Konrad Cinkowski, WP SportoweFakty: Nikt z twojej rodziny w przeszłości nie jeździł na żużlu. Skąd zatem u ciebie zainteresowanie tym sportem?
Mario Hausl, zawodnik Trans MF Landshut Devils: Kiedy byłem młodszy, to na jedne z urodzin otrzymałem od rodziców voucher na treningi motocrossowe. Kiedy trafiłem do grupy młodzieżowej w MSC Olching, to często obserwowałem treningi tamtejszych żużlowców. Później poszedłem też na zawody o Złotą Wstążkę.
A z motocrossu do żużla, to bardzo krótka droga.
Dokładnie. Mój trener w grupie młodzieżowej zaproponował, abym spróbował swoich sił na motocyklu żużlowym. Świetnie się bawiłem i od razu poczułem, że to jest to, co chcę robić.
ZOBACZ WIDEO: Słaby sezon 2023 Patryka Dudka. Jak odbudować jego formę?
A próbowałeś swoich sił w innych sportach?
Przez dwanaście lat grałem w piłkę nożną. I w sumie nadal to robię, ale wtedy, kiedy mam wolne.
Rodzice nie odciągali cię od decyzji, że może jednak nie warto z tym żużlem, bo to niebezpieczny sport?
Mój tata na początku bardzo się denerwował, że chcę jeździć. Ostatecznie oboje to zaakceptowali i wspierali mnie w tym, co zamierzam zrobić - zarówno w tamtym momencie, jak i w przyszłości.
Jesteś u progu swojej wielkiej kariery. Gdybyś miał wskazać swój główny mankament, to co sprawia ci największy problem?
Przede wszystkim złość, że w wielu przypadkach nie mogłem zachować spokoju. To się głównie tyczyło sytuacji po wypadkach z mojej winy. Na szczęście udało się nad tym sporo popracować.
W ojczyźnie w zawodach niższej rangi miewałeś dobre występy. Debiut w polskiej lidze w meczu w Ostrowie był dla ciebie takim brutalnym zderzeniem z rzeczywistością?
Zdecydowanie czymś innym było ściganie z mocnymi zawodnikami. Jednak tylko w ten sposób możesz nauczyć się być lepszym zawodnikiem. I to też pokazuje ci, jak wiele jeszcze doświadczenia musisz zebrać, aby zbliżać się do czołówki.
W tym roku będzie sporo ku temu okazji, bo stajesz przed szansą bycia podstawowym juniorem Landshut Devils. Jak widzisz swoje możliwości w walce o skład z Kacprem Cymermanem?
Kacper jest na pewno dobrym przeciwnikiem. Oczywiście wiele zależy od wyników, bo to one będą decydować o tym, kto zdobędzie i później utrzyma pozycję.
W Polsce twoim głównym zadaniem będzie nauka torów i żużla. A jeśli chodzi ogólnie o ten sezon, to jakie cele sobie wyznaczasz?
Moim celem jest przede wszystkim odjechać sezon w jednym kawałku, bez upadków i kontuzji. Oczywiście chcę się wiele nauczyć, aby poprawić nie tylko swoje wyniki, ale również sylwetkę na motocyklu.
W Krajowej Lidze Żużlowej będziesz reprezentował Landshut Devils. A w jakich jeszcze ligach i zespołach planujesz występować?
Będę występował w lidze czeskiej w zespole PK Pilzno (w 1. lidze - dop. red.), a także dostanę szansę w zawodach parowych i indywidualnych do 21. roku życia. Mam również kontrakt w MSC Olching na rozgrywki Bayern Cup oraz w MSC Wolfspack Wolfslake w Speedway Lidze Nord.
Urodziłeś się w Niemczech i to jest twoja ojczyzna. Za sprawą mamy twoje korzenie sięgają jednak Seszeli, a flaga tego kraju widnieje na twoim kevlarze. Jak ważny jest dla ciebie ten kraj?
Seszele są dla mnie wszystkim. Mam tam dużą część swojej rodziny, która również bardzo mnie wspiera. Chcę pokazywać ludziom, z jakiego pięknego kraju pochodzę, ale oczywiście pragnę też tego, by byli ze mnie dumni kibice w Niemczech.
Chciałbyś kiedyś, chociaż raz wystartować w jakichś zawodach międzynarodowych jako reprezentant Seszeli?
Oczywiście! I to nie raz, a najczęściej, jakby się tylko dało. Jednak jeśli będę występował w zawodach jako Niemiec, to automatycznie również flaga Seszeli trafi na międzynarodowe areny.
Ty Niemiec z korzeniami z Seszeli, z kolei Antonio Lindbaeck Szwed, który urodził się w Brazylii. W tym roku żużel może mieć bardzo "egzotyczną" parę.
Tak, to będzie coś ciekawego na pewno. Jestem szczęśliwy, że mogę jeździć z Antonio w jednym zespole, bo bardzo go podziwiam i nie ukrywam, że to było dla mnie takie marzenie, by kiedyś się z nim spotkać.
W samych superlatywach wypowiadają się na twój temat działacze i trenerzy Landshut Devils, którzy podkreślają, że jesteś utalentowanym zawodnikiem. Takie komentarze cię motywują do cięższej pracy, czy nieco przytłaczają?
Na pewno to motywuje, bo to też sprawia, że chce się jeszcze ciężej pracować nad sobą.
Na początku powiedziałeś mi, że na koniec chciałbyś coś dodać, tak od siebie. Co dokładnie?
Byłbym szczęśliwy, gdyby zniknął rasizm. Nie tylko w sporcie, ale w ogóle - w całym społeczeństwie. I aby każdy zaakceptował drugiego człowieka takiego, jakim on jest.
Niestety rasizm i hejt jest czymś, co niesamowicie się napędza z każdym rokiem, tym bardziej teraz w dobie mediów społecznościowych. A czy ty miałeś jakieś nieprzyjemności związane ze swoim pochodzeniem, czy kolorem skóry?
Niestety, ale często spotykałem się z rasistowskimi słowami i komentarzami w miejscach publicznych. To mnie bardzo bolało w środku. Słyszałem je ze strony kibiców oraz mechaników moich rywali. To bardzo mocno we mnie uderzało i siedziało w głowie. Jednak dziękuję tym, których mam u swojego boku, czyli mojej mamie, przyjaciołom i reszcie rodziny. Udowadniam, że mimo wszystkich takich komentarzy na swój temat pozostaję silny.
Czytaj także:
1. Żużel doczeka się reprezentanta Japonii? "Byłbym bardzo szczęśliwy"
2. Zawiodła ich postawa Niemców. "Trochę nie fair"