W ramach podsumowania roku redakcja WP SportoweFakty przypomina najważniejsze wydarzenia z każdego miesiąca.
***
Gwiazdy PGE Ekstraligi dopięły kontrakty
Gdy sezon jest na wysokich obrotach, zawodnicy w Polsce i tak odbywają pierwsze rozmowy kontraktowe, a niekiedy decydują się na dogrywanie szczegółów i parafowanie porozumień. W lipcu nie było inaczej, bo już na początku miesiąca wiadomo było, że w Gorzowie pozostaną Anders Thomsen (więcej TUTAJ) i Szymon Woźniak (szerzej TUTAJ).
Pod koniec miesiąca klub na 2024 rok miał też wybrany Jason Doyle (zobacz TUTAJ), co potwierdzało wcześniejsze doniesienia WP SportowychFaktów. Oznaczało to zarazem, że nowego pracodawcy musi szukać Nicki Pedersen, którego zastępcą został Australijczyk.
Szok w Lesznie. Baron odchodzi po sezonie
O tym, że minione miesiące były pod względem sportowym bardzo trudne dla najbardziej utytułowanego klubu w Polsce, wiedzą doskonale wszyscy. Plaga kontuzji, seria sześciu porażek (najgorsza w XXI wieku) i w efekcie walka o utrzymanie. Był jednak zryw w końcówce rundy zasadniczej, co sprawiło, że w Lesznie na trybuny wrócili kibice. Tymczasem w środku tych wydarzeń niespodziewane dla wielu oświadczenie wygłosił trener Piotr Baron.
Opiekun Fogo Unii w latach 2017-2023 poinformował, że po zakończeniu sezonu opuści klub. Co ciekawe, wcześniej nie informował o tym sterników. - Nie, nie rozmawiałem z zarządem na ten temat. Jeśli chodzi o rok 2024, to nasza współpraca na pewno będzie niemożliwa - przyznał Baron, który w pierwszych czterech kampaniach pracy z leszczynianami zdobył z nimi cztery tytułu w lidze. Nie jest tajemnicą, że menadżer nie był zadowolony m.in. z tego, że niedługo wcześniej zwolniony został toromistrz Jan Choroś (więcej TUTAJ).
ZOBACZ WIDEO: W PGE Ekstralidze dalej będzie startować osiem zespołów. Czy to koniec nadziei na jej rozszerzenie?
Zmarzlik kontroluje sytuację w cyklach
W siódmym miesiącu roku odbyła się tylko jedna runda cyklu Grand Prix. Najlepszy w Malilli okazał się Daniel Bewley, który rzutem na taśmę awansował do półfinału, a potem w bliski temu sposób do finału. W Szwecji trzeci był potwierdzający zwyżkę dyspozycji Patryk Dudek, natomiast liderujący klasyfikacji przejściowej Bartosz Zmarzlik jedyny raz w roku (nie licząc dyskwalifikacji w Vojens) nie wjechał do decydującego wyścigu. Był za to piąty i cały czas kontrolował sytuację w tabeli czempionatu.
Dzień po imprezie w Malilli odbyła się druga runda Indywidualnych Mistrzostw Polski. W Pile Zmarzlik odbił sobie niepowodzenie z GP i zwyciężył w całych zawodach, robiąc duży krok w kierunku obrony tytułu na krajowym podwórku. Więcej o tych wydarzeniach TUTAJ.
Powrót DPŚ ze wspaniałym zakończeniem
Na ten turniej kibice czekali aż sześć lat. W 2023 roku powrócił do kalendarza Drużynowy Puchar Świata. Gospodarzem całej imprezy odbywającej się w ciągu pięciu dni został Wrocław. Organizacja tzw. żużlowego mundialu w jednym mieście nie była do końca udanym pomysłem, bo na półfinałach i barażu trybuny świeciły pustkami. W końcu Polska jako gospodarz miała pewne miejsce w finale, do którego wjechały Australia, Dania i Wielka Brytania.
Na decydujących zmaganiach o złoto Stadion Olimpijski pękał już rzecz jasna w szwach i dostarczył ogromnych emocji. Faworyzowani Biało-Czerwoni męczyli się przez cały wieczór, nie mogąc uciec rywalom. Udanie jechali Brytyjczycy, z czasem do głosu doszli Duńczycy. O wszystkim decydowały wyścigi nominowane, w których dopiero pierwszy raz na tor wyjechał rezerwowy Janusz Kołodziej. Jednakże ta zagrywka Rafała Dobruckiego nie zdała egzaminu.
Przed ostatnim biegiem wieczoru Polska miała punkt przewagi nad Wielką Brytanią i dwa nad Danią. Australia nie liczyła się już w batalii o medal. W chwili prawdy naszą drużynę reprezentował Maciej Janowski. Po starcie jechał trzeci, za plecami Maxa Fricke'a i Roberta Lamberta, a przed Andersem Thomsenem. Polak, który notował przeciętny turniej, szarżował za plecami rywali, lecz na moment nawet spadł na koniec stawki. To oznaczało, że Polacy przegrywają mistrzostwo. Na końcu trzeciego okrążenia Janowski wykonał jednak fenomenalny atak, mijając zarówno Thomsena, jak i Lamberta. Stadion Olimpijski zaczął szaleć, a po przejechaniu 352 metrów wybuchł radością. Złoto po latach wróciło do naszego kraju!
Skandal w IMP w Krośnie
Zaledwie kilkanaście godzin w pełni chełpiono się w żużlowym środowisku spektakularnym triumfem Polaków w stolicy Dolnego Śląska. Na kolejny dzień po finale DPŚ m.in. reprezentacyjna piątka (oprócz Kołodzieja, Janowskiego byli to także Zmarzlik, Dudek i Dominik Kubera) pojechała do Krosna na decydujący turniej finałowy IMP. Dopisywały humory, pogoda i kibice, którzy tłumnie przybyli na obiekt przy ulicy Legionów w tym podkarpackim mieście.
W mijającym roku w Krośnie występowały jednak częste kłopoty z kondycją nawierzchni. Widać było to w spotkaniach ekstraligowych, po których sypały się nawet kary. Niemniej pracowano nad owalem i liczono, że wszystko będzie w porządku. Zawodnicy, widząc to, co zastali w mieście szkła, odmawiali jazdy, dając namówić się tylko na próbę toru. Turniej został przełożony o dobę.
Mimo piękny słów i zapewnień Zbigniewa Fiałkowskiego ze strony GKSŻ, w poniedziałek żużla ponownie nikt nie zobaczył. Wielu jako winnych całego skandalu wskazało właśnie centralę sprawującą jurysdykcję nad IMP, inni zawodników, a jeszcze inni promotora cyklu czy klub z Krosna. Poszkodowani zostali kibice, telewidzowie i sama stacja, która poniosła ogromne koszty. Niesmak pozostał wielki. Finał został Krosnu odebrany i przełożony na wrzesień do Łodzi.
CZYTAJ WIĘCEJ:
To już tradycja. Maj pod znakiem rundy Grand Prix w Warszawie
Kwietniowy start PGE Ekstraligi z emocjami na torze i trybunach