Regulamin PZM jest bezwzględny dla klubów, przeciwko którym orzeczono walkower. Cellfast Wilki Krosno za złe przygotowanie toru na mecz ze Stelmet Falubazem Zielona Góra, który ostatecznie nie doszedł do skutku i zakończył się walkowerem, mogą otrzymać do 150 tys. zł. Do tego klub z Podkarpacia zobowiązany jest zapłacić 100 tys. zł na rzecz drużyny przyjezdnych i 200 tys. zł na rzecz PZM. Możliwe jest też opłacenie odszkodowania telewizji i sponsorowi rozrywek.
Niedzielny walkower mocno zaboli zatem Cellfast Wilki, które od kilku lat mozolnie budują swoją markę i zgłaszają aspirację jazdy w PGE Ekstralidze. Oburzona stawką kar finansowych jest Marta Półtorak, która nie potrafi zrozumieć, dlaczego aż 200 tys. zł należy się PZM. Dlatego była prezes Stali Rzeszów proponuje odejście od sztywno zapisanych kar finansowych.
- Nie można wszystkich mierzyć jedną miarą. Jeśli ktoś się dopatrzy ewidentnego spreparowania toru, działania na szkodę, to wówczas należy karać taki klub. Powiem więcej, te kary powinny być dotkliwe. Gdy jednak tor jest w kiepskim stanie, bo zaszły jakieś obiektywne przyczyny, to odchodziłabym od tak wysokich kar finansowych - mówi Półtorak w rozmowie z WP SportoweFakty.
ZOBACZ WIDEO "Strasznie mnie to bolało". Bartosz Zmarzlik o tym jak zmieniło się jego podejście do żużla
Była działacz podkreśla, że Cellfast Wilki nie miały interesu w tym, by preparować tor na spotkanie z zielonogórzanami. - Przecież klub nie działał celowo. Nie zniszczył nawierzchni, by sobie utrudnić życie. Wręcz przeciwnie, podejmował wysiłki, by ten tor był w lepszym stanie - dodaje Półtorak, zdaniem której tak wysokie kary mogą wpłynąć na losy walki o PGE Ekstraligę, a nawet przyszłość krośnieńskiego żużla.
- Kara rzędu 200-300 tys. zł, a może być jeszcze wyższa, jest dotkliwa. Budżet niejednego klubu nie wytrzymałby takiego obciążenia. Działacze potrafią wybaczać klubom, które nie płacą i przymykają dla nich oko. Równocześnie uderzają w uporządkowany klub, który ma solidne zaplecze finansowe. W Wilki łatwiej uderzyć wysoką karą, bo wszyscy wiedzą, że ten klub ma pieniądze - ocenia Półtorak.
Po niedzielnym skandalu w Krośnie, była działacz rzeszowskich "Żurawi" przypomniała sobie parę sytuacji, w których rządzona przez nią Stal również znajdowała się na celowniku działaczy z GKSŻ. - Przeżywam deja vu, bo gdy jeszcze czynnie kierowałam klubem z Rzeszowa, to byliśmy za wszystko karani. Za zepsuty ciągnik na ileś godzin przed meczem, za nieregulaminowy tor na godziny przed pierwszym wyścigiem, itd. Jechaliśmy na wyjazd, zgłaszaliśmy podobne uchybienia i gospodarze jakoś takich kar nie otrzymywali - przypomina Półtorak.
- Kilka lat później, gdy wycofałam się z żużla jako prezes, zapytałam pewną osobę w prywatnej rozmowie, dlaczego nas tak karano. Ten człowiek odpowiedział mi wprost: "A kogo mamy karać? Biedne kluby? One nie mają pieniędzy". W Rzeszowie pieniądze były, więc były i kary - podsumowuje była sternik Stali.
Czytaj także:
Prezes Abramczyk Polonii mówi o torze w Krośnie. "Był nieregulaminowy już w piątek"
Walkower w Krośnie. Wilki wydały