Piotr Protasiewicz: To smutne pożegnanie, ale wierzę, że poradzimy sobie

- Przejeździłem ponad 30 lat, a o własnych nogach schodzę z toru po raz ostatni i to jest najważniejsze. Czuję się spełnionym sportowcem. Pomimo braku awansu wierzę, że damy radę - mówi po swoim ostatnim meczu ligowym w karierze Piotr Protasiewicz.

Ewelina Bielawska
Ewelina Bielawska
Piotr Protasiewicz i Wojciech Domagała WP SportoweFakty / Łukasz Forysiak / Na zdjęciu: Piotr Protasiewicz i Wojciech Domagała
W sobotę Stelmet Falubaz Zielona Góra pokonał Cellfast Wilki Krosno 49:41, ale to było za mało, żeby wygrać finałowy dwumecz eWinner 1. Ligi, dlatego to zespół z Podkarpacia uzyskał promocję do PGE Ekstraligi.

- Cały ostatni tydzień był trudny, a dwa dni przed i dzień meczowy, to mocna huśtawka. Wiele musiałem zrobić, żeby się odciąć w jakiś sposób i wykonać zadanie. W pierwszej kolejności jestem żużlowcem dla swojej drużyny i ode mnie oczekuje się dobrej jazdy. Wiedzieliśmy jaka jest sytuacja, że mamy na minusie dziesięć punktów. Liczyłem i wierzyłem, że będą to dobre zawody w moim wykonaniu i co najważniejsze, że uda się awansować do PGE Ekstraligi - powiedział na wstępie Piotr Protasiewicz, który z bonusami przywiózł 13 punktów.

- Nie ma teraz radości, smutne jest to pożegnanie. Pomimo tego, że odjechałem dobre zawody, to zabrakło minimalnie. Mam przeczucie, że wszystko się sprzysięgło przeciwko nam. To nie jest tłumaczenie, ale tak to czuję wewnętrznie. Szkoda bardzo, ale to jest sport i takie mecze się zdarzają. Nie udało się. Myślę, że poradzimy sobie i nie będzie tak, że będzie spalona ziemia przez brak tego awansu, a z jeszcze większą siłą i determinacją uda się zbudować silną drużynę, która da kibicom radość - dodał.

ZOBACZ WIDEO Historyczny sezon Zmarzlika. Prezes klubu wskazał kluczowy aspekt formy mistrza

Zawodnik przyznał, że był to dość ciężki rok. - Cały sezon był trudny, w szczególności dla mnie. Zaczęło się w styczniu od śmierci mamy, potem kontuzja na samym początku. Wiedziałem, że jestem potrzebny w decydujących momentach na fazę play-off dla drużyny. Byłem przekonany, że poradzimy sobie i awansujemy do tej fazy. Znałem swoje miejsce i wiedziałem co mam zrobić i dla drużyny byłem tą wartością dodatnią.

Kapitan zielonogórskiej drużyny odniósł się także do decyzji sędziego, który podczas meczu przerywał wyścig za wyścigiem dopatrując się głównie mikroruchów, których dopuszczali się się zawodnicy pod taśmą startową.

- W tym meczu totalnie się nie układało. Oczywiście gratuluję drużynie z Krosna, bo zasłużenie wywalczyli awans. Życzę im powodzenia w Ekstralidze. Z drugiej strony to co wyprawiał sędzia, to dawno nie widziałem takich komedii. Doszukiwanie się na siłę ruchów, których nie ma to naprawdę woła o pomstę do nieba. Szkoda, że taki finał i takie święto zostało wypaczone.

W pierwszym z biegów nominowanych doszło do groźnie wyglądającego wypadku. Max Fricke i Mateusz Szczepaniak z impetem wpadli w bandę i długo nie podnosili się z toru. Dość mocno ucierpiał na tym Australijczyk. - Wierzę, że Max pozbiera się po tym wypadku. On był motorem napędowym tej drużyny kiedy byliśmy w dołku. Dali nam tlen z Rohanem (Tungate'em - dop. red.) w pierwszym meczu w Krośnie. W tym meczu jechał z kontuzją, robił co mógł i liczę, że szybko dojdzie do zdrowia.

Po zakończonym spotkaniu poinformowano, iż Piotr Protasiewicz, przez trzy najbliższe lata będzie pełnić funkcję dyrektora sportowego w zielonogórskim klubie.

- Ta funkcja dyrektora do mnie nie dociera. Zawsze byłem sportowcem i byłem od tej czarnej roboty. Podobnie jest w tej pracy w klubie, którą pełnię od maja tego roku. Jestem od pionu sportowego i to są moje zadania, by poukładane były sprawy z zawodnikami, kontrakty i przede wszystkim sprawy torowe. Znam się na żużlu i chciałbym z tej strony doradzać, a nie być figurantem czy urzędnikiem w klubie. To jest coś co lubię, na czym się znam i co mógłbym dać dla klubu - wyjaśnił.

Żużlowiec opowiedział, że pogodził się już z faktem, że jego kariera dobiega końca. - Takie jest życie, ludzie przychodzą i odchodzą. Sport nie znosi próżni czy też zawieszenia. Dziś jest moje pięć minut, a jutro będą już inni nowi zawodnicy. Potrafię sobie z tym poradzić. Schodzę ze świecznika, ale chciałbym dać coś od siebie dla klubu. Niestety nie w punktach czy rywalizacji, a w dobrej radzie. Smutne to jest, ale przejeździłem ponad 30 lat, miałem trochę tych kontuzji, a o własnych nogach schodzę z toru po raz ostatni i to jest najważniejsze. Czuję się spełnionym sportowcem.

Zapytany o organizację turniej pożegnalnego zawodnik nie był przekonany co do ostatecznych planów. - Był taki pomysł, ale nie wie czy jest do tego teraz klimat przez brak awansu. Nie chciałbym, by koledzy przyjechali na turniej i jeździli przy pustych trybunach. Wolałbym wówczas w ogóle tego nie robić. Na razie liżemy rany po braku awansu. Od poniedziałku bierzemy się do roboty, bo wiemy jaka jest sytuacja na rynku, a nie chcemy być chłopcami do bicia w tej pierwszej lidze. Myślę, że najbliższe dni dadzą nam trochę odpowiedzi - zapowiedział.

Zobacz także:
PSŻ z awansem, Gusts najlepszy indywidualnie! Końcowa tabela i statystyki 2. Ligi
Leśniak: Nie grillujcie nas zimą. Skład Wilków może nie być znany w listopadzie

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×