Śrubokręt, młotek i walkower. W Krośnie to już tylko ponure wspomnienie

WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: kibice w Krośnie
WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: kibice w Krośnie

Żużel wydaje się prostym sportem: czterech facetów staje pod taśmą, przejeżdża cztery okrążenia i wygrywa najszybszy. Prawda, że proste? Jednak nie wtedy, gdy tor jest źle przygotowany. Wtedy jest jeden wielki skandal. Tak było rok temu w Krośnie.

15 maja 2022 roku miało dojść do spotkania pomiędzy Cellfast Wilkami Krosno i Falubazem Zielona Góra. Kibice na Podkarpaciu ostrzyli sobie zęby na ten pojedynek. Krośnianie nie ukrywali wysokich aspiracji, ale to Falubaz był faworytem całej ligi i miał w cuglach awansować do PGE Ekstraligi. No właśnie - "miał" - to słowo-klucz w tej historii.

Zamiast pięknego ścigania, walki o każdy centymetr krośnieńskiego toru i próby utarcia nosa faworytowi rozgrywek mieliśmy jeden wielki skandal. Sędzia zawodów Jerzy Najwer uznał, że gospodarze nie przygotowali bezpiecznej nawierzchni i zdecydował się odwołać spotkanie. W historii polskiego żużla takie sytuacje są niezwykle rzadkie.

Mecz pierwotnie miał rozpocząć się o 19:15, ale jeszcze przed tą godziną podjęto decyzję o przesunięciu go o 60 minut. Ubijanie toru przez ciężkie pojazdy trwało na długo przed, starano się przygotować nawierzchnię do jazdy, ale sędzia - w porozumieniu z jury zawodów - nie czekał dłużej i postanowił "odgwizdać" wynik 40:0 na korzyść Falubazu. I się zaczęło.

ZOBACZ WIDEO: Żużel. Magazyn PGE Ekstraligi. Kubera, Dobrucki, Murawski i Gajewski gośćmi Musiała

Z taką decyzją sędziego nie zgadzali się gospodarze. Liczyli na obchód i próbę toru. Na nic te prośby były, bo sędzia był nieprzejednany. - To bardzo źle dla polskiego żużla, dla krośnieńskiego żużla. Przykro, że w ten sposób została podjęta takowa decyzja. Jak widzimy, na torze nie ma kałuż, nie pada deszcz, mamy dobre warunki, mamy oświetlenie, mamy kilka tysięcy osób na stadionie. Krosno żyje żużlem, zakochało się w żużlu - mówił wtedy prezes Wilków, Grzegorz Leśniak.

Zdaniem sędziego i komisarza toru, nawierzchnia nie nadawała się do jazdy. O tym, czy rzeczywiście tak jest, nie mogli przekonać się zawodnicy, którym nie zezwolono wejść na tor. "Zawodników nie zapytano również o zdanie, a jedynym testem jakości przygotowania toru było narzędzie sędziego i komisarza toru jakim był śrubokręt" - przekazał krośnieński klub w oświadczeniu.

Śrubokręt był wtedy jednym z najpopularniejszych narzędzi wśród żużlowych kibiców i jednocześnie powodem do drwin. Mecz był transmitowany przez telewizję i znów nie była to dobra reklama żużla. Zamiast ścigania widzowie oglądali dwugodzinne studio, które przerywane było rozmowami z osobami decyzyjnymi i pokazywaniem pojazdów jeżdżących po torze.

Innym wykorzystanym przez sędziego narzędziem był młotek, którym tłukł on w nawierzchnię, by pokazać, że ta jest źle przygotowana. To było kuriozalne zachowanie, którego wcześniej nikt nie uświadczył na żużlowych torach. Trener Wilków Ireneusz Kwieciński w rozmowie z naszym portalem przyznał, że sędzia od początku był negatywnie nastawiony do rozegrania tego meczu.

- Z nieznanych mi powodów nie było w nim chęci do doprowadzenia do meczu, a wręcz przeciwnie. Na wszystkie nasze słowa reagował bardzo nerwowo. Ciągle słyszeliśmy tylko jedną formułkę, że mamy przywrócić tor do stanu regulaminowego, co jest bardzo enigmatyczne. Dodam, że po pierwszym obchodzie jury przeżyliśmy wszyscy niespotykaną sytuację. Pomiędzy sędzią a komisarzem doszło do bardzo ostrej wymiany zdań. Sędzia nie krępując się tym, kto stoi obok głośno i bezceremonialnie zarzucał komisarzowi, że ten wcześniej udał się poza stadion do restauracji. Po tej scenie komisarz całkowicie zmienił swoje podejście do przygotowywania toru do zawodów. Od tej chwili był już na nie, choć wcześniej współpraca z nim układała się bardzo dobrze - mówił Kwieciński.

Walkower to nie tylko porażka, ale i kara finansowa. W Krośnie obawiano się, że będzie miało to konsekwencje dla budżetu klubu i przyszłości żużla w mieście. Historia pokazała, że obawy były przedwczesne. Sami kibice zebrali 40 tysięcy złotych na poczet kar. Te wyniosły 25 tys. zł + 100 tys. zł odszkodowania na rzecz Falubazu. Do tego doszła także utrata licencji toru i jego ponowna weryfikacja. W pracach nad nawierzchnią udział brał Marek Cieślak.

Dziś walkower jest tylko ponurym wspomnieniem, choć znów są zastrzeżenia do krośnieńskiego toru. Wilki rywalizują w PGE Ekstralidze, a na koniec zeszłego sezonu w walce o awans pokonały właśnie Falubaz. Krosno nadal kocha żużel i niewiele wskazuje na to, że się to szybko zmieni.

Czytaj także: 
Oskar Polis: Kiedyś nie traktowałem żużla tak profesjonalnie. Teraz to całe moje życie
Wilki ukąszą Koziołki przez kontuzję Kubery? Eksperci wytypowali

Źródło artykułu: WP SportoweFakty