Ten wywiad wywołał duże poruszenie w środowisku żużlowym. 2 listopada Remigiusz Substyk w rozmowie z WP SportoweFakty powiedział, że sędziowie są coraz mniej niezależni od podmiotów zarządzających i posłużył się konkretnymi przykładami. Dodał też, że kiedyś sam otrzymał od jednego z wysoko postawionych działaczy wiadomość SMS sugerującą określone zachowanie podczas meczu. Substyk powiedział, że potrzebne są zmiany systemowe. Arbitra poparło wielu ekspertów, a po kilku dniach na jego słowa odpowiedziała też GKSŻ, która zapewniła, że problem nie istnieje. Co o oświadczeniu centrali sądzi Substyk i z jakimi reakcjami spotkał się po publikacji wywiadu? Zachęcamy do lektury rozmowy z arbitrem.
Jarosław Galewski, WP SportoweFakty: Co pan sądzi o oświadczeniu żużlowej centrali, które ukazało się kilka dni po pana wywiadzie?
Remigiusz Substyk, sędzia żużlowy: Mam wrażenie, że władza przeczytała moje słowa, ale nie zrozumiała przesłania lub nie chciała zrozumieć. Zacznę od tego, że celem mojego wywiadu nie był atak na kogokolwiek, ale pokazanie problemu systemowego, który w mojej ocenie występuje. Czytając później wypowiedzi działaczy czy menedżerów z dużym stażem i osiągnięciami, którzy obecnie są ekspertami, odniosłem wrażenie, że mają podobne zdanie. Liczyłem, że poruszenie tematu sprowokuje władze do pochylenia się nad nim i merytorycznej dyskusji. W zamian pojawiło się natomiast oświadczenie, którego przekaz od razu skojarzył mi się z przyśpiewką kibiców piłkarskich po przegranych meczach "Polacy, nic się nie stało!". Merytoryki nie było tam żadnej. Dowiedzieliśmy się tylko, że władza nie widzi problemu.
Mówiłem o dwóch meczach, które odbyły się w minionym sezonie i niepokojącej wiadomości SMS, którą otrzymałem od jednego z działaczy. Tymczasem w odpowiedzi nie padły żadne konkrety, a temat SMS-a został przerzucony przez GKSŻ jak gorący ziemniak do PGE Ekstraligi.
GKSŻ twierdzi, że przeprowadziła postępowanie dyscyplinarne w sprawie meczu Arged Malesy z H.Skrzydlewska Orłem. Jeśli mnie pamięć nie myli, to postępowanie polegało na zaproszeniu wszystkich zainteresowanych na posiedzenie i wydaniu komunikatu, że sprawa została zakończona, a strony nie będą już na ten temat rozmawiać z dziennikarzami. Dla mnie uciszenie uczestników tamtych wydarzeń nie jest żadnym wyjaśnieniem sprawy. Z kolei temat meczu pomiędzy Cellfast Wilkami Krosno z ebut.pl Stalą Gorzów nie został poruszony praktycznie w ogóle. Ja mówiłem o decyzjach, które nie mieściły się w regulaminie, a GKSŻ nie odniosła się do tego nawet słowem.
ZOBACZ WIDEO: Czy Janusz Kołodziej marnuje się w Fogo Unii Leszno?
W oświadczeniu GKSŻ pojawiło się jednak stwierdzenie, że kontakty sędziego z podmiotami zarządzającymi w kwestiach organizacyjnych są normalne i jest to zgodne z regulaminem.
Ja to doskonale wiem i mówiłem o tym w wywiadzie. Relacjonowałem przecież, jak wyglądały moje kontakty z Leszkiem Demskim i zaznaczałem, że nie widzę nic zdrożnego w przekazywaniu mu informacji o statusie zawodów. Rzecz jednak w tym, że to nie taki kontakt uważam za negatywne zjawisko. Meldowanie szefowi sędziów o sytuacji pogodowej czy torowej lub ewentualne konsultacje w tym zakresie to naprawdę nie jest problem. Ja wskazywałem na kontakty, które wykraczały bardzo daleko poza sferę organizacyjną. GKSŻ, by odwrócić uwagę od tego, skierował dyskusję na inne tory.
Z jakimi reakcjami spotkał się pan po publikacji wywiadu? Czy dzwonili do pana także koledzy sędziowie?
Odbyłem sporo rozmów z osobami ze środowiska żużlowego i nie spotkałem się w nich z negatywnym odbiorem. Dzwonili do mnie także obecni sędziowie. Część z nich w pełni się ze mną zgadza, ale nie mogą tego otwarcie powiedzieć. Jest też grupa, która w mojej ocenie opacznie zrozumiała moje słowa i uważa, iż mówienie o braku niezależności uderza w wizerunek arbitrów. Ja z taką interpretacją się nie zgadzam, ponieważ właśnie ograniczanie niezależności wpływa negatywnie na autorytet sędziów. Poza tym, w przestrzeni publicznej pojawiły się też negatywne komentarze. W tym przypadku prorokiem okazał się jeden z byłych arbitrów.
Co ma pan na myśli?
Kolega po przeczytaniu wywiadu z moim udziałem napisał w mediach społecznościowych, że teraz zaczną się na mnie ataki i udowadnianie, że byłem słabym sędzią, że będę oczerniany. W pierwszej chwili nie zastanawiałem się głębiej nad sensem jego słów, ale później doszedłem do wniosku, że wszystko doskonale przewidział. Jeśli ktoś w odpowiedzi na merytoryczny problem posługuje się atakami ad personam, to znaczy, że ma niewiele do zaproponowania. Uważam, że próba odwrócenia uwagi od istoty sprawy jednak nie wypaliła. Kibice tego nie kupili.
Jeśli w opinii osób, które próbują mnie teraz oczerniać, popełniałem tyle błędów, to dlaczego podmioty za to odpowiedzialne wyznaczały mnie do sędziowania kolejnych zawodów, zamiast wszczynać postępowania dyscyplinarne?
Na komentarz do pana słów zdecydował się także sędzia Krzysztof Meyze, który zapewnił, że arbitrzy są całkowicie niezależni. Co pan sądzi o jego wypowiedzi?
Z Krzysztofem znamy się od kilkunastu lat i bardzo go szanuję. Razem zaczynaliśmy sędziowanie i odbyliśmy wiele godzin rozmów na tematy związane z żużlem. Tak było między innymi przy okazji wspólnych podróży na seminaria sędziów i dlatego nie będę publicznie oceniać jego wypowiedzi. Jeśli poczuł wewnętrzną potrzebę, by udzielić w tej sprawie wywiadu i uzyskał zgodę podmiotów zarządzających, to w porządku. Jak mniemam, nie udzielał go z pistoletem przy skroni, więc wypada tylko uszanować jego zdanie.
Chcę jednak dodać, że Krzysiek bardzo słusznie zwrócił uwagę na to, że od czasów pana Romana Cheładze sport żużlowy bardzo się zmienił. Dziś w grę wchodzą o wiele większe pieniądze oraz inne zależności wynikające np. z umów telewizyjnych i sponsorskich. Tymczasem sposób zarządzania sędziami przez wiele lat jest niezmienny. Coś, co sprawdzało się 30 czy 40 lat temu, niekoniecznie musi się sprawdzać w dzisiejszych czasach. Krzysiek zwraca też uwagę na ważny fakt, że kiedyś szefem GKSZ był prezes jednego z klubów. Do dziś jest tak, że osoby pełniące funkcje w polskim żużlu często są kojarzone z konkretnymi klubami. To nie jest niczym dziwnym. Jak wiadomo, żeby piastować te funkcje, należy mieć doświadczenie w tym sporcie. W interesie tych osób powinno być jednak oddzielenie roli tzw. szefa sędziów od podmiotów zarządzających. Wszystko w celu uniknięcia podejrzeń o wpływanie na decyzje arbitrów, szczególnie w meczach klubów, z którymi ci działacze są kojarzeni.
Zakładam, że po wywiadzie definitywnie kończy pan pracę jako sędzia. Co dalej?
Chyba jedna rzecz wymaga w tym miejscu sprostowania. W wywiadzie powiedziałem, że na 95 proc. nie wrócę na wieżyczkę sędziowską. Po czasie zrozumiałem, że chyba trochę źle to oszacowałem. Myślę, że po tym, co powiedziałem, powrót nie nastąpi na 100 proc. Ostatnim etapem mojej przygody z sędziowaniem jest impreza pożegnalna. Zaprosiłem byłych i obecnych sędziów. Nie wiem natomiast, jak będzie z frekwencją. Najpierw słyszałem, że zdecydowana większość się pojawi. Później udzieliłem panu wywiadu i wiem, że niektórzy zapewne się wykruszą. Dotarły do mnie sygnały, że zasugerowano im, że obecność na tym wydarzeniu nie będzie dobrze odebrana. Cześć z nich powiedziała mi, że chętnie się spotkają, ale nie tego dnia, że wolą poczekać, gdy wokół tematu zrobi się ciszej. Ja uważam jednak, że nie mają się czego obawiać, bo liczba uczestników tego spotkania będzie miarą rzeczywistej niezależności sędziów. A ta, jeśli dobrze zrozumiałem oświadczenie GKSŻ, jest przecież niezagrożona.
Czy uważa pan, że ten wywiad cokolwiek zmieni w kwestiach sędziowskich?
Nie sądzę, a jeśli coś się zmieni, to niewiele. Władza przecież udaje, że nie widzi problemu. Ja jednak wierzę w starą maksymę "kropla drąży skałę". Myślę, że po tym wywiadzie ludzie zarządzający żużlem zastanowią się dwa razy, zanim podejmą próbę wywierania nacisków na arbitra. Jeśli tak się stanie, to było warto.
***
Tuż przed publikacją wywiadu sędzia Remigiusz Substyk poinformował nas, że zostało przeciwko niemu wszczęte postępowanie dyscyplinarne.