłem. Potem pogorszyła się pogoda i tak naprawdę do dziś nie zdążyliśmy pojeździć na tym torze, a bez tego nie uda się dobrze ułożyć toru i przygotować go do zawodów. Mamy dużo startów w ligach zagranicznych, a przez to treningi są często przeprowadzane w gronie 3-4 zawodników, to nie pozwala sprawdzić toru i wyciągnąć wniosków na przyszłość - twierdzi Musielak.
Czytaj więcej:
Miał być hit, wyszedł kit
Zmarzlik: Nie o to w żużlu chodzi