Dla opolskiego żużla śmierć Gerarda Stacha była wielką tragedią. Zawodnik ten był świetnie zapowiadającym się wychowankiem miejscowego Kolejarza. Fani tego zespołu marzyli o tym, by Stach był wieloletnim liderem zespołu i osiągał sukcesy nie tylko w Polsce, ale i na arenie międzynarodowej. Niestety, bohater tej historii przedwcześnie zakończył życie.
W lidze zadebiutował w 1972 roku, miał wtedy 20 lat. I choć dziś tak późny debiut oznaczałby w zasadzie skazanie na szybki koniec kariery, to w latach siedemdziesiątych żużlowa rzeczywistość była zupełnie inna. Dwa lata później Gerard Stach był już jednym z liderów Kolejarza. Średnią ustępował jedynie Jerzemu Szczakielowi. Osiągnął rewelacyjne 2,38 pkt na bieg.
Jego kariera nabierała tempa. Był jednym z najlepiej zapowiadających się żużlowców młodego pokolenia. Sięgnął po drugie miejsce w finale MIMP, ulegając tylko Jerzemu Rembasowi. Triumfował za to w Srebrnym Kasku. Fani czekali aż zrobi kolejny wielki krok w swej karierze. Zwłaszcza że wraz z Kolejarzem awansował do najwyższej klasy rozgrywkowej. W niej jednak nie pojechał.
ZOBACZ WIDEO: Woźniak o swoim udziale w walkowerze. Stanowcza reakcja zawodnika
13 października 1974 roku zginął w tragicznym wypadku podczas meczu towarzyskiego Kolejarza Opole z czechosłowackim AMK Koprivnica. W pierwszym starcie próbował atakować Jana Vernera. Na drugim łuku trzeciego okrążenia upadł, a w leżącego na torze Stacha z impetem wpadł rywal.
Stadion zamarł. Wszyscy obecni na trybunach wiedzieli, że sytuacja jest dramatyczna. Stach został odwieziony do szpitala, gdzie zmarł kilka godzin później na skutek odniesionych obrażeń wewnętrznych. Nie odzyskał przytomności.
Na pogrzebie 22-latka pojawiły się tłumy. Żużel wtedy po raz kolejny pokazał swoją czarną stronę. W Opolu Gerard Stach jest jedną z legend. Przez lata odbywał się memoriał poświęcony jego pamięci.