Był twarzą Canal+ i współtworzył znany klub. Mówi, że dał się oszukać i wykorzystać

WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Stanisław Chomski, Gabriel Waliszko
WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Stanisław Chomski, Gabriel Waliszko

Podczas rozmowy z WP SportoweFakty Gabriel Waliszko dał do zrozumienia, że chciałby powrócić do telewizji. Poza tym po raz pierwszy mocno otworzył się na temat Wilków Krosno, które miał okazję współtworzyć. Nie zabrakło ostrych słów.

Mateusz Domański, WP SportoweFakty: Co obecnie u ciebie słychać?

Gabriel Waliszko, były dziennikarz Canal+ i były ambasador Wilków Krosno : W porządku, dziękuję. Szczerze mówiąc, trochę stęskniłem się za żużlowymi klimatami. Na szczęście odzywają się do mnie co jakiś czas kibice czy dziennikarze i pytają czy wróci kiedyś do telewizji to moje "kłaniam się nisko".

Tymczasem od dwóch lat pracuję w Totalizatorze Sportowym, wykorzystując doświadczenie w dziennikarstwie, mediach i komunikacji. Mam zaszczyt współpracować z wybitnymi polskimi osobowościami sportu - z żużlowcami też, ale przede wszystkim z reprezentantami innych dyscyplin. Chodzi na przykład o Andrzeja Bargiela, Roberta Lewandowskiego, Łukasza Różańskiego, Dawida Tomalę czy Martę Wieliczko i Kasię Zillmann.

Nagrywam podcasty i materiały wideo, wspieram tworzenie dużych kampanii reklamowych czy komunikację w social mediach. Często uczestniczymy w urozmaiconych eventach, gdzie rozmawiamy o kumulacji emocji i o szczęśliwych liczbach. To ciekawa i rozwijająca praca, łącząca sport z biznesem.

ZOBACZ WIDEO To było kluczowe. Fredrik Lindgren zdradził czynnik, który pozwolił mu wrócić do wysokiej formy

Kiedyś byłeś twarzą żużlowego Canal+. Obecnie - przynajmniej jeśli chodzi o żużel - pozostajesz w cieniu. Jak bardzo brakuje pracy przy "czarnym sporcie"?

Najbardziej brakuje mi rozmów z zawodnikami i trenerami oraz zapachu żużla w parku maszyn. Ale też klimatu pracy typowo telewizyjnej, kiedy słyszysz w uchu przed wejściem "na żywo": "3... 2... 1... jesteś", to wtedy czuć taki wyjątkowy dreszczyk emocji. Te wspomnienia najczęściej wracają, choć na historie kuluarowe z transmisji też się uśmiecham.

Oczywiście śledzę to, co dzieje się w żużlu bo z tego sportu trudno się wyleczyć. Bywam na meczach, emocjonuję się najważniejszymi zawodami w telewizji i rozmawiam z kibicami. Mając sąsiada pochodzącego z Lublina i rodzinę w Krośnie, trudno nie dyskutować o speedwayu. Mam też kontakt z kolegami dziennikarzami, z którymi kiedyś współpracowałem.

Przyznam, że byłem bardzo bliski współpracy przy cyklu Grand Prix, już za czasów Discovery. Niestety, ostatecznie nic z tego nie wyszło, ale nigdy nie wolno mówić nigdy.

A dlaczego nie wyszło?

W ostatniej chwili okazało się, że z powodów niezależnych ode mnie nie mogę podjąć tej współpracy. Ufam, że furtka jest wciąż otwarta i kto wie, co przyniesie przyszłość. Zresztą obiecałem mojemu śp. tacie, który odszedł w minionym roku, że o sporcie poopowiadam jeszcze kiedyś w telewizji. Chcę tego słowa dotrzymać.

Czyli jest możliwość, jest chęć powrotu do telewizji.

Wszystko jest możliwe. Mam wieloletnie doświadczenie zdobyte w Canal+, nSport czy Motowizji, ale też wcześniej w radiu, gazetach, internecie. Zrobiłem setki transmisji i reportaży, prowadziłem studia, komentowałem i wydawałem mecze. Tego się przecież nie zapomina i - jak słychać - z przyjemnością do tego się wraca. Lubię moją obecną pracę, ale dodatkowe aktywności połączone z pasją zawsze są możliwe.

Jeżeli chodzi o telewizję, to ostatnio głośno było o Mirosławie Jabłońskim. Stacja Canal+ potwierdziła, że w przyszłym sezonie nie zobaczymy go na antenie.

Nie znam dokładnych powodów tej decyzji. W każdym razie nie chcę spekulować, ale wiem, że Mirosława Jabłońskiego miałem okazję sprowadzić do telewizji. Zresztą kiedy odchodziłem z Canal+ w 2020 roku, to w magazynie PGE Ekstraligi Mirek dziękował za współpracę, przypominając, że zaczynał u mego boku. To było chyba jeszcze wtedy, gdy jeździł we Włókniarzu Częstochowa ponad 10 lat temu. Od początku fajnie wypadał przed kamerą, a później jeszcze się rozwinął. Czasem śmiałem się nawet, że ma zbyt cięty język i mógłby się trochę hamować. Ale to w końcu żużlowiec. Przeżyliśmy kilka wspólnych wyjazdów w czasie naszej współpracy, ale w ostatnich latach nie mieliśmy kontaktu.

Przejdźmy do Wilków Krosno. Z tego, co się orientuję, to sprzedałeś swoje udziały (formalnie należały do Justyny Majcher-Waliszko, żony Gabriela Waliszko).

Oj, to jest temat rzeka... Zanim jednak do tych udziałów przejdziemy, chciałbym podkreślić, że projekt Wilki Krosno to do pewnego momentu bardzo romantyczna historia. Niczym w bajce, powstawała z marzeń o wielkim speedwayu trzech chłopaków z małego miasta: Kuby Zborowskiego, moich i Michała Finfy. Chodziło się na mecze w Krośnie - na ten czarny żużel, przeważnie odbijający się od dna drugoligowej tabeli. Było skromnie, ale klimatycznie.

Później, odwiedzając zawodowo prężne żużlowe ośrodki, człowiek po prostu zaczął zazdrościć i myśleć: dlaczego w Krośnie taki poważny żużel miałby nie powstać. Oglądając mecze na kultowych stadionach, doszliśmy w 2018 roku do wniosku, że warto spróbować w rodzinnym mieście. Że warto zainteresować prezydentów Krosna - których dobrze znamy - oraz przekonać duże podkarpackie firmy, że warto spróbować. Zaprosiłem do tego projektu Grzegorza Leśniaka, który został wiceprezesem. Prezesem na początku był Robert Dobosz, a obaj wraz z moją żoną zostali współwłaścicielami spółki akcyjnej Wilki Krosno. Pomagałem, jak tylko mogłem, poświęcając swój prywatny czas, szukając możliwości rozwoju projektu.

Patrząc dziś z perspektywy czasu, to był szalony pomysł. W ciągu pięciu lat miał być awans do ekstraligi, a tymczasem udało się już po czterech latach istnienia Wilków. Miasto imponująco rozbudowało stadion, a zawodnicy ze sponsorami i kibicami zafundowali tę piękną historię. I za to kolejny raz dziękuję bo publicznie nie miałem takiej sposobności.

Pamiętam jak początkowo wiele osób pukało się w głowę i rzucało kłody pod nogi, a potem ci jąkający się obłudnicy przyklejali się do sukcesu i przybywali oglądać ekstraligowy żużel w Krośnie. Hipokryzja do kwadratu, ale to już na inne opowiadanie.

Wróćmy do tych udziałów.

Część ich rzeczywiście sprzedaliśmy, natomiast zostało jeszcze około 4 proc. udziałów w spółce akcyjnej Wilki Krosno, czyli 17 tys. akcji.

Natomiast przypominając, że z założenia Wilki Krosno miały być klubem bliskim kibicom, pozwolę sobie zaprosić krośnieńskich czy też podkarpackich fanów i sponsorów do przejęcia tych akcji. Gdyby ktoś chciał zostać współwłaścicielem klubu żużlowego, to zapraszam do kontaktu - można zgłosić się nawet po jedną akcję.

Decyzja o wyjściu ze spółki była niestety konieczna, ponieważ klub Wilki Krosno po awansie do 1. ligi coraz bardziej przestawał być moją bajką. Nie odpowiadał mi szczególnie styl prowadzenia klubu i sposób traktowania ludzi. Nadęcie, sztuczność i wywyższanie się. Wiele spraw stawało się dla mnie niezrozumiałych i zagadkowych, a ciągłe "łagodzenie" a nie rozwiązywanie problemów było nie do przyjęcia. W końcu reputację i twarz ma się jedną.

O co konkretnie chodzi?

O to, że w 2018 roku, kiedy zaprosiłem Grzegorza Leśniaka do tego projektu, umówiłem się z nim, że jak tylko nadarzy się okazja to odejdę z telewizji i będziemy razem zarządzać Wilkami. Kiedy w pandemicznym 2020 r. przyszła ta okazja i dziękując za pracę w Canal+ zorganizowałem dla Motowizji transmisje 2. ligi z awansującymi Wilkami na koniec sezonu, to mój "przyjaciel", a precyzyjniej wtedy już prezes klubu nagle zapomniał o naszych ustaleniach i zaczął uciekać od szczerych rozmów.

Podobnie "szanował" wcześniej Roberta Dobosza i później wiele innych osób współpracujących z klubem - trenerów, zawodników, osoby funkcyjne, ale i grono sponsorów, które odeszło. To doskonały przykład jak stanowisko zmienia ludzi. Zostawiam na boku prywatne sprawy, jednak jako współzałożyciel Wilków jestem zobowiązany do troski o krośnieński żużel i mam prawo do swojej oceny.

Mówię o tym teraz, bo od dawna proszą o moje zdanie kibice, a ja nie chciałem tego robić w historycznym sezonie Krosna w PGE Ekstralidze. To miało być święto miasta, kibiców, sponsorów i całej społeczności lokalnej, a skończyło się kompromitacją w wykonaniu zarządzających klubem. Dlatego trzeba wreszcie powiedzieć pewne rzeczy na głos. Dla uczciwości, dla siebie i dla całego środowiska. Wciąż czuję złość i zażenowanie, ale przede wszystkim wstyd, że dałem się nabrać na tę "przyjaźń". Że dałem się oszukać i wykorzystać.

Możemy nieco szerzej omówić to "wykorzystanie"?

Już tłumaczę. Będąc współinicjatorem i ambasadorem Wilków otworzyłem wiele drzwi, choćby w Urzędzie Miasta Krosna, wśród sponsorów na Podkarpaciu i w kraju, ale też uwiarygadniałem nowy projekt w środowisku, będąc znaną osobą ze szklanego ekranu. Dałem twarz temu klubowi, pokazałem krośnieński żużel w telewizji, dzięki własnym środkom, pozyskałem kilkunastu sponsorów i przyniosłem wiele pomysłów. Poniosłem koszty czasowe, wniosłem prawne wsparcie mojej żony, która przez dwa pierwsze lata była obecna podczas meczów w Krośnie. Dołożyliśmy wspólnie niemałą cegłę do rozwoju tego projektu.

A co dostaliśmy w zamian? Kłamstwa i manipulacje, izolowanie od klubu, szantaż i kombinacje począwszy od pierwszych zmian w strukturach spółki pod koniec 2020 roku. Proszę mnie zwolnić ze szczegółów.

Na zdjęciu: Greg Hancock i Gabriel Waliszko
Na zdjęciu: Greg Hancock i Gabriel Waliszko

Na co w takim razie stać Wilki Krosno w najbliższym sezonie? O co mogą powalczyć?

To jest dobre pytanie. Myślę, że zbudowano przeciętny skład - nieadekwatny do tego, jakie były możliwości. Walka o play-offy jest realna, natomiast mówienie o tym, że przyszli zawodnicy, których najbardziej chciało się mieć w drużynie, jest nieprawdziwe. Znam kulisy wielu działań i wiem, że to skład montowany "na siłę". Są inni faworyci do wygrania tej ligi, choć oczywiście żużel jest nieprzewidywalny i tu wszystko może się zdarzyć. Jako krośnianin trzymam oczywiście kciuki za tę drużynę, szczególnie za niechcianego w Wilkach dwa lata temu Patryka Wojdyłę. Trzeba w tym miejscu wyraźnie podkreślić, że klub dostając rozbudowany przez miasto stadion i spektakularny awans od zawodników, niestety ten prestiżowy czas w PGE Ekstralidze zmarnował.

Jako beniaminek nie idzie się na zderzenie czołowe ze środowiskiem, a raczej szuka się ścieżek kompromisu i możliwości rozwiązań. Mówię tutaj o tych wszystkich nieprawidłowościach i zachowaniach związanych z torem, no i o tym, co się działo przy okazji finału IMP-u. Machanie szabelką w stronę GKSŻ i najlepszych polskich żużlowców to działania krótkowzroczne. Pokłosiem zachowań i słów wypowiadanych przez rządzących klubem jest niechęć do jazdy w Krośnie wielu klasowych zawodników. Jednocześnie na rozgrywki zaplecza ekstraligi wprowadzono ekstraligowe ceny karnetów. To wywołało falę niewygodnych komentarzy kibiców, których wpisy z klubowego profilu są tradycyjnie usuwane, czego sam doświadczyłem wielokrotnie. Zresztą kneblowanie ust fanom pokazuje, że ktoś czegoś się boi albo myśli, że jest dyktatorem Podkarpacia.

Do tego wszystkiego zupełnie nie wykorzystano marketingowego potencjału podkupionego Jasona Doyle'a i przekombinowano z transferem Krzysztofa Kasprzaka. Zresztą promocyjnie Wilki zatrzymały się na poziomie dawnej 2. ligi. Plusem są na pewno występy w DMPJ i Ekstralidze U24, tyle że to zasługa głównie zawodników z zewnątrz, a budowanie swoich wychowanków pozostawia wiele do życzenia. No i jeszcze rozstania z niektórymi odchodzącymi żużlowcami na żenującym poziomie. Podziwiam sponsorów, którzy chyba nie mają pełnego obrazu działań kierownictwa klubu albo dostają tylko jeden „słuszny” przekaz. Szczególne moje uznanie ma sponsor tytularny, który wziął na siebie pełną odpowiedzialność za funkcjonowanie żużla w mieście, będąc od roku większościowym udziałowcem Wilki Krosno SA. Od 30 lat wspiera żużel w Krośnie i wciąż ma innowacyjne pomysły.

Rozumiem, że nadal będziesz uważnie analizować to, co dzieje się w krośnieńskim żużlu.

Wielu kibiców do mnie pisze i dzwoni więc chcąc nie chcąc mam styczność z różnymi informacjami o kuchni krośnieńskiego żużla. W Krośnie wszyscy się znają, więc te sygnały dochodzą bardzo szybko. Życie uczy, że przyjaźń do pieniądza jest dla niektórych ważniejsza od przyjaźni do człowieka. Trzeba więc pokornie patrzeć do przodu i wyciągać wnioski z lekcji, które daje życie. Na szczęście nikt nie zamaże i nie wytrze gumką tego, jaka jest historia żużla w Krośnie w ostatnich pięciu latach. Z jednej strony imponująca droga do sportowych awansów, a z drugiej wiele niepotrzebnych wykluczeń.

Pewnie jeszcze dużo można by mówić o telewizji i o Wilkach Krosno. Chciałbym jednak jeszcze poruszyć wątek PGE Ekstraligi 2024. Czy myślisz, że ktoś zaskoczy i zdoła skutecznie przeciwstawić się Motorowi Lublin?

Myślę, że Motor Lublin nie będzie miał wcale łatwo. Choć ostatnio spotkałem się z prezesem Kubą Kępą na Gali Mistrzów Sportu i przekonywał, że organizacyjnie ma zaplanowane najbliższe lata. Wiadomo, że Motor ma niesamowite armaty i ogromny potencjał, ale jest przecież wciąż niezaspokojona Sparta Wrocław i w końcu zaskoczyć może Włókniarz Częstochowa. Ma bardzo skutecznego trenera Janusza Ślączkę, który zna żużel od podszewki.

Ciekaw jestem co zaprezentuje polski skład beniaminka - Falubaz Zielona Góra i australijski GKM-u Grudziądz, który od dawna puka do play-offów. Muszę jeszcze wspomnieć o Unii Leszno. Na papierze nie ma mocnego składu, ale "Byki" zawsze mają mocny charakter. To racjonalne prowadzenie klubu mi się podoba u Piotra Rusieckiego i Józefa Dworakowskiego. Jest kuźnia talentów, która daje Unii wiele korzyści i możliwości. "Byki" nigdy nie pękają.

Kto zatem do spadku?

Zapewne to rozstrzygnie się spośród trójki: Leszno, Grudziądz i Zielona Góra. Trudno już teraz wskazywać kolejność, bo myślę, że o tym będą decydować dosłownie punkty biegowe i dyspozycje dnia czy brak kontuzji. Każdy ma unikalne atuty i może czymś zaskoczyć.

Może jeszcze słówko o Grand Prix...

Tutaj jestem bardzo ciekaw postawy Szymona Woźniaka. Trzymam mocno za niego kciuki. To niezwykle naturalny i szczery facet. Wiele razy pokazywał już twarz takiego charakternego gościa, jak choćby wtedy, gdy wygrywał w Gorzowie Indywidualne Mistrzostwo Polski.

A propos tych zawodów to mam w domu gadżet, który kiedyś był własnością Szymka, a ja dostałem go na urodziny. To laczek, który przekazali mi ówcześni kumple z Canal+ - Tomek Dryła, Maciej Glazik i Sergiusz Ryczel. Dostałem ten prezent w piątek, a w niedzielę Szymek został indywidualnym mistrzem Polski. Życzę mu teraz jak najlepiej, podobnie jak pozostałym Polakom.

Pytanie czy ktokolwiek zbliży się do Bartka Zmarzlika, któremu cały czas mocno kibicuje moja córka. Poznała go zanim to było modne i nieustająco jest jego wierną fanką.

Rozmawiał Mateusz Domański, dziennikarz WP SportoweFakty

***

O komentarz do słów Gabriela Waliszki zwróciliśmy się do Grzegorza Leśniaka. Ze względu na wyjazd prezesa Cellfast Wilków, stanowisko w tej sprawie zabrał dyrektor zarządzający klubu, Michał Finfa. Poniżej prezentujemy jego odpowiedź.

- Czytając zaprezentowany wywiad odnoszę wrażenie jednostronnego obrazu romantyczności. Uważam, że wszystkie strategiczne decyzje, w tym co do doboru współpracowników, były właściwe i z pewnością podjęlibyśmy jeszcze raz identyczne. Zawsze kierowaliśmy i kierujemy się możliwościami finansowymi. Zatrudniamy pracowników w zależności od potrzeb na dane stanowisko oraz predyspozycji merytorycznych. Gabriel Waliszko ma prawo do formułowania prywatnych opinii, a prezentowane w tym wywiadzie odbiegają od rzeczywistości i są nieprawdziwe, dlatego trudno w racjonalny sposób się do nich odnieść. Zarządzanie klubem sportowym na tym poziomie to nie jest Eliga Manager.

Czytaj także:
Mirosław Jabłoński trafi do Eleven? Jest decyzja odnośnie popularnego eksperta
Nicki Pedersen odwiedził Krosno, a Stal wbiła szpilkę Wilkom!