Damian Gapiński: Żużlowe "Janosikowe"

Kara dla Unibaksu Toruń, wprowadzenie licencji nadzorowanych oraz zatrzymanie przedstawiciela sponsora Włókniarza Częstochowa - to najważniejsze wydarzenia ostatnich tygodni w polskim żużlu.

Żużlowe "Janosikowe"

Po moim ostatnim tekście zostałem okrzyknięty obrońcą Unibaksu Toruń. Nic bardziej mylnego. Ja jedynie podaję w wątpliwość konstrukcję kary nałożonej na toruński klub. Nadal uważam, że Komisja Orzekająca zachowała się jak Janosik. Zabiera bogatym, żeby oddać to biednym. Dowód? Sześć lat temu Atlas Wrocław za odmowę startu w meczu przeciwko... Unibaksowi Toruń dostał łączną karę 35 tysięcy złotych. I to w zawieszeniu! Nie wierzę wyliczeniom toruńskich mediów, które twierdzą, że Unibax może ponieść łączne straty na poziomie 5 milionów złotych. Myślę, że nawet 4 będzie trudno "osiągnąć". Jeżeli jednak przyjmiemy ten bardziej optymistyczny dla toruńskiego klubu wariant, to i tak łatwo obliczyć, że ich kara jest ponad 114 razy wyższa, niż ta nałożona na wrocławski klub! Gdzie tu sprawiedliwość? Dlaczego Unibax ma zapłacić więcej niż Atlas? Odpowiedź nasuwa się tylko jedna - bo ma bogatego sponsora w postaci Romana Karkosika. To całe wyjaśnienie. Z formalnego punktu widzenia oba mecze niczym się nie różnią. W obu przypadkach kluby odmówiły startu, narażając przeciwników na utratę potencjalnych korzyści. Dużo większa w przypadku Unibaksu jest utrata wizerunku medialnego. Ale te straty zostały przecież oszacowane przez Speedway Ekstraligę na łączną kwotę 363 tysięcy. Pozostałe ponad 2 miliony to utrata potencjalnych korzyści i kwota na cele charytatywne.

No właśnie. Owe cele charytatywne to również zastanawiający wątek. Jestem gorącym zwolennikiem pomocy wszystkim potrzebującym osobom w tym kraju. Zwłaszcza dzieciom z chorobami nowotworowymi. Zastanawiam się jedynie, czy w środowisku żużlowym nie mamy osób, którym te pieniądze przydałyby się w równym stopniu? Przykład Kamila Cieślara to tylko pierwszy z brzegu dowód na to, jak żużel potrafi pokrzyżować sportową karierę i życiową drogę. Jeżeli już zdecydowano się na nałożenie takiego środka dyscyplinarnego, to czy nie warto było przeznaczyć tych pieniędzy właśnie na pomoc kontuzjowanym żużlowcom?

Licencja nadzorowana czy pozorowana?

Pomysł wprowadzenia licencji nadzorowanych wydaje się być właściwym środkiem na poprawę sytuacji finansowej klubów. Na dzisiaj tylko jeden klub Ekstraligi jest rozliczony ze swoimi zawodnikami. Pozostałe mają mniejsze lub większe zadłużenie. Rekordzistą w zaległościach jest Emil Sajfutdinow. Zadłużenie względem tego zawodnika przekracza milion złotych. Informacje o zadłużeniu klubów względem pojedynczych zawodników na poziomie pół miliona złotych już spływają do Speedway Ekstraligi. To pokazuje, z jak dużymi problemami borykają się polskie kluby. Nie ma sensu pastwić się nad tym, że podpisywano kontrakty, na które nie było zabezpieczenia w budżecie. Trzeba sobie zadać pytanie, jak zapobiec temu w przyszłości?

Wprowadzenie licencji nadzorowanych będzie miało sens tylko i wyłącznie wtedy, jeżeli już teraz wprowadzi się również zastrzeżenie, że będą one obowiązywały jedynie w procesie licencyjnym przed sezonem 2014. Rozumiem, że ktoś w tym momencie posiada zadłużenie. Zamiast drogą fikcyjnych zabiegów typu przepisywanie zadłużenia w kontrakty na nowy sezon, kluby powinny wykazać faktyczne długi i przedstawić plan spłaty tego zadłużenia w roku 2013 i 2014. Nie wywiązanie się z tego "planu" będzie skutkowało odebraniem licencji. Tak przynajmniej zapowiada prezes Wojciech Stępniewski, który twierdzi, że agonii klubów nie będzie można powstrzymać. Licencja nadzorowana nie przyniesie spodziewanych efektów, jeżeli po zakończeniu sezonu 2014 okaże się, że zadłużenie klubów za rok będzie na takim samym poziomie, jak po sezonie 2013. I co? Ponownie będziemy wprowadzali plany naprawcze? Takie rozwiązanie nie ma sensu. Przyjęcie jednak licencji nadzorowanych na rok, już tak.

Wszystko wskazuje na to, że temat zadłużeń klubów pójdzie we właściwym kierunku. Śmieszy mnie powoływanie grup roboczych pracujących nad regulaminem finansowym, który ma zakładać maksymalne kwoty za podpis i punkty zawodników. To wszystko już było i nikt tego nie przestrzegał. Czas skończyć z rozwiązaniami, które obowiązywały, a jedyne co przyniosły, to ośmieszenie procedury licencyjnej.

Włókniarz w opałach

Artur S. został zatrzymany przez CBA. To rodzi problemy Włókniarza Częstochowa. Właśnie przedstawiciel jednego ze sponsorów częstochowskiego klubu był odpowiedzialny za spłacenie zadłużenia względem Emila Sajfutdinowa, o którym piszę powyżej. Nie zdążył tego zrobić. Oczywiście zatrzymanie nie oznacza, że Artur S. zostanie skazany. Z pewnością może jednak opóźnić i to znacznie spłatę zadłużenia względem Rosjanina. To z kolei spowoduje, że Włókniarz będzie pierwszym kandydatem do licencji nadzorowanej. Prezes Paweł Mizgalski zaprzecza, jakoby jego klub zalegał jakiekolwiek pieniądze zawodnikom, w tym również Rosjaninowi. Być może mówił tak dlatego, że liczył na szybkie rozwiązanie sprawy. CBA było szybsze i starty Emila Sajfutdinowa pod Jasną Górą stanęły pod znakiem zapytania. Aby wyjaśnić niejasności związane z jego przyszłością we Włókniarzu, podano jako powód problemy zdrowotne zawodnika. Chociażby z wpisów na portalach społecznościowych wiadomo jednak, że ze zdrowiem wszystko jest w porządku. Nie zgadza się jedynie stan konta, który opóźnia rozpoczęcie negocjacji na temat ewentualnego pozostania Emila w Częstochowie.

Damian Gapiński

Źródło artykułu: