Żużel. Jest jak Terminator. Niewiarygodne słowa Janusza Kołodzieja o bólu

WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: Artiom Łaguta, Bartłomiej Kowalski i Janusz Kołodziej
WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: Artiom Łaguta, Bartłomiej Kowalski i Janusz Kołodziej

- Potrafię się z tym bólem zaprzyjaźnić. Naprawdę można go wyłączyć ze swojej głowy. Mogę to porównać do bólu zęba. Wówczas też musimy funkcjonować i iść do pracy - przyznał Janusz Kołodziej w trakcie Magazynu PGE Ekstraligi, komentując stan zdrowia.

Janusz Kołodziej nabawił się kontuzji w jednym z przedsezonowych sparingów. Z nieoficjalnych wiadomości wynikało, że kapitan Fogo Unii Leszno  doznał złamania mostka. W czwartek poinformowano, że zawodnik wystąpi w piątkowym pojedynku przeciwko Tauron Włókniarza Częstochowa (więcej TUTAJ).

- Minęły dwa tygodnie. Mostek jest już w dużo lepszym stanie. Zdążyłem się podleczyć przez ten czas i czuję się gotowy na te zawody - powiedział już sam zainteresowany podczas Magazynu PGE Ekstraligi.

Warto jednak zaznaczyć, że według zaleceń, taki uraz najczęściej leczy się nawet trzy miesiące. 39-latek zrobił to tak naprawdę pięć razy szybciej. - Tak to wygląda u normalnych ludzi. Natomiast wiadomo, że tam, gdzie kończy się logika, zaczyna się żużel - podkreślił Kołodziej.

ZOBACZ WIDEO: Mówi wprost. PGE Ekstraliga winna wzrostu stawek zawodników

Na początku kapitan Fogo Unii mógł zasypiać wyłącznie w wybranych pozycjach, tak samo wstawać. Teraz jednakże jest zdecydowanie lepiej i może spać, jak chce. Wydaje się, że dokonał on rzeczy wręcz niemożliwej. Jeszcze bardziej zaskakujące są jego słowa na temat bólu. On sam nauczył się w taki sposób oddychać, aby go praktycznie nie odczuwał.

- Potrafię się z tym bólem zaprzyjaźnić. On nie jest aż tak mocny. Czuję się bardzo dobrze. Nie mam jakichś większych problemów i jest wszystko w porządku. Naprawdę można go wyłączyć ze swojej głowy. Wiadomo, że jeśli będzie on jakiś ogromny, to trudno to zrobić. Aczkolwiek wszystko jest do zrobienia. Bez dwóch zdań, coś tam odczuwam, lecz mogę to porównać do bólu zęba. Wówczas też musimy funkcjonować i iść do pracy. Tutaj jest podobnie - przekonywał Janusz Kołodziej.

Czterokrotny indywidualny mistrz Polski był tak bardzo zdeterminowany do powrotu na tor, że nawet sam się rehabilitował w ośrodku. - Zostałem konkretnie przeszkolony, a w razie potrzeby rehabilitant był pod telefonem. To wszystko było robione z głową. Zazwyczaj Wielkanoc kojarzę z żużlem. Musi się coś dziać i nie wyobrażałem sobie, żeby było inaczej. Połowę świąt spędziłem na rehabilitacji, ale dzięki temu mogę być w tym miejscu, w którym jestem - powiedział 39-latek.

Jeśli chodzi o formę, to widział on duży rozbrat z torem i na początku nie było łatwo. Mimo wszystko w poniedziałek dużo pracował nad swoim ciałem na motocyklu, a w kolejnych dniach wyciągał następne wnioski. Z każdym treningiem jeździ mu się coraz lepiej. Nie martwi się też o swoje zdrowie po meczu, gdyż przez ostatni dni nie było z nim większych problemów i spokojnie rano wstawał z łóżka.

Wie, że może mieć pewne braki na leszczyńskim owalu, ale będzie się starał je nadrobić. - Musisz podjąć rękawicę, albo czekać dłuższy czas. Ja nie chciałem robić tego drugiego, bo wszystkie spotkania są bardzo ważne. Robię to dla siebie. Czuję, że chcę tego bardzo - podsumował Janusz Kołodziej.

Czytaj także:
Żużel. Prezes klubu przyznaje. Tyle co najmniej będzie musiał wydać Falubaz
Żużel. Znana przyczyna klęski Falubazu? Zaskakujące obserwacje eksperta

Źródło artykułu: WP SportoweFakty