Mistrz olimpijski musiał mierzyć się z krytyką fanów. "Czułem się jak beztalencie"

PAP/EPA / Zbigniew Meissner / Na zdjęciu: Leszek Blanik
PAP/EPA / Zbigniew Meissner / Na zdjęciu: Leszek Blanik

- Przez lata jako czołowy zawodnik świata jeździłem kibicować mojej ulubionej drużynie. Często całe noce spędzałem w pociągach, a wprost z dworca szedłem na trening - wyznaje Leszek Blanik, mistrz olimpijski w gimnastyce.

Mateusz Puka, WP SportoweFakty: Czy to prawda, że kiedyś usłyszał pan, że jest pan sportowym beztalenciem?

Leszek Blanik, mistrz olimpijski w gimnastyce sportowej, prezes Polskiego Związku Gimnastycznego: Faktycznie tak było. Słyszałem wiele takich komentarzy, a sam też trochę się tak czułem. Było to już jednak po zakończeniu kariery gimnastycznej.

Brzmi intrygująco.

Przez lata mówiłem wszędzie, że chciałbym nauczyć się jeździć na żużlu. TVP podchwyciło temat, zorganizowało trenera Zenona Plecha i robiło relacje z moich treningów. Ja zgodziłem się bez wahania, a potem musiałem się tłumaczyć.

ZOBACZ WIDEO Ważny apel Jacka Frątczaka. Chodzi o Daniela Kaczmarka

Dlaczego?

Zapewne z powodów logistycznych i finansowych telewizja organizowała mi treningi tylko raz w miesiącu, a z jednych zajęć kręcono aż cztery odcinki. Pokazano 8-10 odcinków, a ja się stałem obiektem żartów i docinków ze strony kibiców. Wszyscy zastanawiali się, dlaczego po kilku miesiącach treningów ja wciąż nie potrafię wyłamać motocykla na łuku. Nie widać było praktycznie żadnych postępów. Prawda była taka, że tak naprawdę miałem za sobą tylko trzy treningi, a to za mało, by nauczyć się jeździć. Zresztą były także inne problemy.

ZOBACZ WIDEO: "Schizofreniczna budowa". Prezes Falubazu krytykuje system rozgrywek

Jakie?

Przed pierwszym treningiem Zenon Plech nie powiedział mi, że gdy na łuku zakręci się manetkę gazu, to motocykl nagle wyrywa do przodu. Szło mi coraz lepiej, aż do momentu, w którym ująłem gazu i po chwili wjechałem prostym motocyklem w drewnianą bandę. Huk był niesamowity, a wtedy nie było jeszcze dmuchanych band. Z wypadku pamiętam dokładnie moment, w którym władowałem się w płot i trafiłem w reklamę z napisem "Lech Wałęsa Airport”. Podczas kariery gimnastycznej nigdy nie miałem równie poważnego wypadku.

Jak skończyła się ta historia?

Na nogach miałem olbrzymie siniaki, a na kolanach i pod kolanami bardzo duże zgrubienia, które w ogóle nie chciały zejść. Męczyłem się z tym bardzo długo, nawet kilka miesięcy. W tamtym momencie zdałem sobie sprawę, że motocykle żużlowe to diabelskie maszyny, a od tego czasu mam jeszcze większy szacunek do żużlowców.

To był koniec pana w roli zawodnika?

Początkowo planowaliśmy, że wystąpię na torze przed zawodami Grand Prix i pokażę tłumowi fanów, że nauczyłem się jeździć na żużlu. To miało być wielkie widowisko, a ja naprawdę wierzyłem w powodzenie tej misji. Nigdy jednak do tego nie doszło, bo chwilę później zdjęto ten program z anteny, a ja już nigdy nie wróciłem na motocykl. Dzisiaj jestem 20 kilogramów starszy i śmieję się, że żadna maszyna żużlowa tego nie wytrzyma.

Było aż tak źle?

To bardzo trudny sport, a żużlowcy są kozakami. Niech zarabiają nawet cztery miliony złotych rocznie, bo na to zasługują. Gimnastyka sportowa to też sport ekstremalny, skoki wykonujemy na wysokości nawet sześciu metrów, ale my chociaż kontrolujemy siebie od początku do końca. Maszyna żużlowa z kolei jest nie do okiełznania.

Naprawdę nigdy nie zazdrościł pan żużlowcom niebotycznych zarobków?

Rażą mnie zarobki piłkarzy, a nie żużlowców. Ci drudzy ryzykują swoje zdrowie, a przecież groźne wypadki zdarzają się bardzo często, a wiele z nich jest drastycznych. Te kilka milionów złotych wynagrodzenia, to kwota jak najbardziej adekwatna do poziomu ryzyka.

W żużlu nie zaistniał pan jako zawodnik, ale pojawił się pan w środowisku w innej roli.

Na zaproszenie byłego prezesa Polonii Bydgoszcz podczas jednego ze zgrupowań tego klubu w Wałczu prowadziłem treningi motoryczne dla żużlowców. To był skład z Emilem Sajfutdinowem, Andreasem Jonssonem, Rafałem Okoniewskim czy Krzysztofem Buczkowskim.

Jak zawodnicy prezentowali podczas zajęć?

Nie mogłem uwierzyć, że jeden z czołowych zawodników świata, Andreas Jonsson może mieć aż tak duży problem z prostymi ćwiczeniami na koordynację. On nie potrafił nawet wymachiwać ramionami w przeciwnym kierunku. Był jednak zawzięty, bo wieczorami przychodził do mnie i prosił o indywidualne zajęcia. Emil czy "Buczek" spisywali się fantastycznie podczas zajęć.

Dziś jest pan prezesem Polskiego Związku Gimnastycznego. Obowiązki działacza przeszkadzają w pasji?

Bardzo przeszkadzają, bo jestem w ciągłych rozjazdach, a to Warszawa, a to międzynarodowe imprezy. Z kibica siedzącego na trybunach, stałem się kibicem telewizyjnym. Jestem jednak na bieżąco i nie ma dnia, bym nie czytał czegoś o tej dyscyplinie. Nawet podczas zawodów gimnastycznych zdarza mi się śledzić na smartfonie mecze żużlowe.

Naprawdę?

Po prostu kocham tę dyscyplinę nieprzerwanie od 1984 roku. Gwiazdy ROW-u Rybnik z tamtych lat wciąż są moimi idolami. Wychowałem się w Radlinie, więc na żużlowy stadion miałem całkiem blisko.

Od 19. roku życia mieszka pan w Gdańsku, który też ma tradycje żużlowe.

Bardzo się cieszę, że moja kariera tak się potoczyła, że trafiłem na AWF Gdańsk, bo wciąż mogłem chodzić na żużel. Z kibicami Wybrzeża zdarzały mi się jednak utarczki, bo gdy przyjeżdżał ROW, to kibicowałem rybniczanom. Za tą drużyną jeździłem zresztą na mecze wyjazdowe nawet w szczytowym momencie mojej kariery.

Dało się to pogodzić?

Podczas kariery sportowej trenowałem trzy razy dziennie, czyli o godzinie 7:15, 10:30 i 16:30. Łącznie wychodziło sześć godzin treningowych dziennie. Po takiej dawce treningów potrafiłem w sobotę popołudniu wsiąść do pociągu, przyjechać z Gdańska do Katowic, by w niedzielę zjeść z rodziną obiad i pójść ze swoim ojcem na mecz żużlowy. Po wszystkim odwoził mnie na dworzec, a ja meldowałem się w Gdańsku po godzinie szóstej w poniedziałek. Wprost z dworca jechałem na pierwszy poniedziałkowy trening. To nie był jednostkowy przypadek.

Trener o tym wiedział?

Mieliśmy umowę - w czasie wolnym mogłem robić co chciałem, ale treningi musiały być wykonane od a do z, bez żadnych wymówek. Ktoś może powiedzieć, że to mogło być męczące, ale mnie żużel od zawsze bardzo wyciszał i odprężał. Oglądając z bliska zawody zapominam o całym świecie. Zwykle cały czas myślę na temat pracy, a prawdziwie odpoczywam właśnie podczas zawodów żużlowych. To jest mój ulubiony sposób na relaks. Z tego powodu potrafiłem jeździć po nocy kilkaset kilometrów i to jeszcze w czasach, gdy nie było autostrad, a ROW przegrywał mecz za meczem. Wracałem do domu nocami, a zamiast zamartwiać się swoją karierą, to marzyłem o lepszych czasach dla ROW-u.

Żużlowcy zarabiają miliony, a przygotowanie gimnastyczne też odgrywa dużą rolę w tym sporcie. Dlaczego w takim razie nie został pan żużlowcem?

Od początku dobrze czułem się w gimnastyce i bardzo szybko zacząłem osiągać sukcesy w tej dziedzinie. Z tego powodu, choć kochałem żużel, to nigdy na poważnie nie pojawił się pomysł, by zostać żużlowcem. Największym marzeniem był występ na igrzyskach.

Dziś pana ulubiony klub skazywany jest na spadek z PGE Ekstraligi.

Uważam, że jest realna szansa na to, by mimo wszystko pozostać w PGE Ekstralidze. Warunkiem jest jednak odstawienie od składu trzykrotnego mistrza świata Nickiego Pedersena. Lubię charakternych zawodników, ale Duńczyk w tym roku przesadza. Nie można tolerować takiego zachowania wobec kolegów z zespołu, trenera, czy prezesa. Jako kibic wolałbym skład bez Pedersena, ale taki, który współpracuje i wspólnie walczy o zwycięstwo. Pedersen przesadza.

A jak wygląda obecnie sytuacja polskiej gimnastyki sportowej?

Mam dobrą wiadomość. Nasze szkółki, nasze akademie przeżywają drugą młodość. Mamy rzeszę zdolnych dzieci, w szczególności dziewczynek. Nie mamy żadnych problemów, żeby wypełniać listę uczestników zajęć. Nasz sport to podstawa dla wielu sportów, także żużla. Ludzie to doceniają. Wierzę, że to z czasem przerodzi się w kolejne sukcesy naszych sportowców. Staram się o to niemal codziennie.

Rozmawiał Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty

Komentarze (1)
avatar
andrzej klemczynski
9.07.2025
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
A czy ty die chlopie przejmujesz. Niech Ci co sie śmieją,sami siada na xuzlowa maszynę i niech pokaza co potrafią. Jesteś MISTRZRM. 
Zgłoś nielegalne treści