Nie promują zwycięzców - Sajfutdinow na tym przegrywa - po trzech turniejach Grand Prix
Jarosław Hampel po kontuzji wrócił do cyklu Grand Prix z przytupem, wygrywając pierwszą rundę w Auckland. W Bydgoszczy tradycyjnie "Małemu" poszło przeciętnie. W Goeteborgu nigdy wcześniej nie dojechał nawet do półfinału. Tym razem Polak wygrał rundę zasadniczą, zwyciężył w półfinale i mógł także triumfować w finale, ale jak sam przyznał w rozmowie ze SportoweFakty.pl nie podjął stanowczych decyzji przed decydującym wyścigiem i to go kosztowało punkty i miejsce na podium.
Jeśli trzeba byłoby wskazać najbardziej zaskakującego in plus żużlowca tego sezonu, to bez wątpienia większość respondentów opowiedziałaby się za Tajem Woffindenem. Brytyjczyk jeździ w tym roku wybornie. Z przeciętnego do niedawna żużlowca, stał się liderem swoich ligowych drużyn, a także czołowym żużlowcem cyklu SGP. Po cichu obstawiałem "Tajskiego" na zwycięzcę Grand Prix w Goeteborgu z racji tego, że Ullevi zazwyczaj kochało niespodziewanych triumfatorów, a Woffinden miał wszelkie predyspozycje ku temu, by wygrać w sobotni wieczór. Kto wie, czy tak by się nie stało, gdyby nie koszmarny karambol z półfinału, z którego Woffinden i tak wyszedł bez szwanku, choć wszystko wyglądało przerażająco.
Brytyjczyk na razie jest tuż za podium klasyfikacji przejściowej cyklu. Ma jednak tylko pięć punktów straty do lidera, Tomasza Golloba i trzy do będących za Polakiem Emila Sajfutdinowa i Jarosława Hampela. Jeśli Woffinden utrzyma tę rewelacyjną formę z początku przez cały sezon, Brytyjczycy mogą mieć w tym sezonie naprawdę spore powody do radości. "Tajski" jeździ nie tylko skutecznie, ale także przyjemnie dla oka. Jego piękne akcji ogląda się naprawdę z dużą radością. Wyścigi w jego wykonaniu to kwintesencja żużla i dobrze, że pojawił się ktoś taki w cyklu Grand Prix. Po raz pierwszy tak naprawdę jest duży pożytek z tego, że dziką kartę musiał dostać Brytyjczyk, bo inaczej Woffindena nie byłoby w tegorocznym SGP.