Żużel. Kędziora nie ma wątpliwości. "Głowy muszą polecieć. Najprostsza sprawa jest z trenerem"

WP SportoweFakty / Patryk Kowalski / Lech Kędziora
WP SportoweFakty / Patryk Kowalski / Lech Kędziora

Niedzielne spotkanie o brązowy medal w PGE Ekstralidze było dla Lecha Kędziory ostatnim meczem w roli szkoleniowca Tauron Włókniarza. - Głowy muszą polecieć - powiedział wprost w rozmowie z WP SportoweFakty.

Dla Tauron Włókniarza Częstochowa zakończony w niedzielę sezon był jednym z najtrudniejszych w ostatnich latach. Zespół zmagał się z wieloma problemami - zdrowotnymi, sprzętowymi, narzekano na własny tor, a to wszystko przekładało się na kolejne porażki.

Jakby tego było mało, to sama atmosfera w drużynie zrobiła się gęsta, co kilkukrotnie widzieliśmy w przekazach telewizyjnych.

Sami działacze uspokajali co do tego, że wszystko wygląda należycie, a to, co widzimy, to efekt emocji, jakie towarzyszą zawodnikom w trakcie ligowej rywalizacji.

ZOBACZ WIDEO: Zmarzlik nie był sobą po Grand Prix? "Krew człowieka zalewa"

W klubie ma dojść do zmian. Jedną z osób, które stracą pracę, będzie trener Lech Kędziora, który przed niedzielnym meczem Tauron Włókniarza z For Nature Solutions KS Apatorem Toruń przyznał na antenie Eleven Sports, że to najprawdopodobniej jego ostatni mecz z lwem na piersi.

Prezes klubu Michał Świącik w rozmowie z Joanną Cedrych był zaskoczony słowami szkoleniowca. Zapowiedział, że dojdzie do rozmów ze sztabem szkoleniowym i dopiero zostaną podjęte odpowiednie decyzje. Od kilku tygodni z częstochowskim zespołem łączony jest Jacek Frątczak.

- Ja mam jeszcze umowę, ale głowy muszą polecieć i szatnię trzeba przewietrzyć. Najprostsza sprawa jest z trenerem, tak samo, jak w piłce, czy innych sportach - powiedział Kędziora w rozmowie z WP SportoweFakty.

Dla doświadczonego trenera dwuletnia współpraca z częstochowskim klubem była drugim podejściem do Włókniarza. Kędziora nie ukrywa, że będzie żegnał się z dużym niedosytem. - Nie po to przychodziłem, aby statystować, a po to, by zdobywać medale. Nie udało się - dodał nasz rozmówca.

Przez ostatnie lata częstochowska drużyna miewała wzloty i upadki. Była walka o medale w 2013 roku, pierwszoligowa batalia w sezonie 2016, a później powrót i dwa brązowe krążki Drużynowych Mistrzostw Polski. Do szczęścia i trzeciego miejsca w tym roku zabrakło niewiele. Na pewno czterech punktów. Najpewniej tych Kacpra Woryny, który przy swoim nazwisku zapisał zaledwie dwa oczka.

- Drużynę rozliczamy jako jedno, a indywidualnie każdy powinien jechać przyzwoicie. Kiedy jeden z tej piątki seniorów nie zdobędzie punktów, to nie ma najmniejszych szans na to, by wygrać mecz. Wpływają na to różne rzeczy. [...] Jak w każdej rodzinie, są wzloty i upadki, jest dobrze i źle - skomentował Kędziora.

Częstochowianie przed rewanżowym spotkaniem na własnym torze mieli do odrobienia dziesięć punktów. Gospodarze zdawali sobie sprawę, że to dużo i mało. Jednak wobec problemów i niemocy przy ul. Olsztyńskiej z pokorą podchodzono do tego meczu. Na powtórkę sprzed roku, kiedy to Lwy pokonały For Nature Solutions KS Apator 59:31 nikt nie oczekiwał.

- Na pewno nie spodziewałem się takiego wyniku i tego, że skończymy bez medalu. Wiadomo, że nie mieliśmy go na wyciągnięcie ręki, bo przegraliśmy w Toruniu tyloma punktami, że to już nas stawiało w trudnej sytuacji. Robiliśmy wszystko, by ten wynik odwrócić na naszą korzyść - mówił Kędziora.

Gospodarze niedzielnego meczu znów mieli problem z pierwszą fazą spotkania. O ile młodzież zrobiła swoje, bo wygrała 5:1, tak w pierwszych dwóch seriach startów Wiktor Lampart pokonał Mikkela Michelsena, Paweł Przedpełski przywiózł za plecami Maksyma Drabika, a dwa biegi z udziałem Kacpra Woryny zakończyły się wynikiem 1:5.

- Pierwsze biegi pokazały, że w dalszym ciągu mamy z nimi problem. To nie była ta drużyna, która zaczynała od 5:1 i kończyła 5:1. Ten sport jest nieprzewidywalny, a składa się na to wiele przyczyn - sprzęt, dyspozycja zawodników i ten nasz słynny tor, który był kiedyś naszym handicapem z fajnym ściganiem, a teraz przyjeżdżają rywale i wywożą punkty - komentował Kędziora.

Zawodnikom Tauron Włókniarza bardzo często zdarzało się narzekać na częstochowski tor, kiedy na tym samym owalu radzili sobie oni doskonale, chociażby podczas rundy Tauron Speedway Euro Championship. Kibice byli już zażenowani ciągłymi wymówkami. Tym bardziej że owal jest taki sam dla szesnastu uczestników meczu.

- Ma pan rację. Najprościej narzekać na tor... Myślę, że to jest taki nudny temat, także i dla was. Trzeba spojrzeć głębiej w to wszystko, uderzyć się w pierś i przemyśleć, że coś jest nie tak - zakończył Lech Kędziora.

Czytaj także:
Szczere wyznanie Zmarzlika. "Odechciało mi się żużla"
Za tymi słowami kryła się gorycz

Źródło artykułu: WP SportoweFakty