Kacper Woryna jest w tej chwili najwyżej sklasyfikowanym reprezentantem Polski w cyklu TAURON SEC, jednakże za jego plecami znajduje się gniewna grupa pościgowa - Piotr Pawlicki (1 punkt straty), Maciej Janowski (6 punktów) i Patryk Dudek (7 punktów). Rybniczanin jednak nie będzie skupiał się na nich, a na Andrzeju Lebiediewie. To on jest liderem klasyfikacji generalnej, mając sześć oczek zaliczki nad 28-latkiem.
Woryna pytany, czy sześć punktów to dużo, czy mało, przyznał z uśmiechem na ustach, że w kontekście dwóch biegów, to dużo, ale biorąc pod uwagę cały turniej, to dużo. - Natomiast to jest żużel i wszystko się może wydarzyć. Nie myślę o tym. Chcę pojechać dobre zawody, fajnie się bawić i policzyć to wszystko, jak już będzie "po ptokach" - przyznał w rozmowie z mediami promotora cyklu Tauron SEC.
Dla Stadionu Śląskiego w Chorzowie będzie to powrót wielkiego ścigania w lewo z udziałem najlepszych zawodników Starego Kontynentu. - Na pewno jest to ciekawe doświadczenie, bo każdy zawodnik przyjedzie na świeżo i będzie miał tyle samo doświadczenia. Jest dużo miejsca dla kibiców, można zapełnić stadion i wygląda to naprawdę świetnie - dodał.
ZOBACZ WIDEO: Tajemnicze kulisy odejścia Jabłońskiego z telewizji
Woryna już raz na śląskiej ziemi mógł sięgnąć po medal. W 2019 roku wywalczył taką samą zdobycz co Leon Madsen i obaj stanęli w szranki w dodatkowej konfrontacji. W niej od początku prowadził z Duńczykiem, ale przegrał. Jednak nie z konkurentem, a z własnym sprzętem, który odmówił posłuszeństwa.
- Wydaje mi się, że ogólnie miałem dobry sezon. Wszystko danego dnia pasowało i tak się potoczyły te sprawy. Nie pojechałem perfekcyjnie całego cyklu, potraciłem "oczka", a każdy wyścig przy tylu rundach jest bardzo ważny. Na koniec z tego robi się suma i brakło punktu do medalu. Być może będzie szansa na to, aby się odkuć - skomentował.