Podchodzę do sportu w zupełnie inny sposób - rozmowa z Thomasem H. Jonassonem

Michał Gałęzewski
Michał Gałęzewski

W ubiegłym sezonie miałeś kilka groźnych upadków, jednak prawie zawsze mimo kontuzji i bólu, zaciskałeś zęby i wsiadałeś na motor. Nie żałujesz teraz pewnych swoich decyzji?

- W tym momencie czuję się bardzo zdrowo i nie odczuwam bólu w żadnej części ciała. Mogę więc powiedzieć, że niczego nie żałuję. Pamiętam jednak wielki ból podczas tygodnia, w którym nie jeździłem. Myślałem wtedy, że może powinienem zrobić sobie jeszcze tydzień przerwy. Wtedy jednak poczułem się trochę lepiej i zdecydowałem, że podejmę wyzwanie. Mam jednak świadomość, że jazda z bólem w każdym sezonie jest niemożliwa. Teraz aby do niego nie dopuścić, jeszcze intensywniej ćwiczę na siłowni, aby być jak najlepiej przygotowany do sezonu. Jak teraz myślę o tym co było w ubiegłym sezonie, to było to straszne (śmiech).

Z tego co pamiętam, jeden z twoich lepszych meczów w barwach Wybrzeża był właśnie wtedy, gdy odczuwałeś największy ból i twój team musiał ciebie po biegu ściągać z motocykla…

- Tak, to prawda (śmiech). Czasami sobie myślę, że może nie jest dobrze być w stu procentach sprawnym. Może powinno się mieć jakiś uraz przed wyjazdem na tor. Czasami przed meczem myśli się, że aby osiągnąć upragniony rezultat, trzeba jedną sprawę wykonać tak, a drugą inaczej i jest to klucz do sukcesu. Najczęściej wychodzi, że takie planowanie przynosi odwrotny rezultat. Jak się odczuwa ból, to nie można się skupić tylko na wykonaniu odpowiedniego zadania, ale myśli się też o własnym ciele. Czasami czuję, że gdy mam jakiś problem, jazda wychodzi mi lepiej.

Upadek Jonassona i Pedersena z półfinału Grand Prix Szwecji

Czy teraz, gdy wkrótce powiększy ci się rodzina będziesz nadal dawał z siebie wszystko na torze i walczył o każdą pozycję, czy może się pojawić element zwątpienia?

- Nie ma takiej opcji! Wiem, że nic nie zmieni tego jaki jestem podczas jazdy na żużlu. Po prostu w to nie wierzę. Nic nie zmniejszy mojej chęci wygrywania i tego, że chcę walczyć na torze. Czuję, że prywatnie jestem zupełnie innym człowiekiem niż wtedy, gdy zakładam kask. Czasami oglądam swoje mecze w telewizji i nie wierzę, że to mogę być ja. Zabawne jest patrzenie na samego siebie jak się zmieniam na torze.

Po ubiegłym sezonie na pewno miałeś sporo ofert z Ekstraligi. Dlaczego zdecydowałeś się na Gdańsk?

- Znam ten tor i wiem jak na nim szybko jeździć. Jak bym przeszedł do innego klubu, musiałbym wszystko zmienić. Ponadto pamiętam radość, jaka towarzyszyła mi w 2011 roku, gdy awansowaliśmy do ENEA Ekstraligi. Było to niesamowite uczucie i chcę je powtórzyć przed tym, jak zacznę osiągać sukcesy na ekstraligowych torach. Mam w Gdańsku wielu kibiców, którzy mnie wspierają. Ważne jest też to, że nie mam żadnych problemów logistycznych, gdyż dojazd ze Szwecji do Gdańska jest bardzo łatwy. Myślę, że znalazłem tutaj swoje miejsce w Polsce.

To prawda, że do końca inne kluby kusiły ciebie i chciały abyś u nich jeździł?

- Nie zaprzeczę, ale teraz jestem w GKS-ie i tylko to się dla mnie liczy. Nie ma co mówić o tym, co było wcześniej, lepiej o tym co jest teraz.

Mimo innych ofert, Jonasson pozostał w Wybrzeżu Mimo innych ofert, Jonasson pozostał w Wybrzeżu
Nie jest tak, że czasami lepiej pójść krok w tył, gdyż jeżdżąc w niższej lidze łapiesz pewność siebie i czujesz się bardziej odpowiedzialny za wynik? - Gdy wygrywa się większość biegów, to pewność siebie powiększa się automatycznie. Z drugiej jednak strony bywają sytuacje, gdzie wyjeżdża się z niżej notowanymi zawodnikami, z którymi wygrać się powinno i męczy się z nimi na torze. Ja mam taki charakter, że nawet jak wygram trzy pierwsze biegi, to aby zmotywować się do jeszcze lepszej jazdy w ostatnich wyścigach, zaczynam walczyć o jak najlepszy czas. Jak przyjeżdżam na metę w tym samym czasie, to jestem zawiedziony (śmiech). Jak nie tylko wygram, a również przyjadę sekundę przed największym rywalem z przeciwnej drużyny, to wtedy wiem, że osiągnąłem sukces.

To dlatego w 2011 roku gdy zazwyczaj jeździłeś z numerem 1 lub 9, za każdym razem patrzyłeś na czas w swoim pierwszym biegu sprawdzając, czy udało ci się pobić rekord toru?

- Dokładnie, zawsze tak robię. Jazda w pierwszym biegu jest jednak bardzo niefortunna. Później jest już bardziej odsypana nawierzchnia i można znaleźć szybszą ścieżkę w drugim, czy w trzecim wyścigu. Chętnie bym się zamienił numerami. Może to się uda w zbliżającym się sezonie?

Ty oraz Renat Gafurow jesteście zawodnikami, którzy jeżdżą w Wybrzeżu najdłużej. Myślisz o tym, aby zostać kapitanem drużyny?

- Chciałbym zostać kapitanem. Co prawda dotychczas skupiałem się na własnej jeździe, jednak myślę, że mógłbym podołać temu zadaniu. Dla mnie kapitan to taki ktoś, kto dba w dużej mierze o zespół i ma dobry kontakt z innymi zawodnikami. Musi szanować innych oraz potrafić wzbudzić szacunek swoją osobą.

Z Wybrzeżem kontrakty podpisało trzech twoich rodaków. Jesteś z tego zadowolony?

- Rozmawiałem z Oliverem Berntzonem i powiedziałem mu, żeby zrobił wszystko co w jego mocy, aby podjąć rozmowy z Wybrzeżem. Powiedział, że się postara i poprosił mnie o pomoc. Jak zobaczyłem, że mu się to udało, to byłem zadowolony i zaskoczony. Z Davidem Ruudem znam się praktycznie od zawsze. Jeździliśmy razem w Vetlandzie, Gnistornie Malmoe oraz w Stali Gorzów, a teraz jesteśmy w Wybrzeżu. Myślę, że dobrze się rozumiemy. Dobrze mieć wielu Szwedów w zespole.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×