- Przed meczem szanse oceniałem 50 na 50, ale przegraliśmy. Zdecydował początek spotkania. W trzech sytuacjach prowadziliśmy 5:1, a przyjeżdżaliśmy 2:4, 3:3 i potem 4:2. Straciliśmy za dużo punktów w początkowej fazie zawodów. Chciałem podziękować za ambicję i walkę - komentował Piotr Paluch.
Choć szkoleniowiec twierdził, że nie ma co się tłumaczyć torem to jednak kilka słów poświęcił gorzowskiej nawierzchni, z której przygotowaniem były drobne komplikacje. - Mecz był zagrożony i tor trzeba było ubić. Pogoda była jednak wspaniała i nie widać było kropli deszczu. Mieliśmy taki tor, jaki nam przygotował komisarz - wyjaśniał. - Nie ma co się tłumaczyć. Po prostu liderzy z Częstochowy punktowali zdecydowanie lepiej. Mieli dziesięć zwycięstw, a my pięć. To zaważyło - dodał.
Eksperymentalny skład Stali Gorzów został przez jej opiekuna oceniony dość pozytywnie. Nie da się jednak ukryć, że taktyka, polegająca na wstawieniu Bartosza Zmarzlika w miejsce seniora i jazda Adriana Cyfera oraz Łukasza Cyrana w roli juniorów, sprawdziła się tylko w 50 procentach. - W naszej drużynie punktowali wszyscy. Przegraliśmy juniorami 4:7 i to zaważyło - ocenił postawę swoich zawodników trener.
Jakie były grzechy główne gorzowskich żużlowców w spotkaniu z Dospel Włókniarzem Częstochowa? - Za dużo błędów na trasie i strat - mówił, choć winę przypisywano również samemu Paluchowi za złe decyzje taktyczne. Dość wspomnieć wprowadzenie Zmarzlika za całkiem solidnie jadącego Tomasza Gapińskiego. Ponadto 18-latek miał przez to trzy biegi z rzędu. Do tego należy dodać nieudaną podwójną rezerwę taktyczną. - Bartek jechał dwa wyścigi z rzędu, a potem była długa przerwa na równanie toru. Pojechał dobrze bieg wcześniej, dlatego wstawiliśmy go za Gapińskiego. Później, jakby coś nie poszło to szykowaliśmy Iversena i Kasprzaka. Gdyby coś było nie tak to i Gapiński by pojechał. To było ryzyko, ale przede wszystkim było za mało naszych indywidualnych zwycięstw - bronił się "Bolo".
10 punktów z bonusem zdobył Niels Kristian Iversen, wygrywając tylko w swoim pierwszym biegu. Do tej pory prezentował on doskonałą formę i niestety dla gorzowian akurat teraz przyszedł ten gorszy moment. - Słabsza postawa Iversena, który cały czas jeździł jak Robocop i zdobywał punkty. Widać, że zmęczenie trochę daje znać o sobie i nie jest tak szybki, jak powinien być. Nie ma co obwiniać Nielsa. Widać, że złapał zadyszkę. Każdy dołożył cegiełkę do tej porażki - przyznał.
Trener ekipy ze Śląskiej pochwalił także postawę rywali, którzy odjechali naprawdę dobry mecz, szczególnie Michael Jepsen Jensen, Grigorij Łaguta i nawet kontuzjowany Emil Sajfutdinow. - Zawodnicy częstochowscy byli szybsi i dobrze spasowani z torem. Można powiedzieć, że przyjechali jak do siebie. Były w naszym zespole reprymendy co do jazdy parowej, ale trzeba być szybkim, żeby jechać we dwójkę. Były sytuacje, że jechaliśmy blisko siebie, a zawodnik Włókniarza jechał i albo wyprzedzał po małej albo pomiędzy. Trudno było ich powstrzymać - komplementował 42-latek.
W następną niedzielę Stal Gorzów wybierze się do Gniezna na pojedynek z tamtejszą Lechmą Startem. Szkoleniowiec "żółto-niebieskich" jest dobrej myśli. Jednocześnie zaznaczył, że będą rozmowy na temat zmiany taktyki. Powrócił temat pozyskania nowego jeźdźca. - Zobaczymy, co będzie dalej. Będziemy się zastanawiali na chłodno. Tutaj przegraliśmy, ale w Gnieźnie możemy sprawić niespodziankę. Może jeszcze ktoś dojdzie. Taka opcja brana jest pod uwagę - zakończył Piotr Paluch.