Stefan Smołka: Leksykon IV - czas narodzin polskiej potęgi

Stefan Smołka
Stefan Smołka
Trochę mnie dziwią i śmieszą zarazem opinie niektórych starszych żużlowców z tamtych lat, powtarzane przez dziennikarzy, że owszem Rybnik był dobry, ale to wyłącznie sprawa sprzętu kupowanego przez kopalnie, a nie klasy zawodników Górnika czy ROW-u. Otóż nie. Znakomite wyniki chłopaków z Rybnika wzięły się przede wszystkim z doskonałej, perfekcyjnej organizacji klubu, wielkiej acz apodyktycznej osobowości samego prezesa Trawińskiego i ludzi którymi ów boss sprawnie zarządzał. W Rybniku już w połowie lat 50. powstała pierwsza z prawdziwego zdarzenia szkółka żużlowa, z parą trenerów, trójką świetnych mechaników (Albin Liszka, Zygmunt Krzyżak i Konrad Kuśka), zapleczem technicznym motocykli, najczęściej starych rzęchów, które złote ręce majstrów doprowadzały do stanu sprawności. Trenerami byli zawsze najstarsi zawodnicy, a o składzie decydował kierownik drużyny (najczęściej Jerzy Kubik) z jej nieformalnym wtedy kapitanem, liderem, którym przez lata całe był Joachim Maj. Do dziś barwnie o tym opowiadają tenże Chimek Maj, Stanisław i Andrzej Tkoczowie, Jerzy Gryt, Antoni Fojcik, czy choćby Alojzy Norek i Waldemar Motyka, pozostający potem w klubie przez lata jako osoby wspomagające działalność na różnych niwach. Pieniędzy nie marnowano na cwaną strategię, kogo by tu kupić, by siebie wzmocnić, a osłabić tym samym rywala, ale na wychowywanie własnych coraz lepszych żużlowców, złączonych ze środowiskiem więzami krwi.
Rybnickie gwiazdy lat 60. Antoni Woryna i Andrzej Wyglenda Rybnickie gwiazdy lat 60. Antoni Woryna i Andrzej Wyglenda
Braki części zamiennych i samych nowych motocykli były bolączką wszędzie, nie inaczej w Rybniku. Pisała o tym prasa. Głośna afera z indywidualnym mistrzem Polski AD 1958 Staszkiem Tkoczem, skuszonym (skutecznie!) przez Stal Rzeszów przed sezonem 1960, obala mit o kokosach ze Śląska. Transfer został zablokowany, a żużlowiec ukarany roczną dyskwalifikacją. Oczywiście, po pierwszych sukcesach, wyjazdach klubowych do Anglii i na kontynent człowiek światowy, znający języki, Tadeusz Trawiński (w kadrze narodowej podobną rolę pełnił jej opiekun, selekcjoner i trener, równie obrotny i kontaktowy Józef Olejniczak z Leszna) był w stanie załatwić to i owo w Anglii, wtedy to owszem bywało, że na wniosek prezesa całego klubu Jerzego Kucharczyka pomógł węglowy resort, ale incydentalnie i na krótką metę. Kopalnie łożyły na żużel (tak jak i huty, przemysł stalowy, pion gwardyjski, wojskowy itp.), ale nie bezwarunkowo i coraz skąpiej, bo przypomnę, że już w latach 60. wypłynął futbolowy ROW, jako armia zaciężna na krótko w czołówce krajowej (finał Pucharu Polski). Cóż, "kopacze" zawsze większe mieli wymagania niż żużlowcy, bo futbol to sport o wiele tańszy, ale zdecydowanie bardziej medialny i popularny. A któż z notabli nie chce się ogrzać w jaskrawym świetle kamer, by wyeksponować siebie dla celów wiadomych. Żużel wymaga więcej cywilnej odwagi, bo sport po wielokroć droższy, sukcesy niegwarantowane, a wylansować się trudniej.

Andrzej Wyglenda wspomina, że żużlowcy na kopalni pracowali normalnie, a na zwolnienia i oddelegowanie w sezonie liczyć mogli dopiero ci, co wywalczyli orła na piersi. W Rybniku były ponadto dobrze prosperujące sekcje koszykówki, tenisa stołowego, lekkiej atletyki, judo, szermierki, a nawet żeglarstwa i narciarstwa (sławetny ROW Koniaków, z choćby dla przykładu dzisiejszym sternikiem Polskiego Związku Narciarskiego Apoloniuszem Tajnerem w składzie) oraz… szachów. Zatem jako jeden z silniejszych w Polsce klubów wielosekcyjnych KS ROW rozwijał z sukcesami wiele dyscyplin w kategorii seniorów, juniorów, młodzików - pań i panów. To siłą rzeczy ograniczało wpływy wiodącej sekcji speedway’a. Wiele zależało od złej czy dobrej woli zwłaszcza futbolowego lobby (zdumiewające analogie do realiów dnia dzisiejszego nasuwają się same, choć minęło długie pół wieku). Stąd też w latach 70. następowało powolne staczanie się w dół żużlowej firmy o europejskiej renomie - Górnika Rybnik i jego jeszcze sławniejszego dziedzica - ROW-u.

Na początku lat sześćdziesiątych Rybnik wygrywał, co strona po stronie pokazuje najnowsze dzieło Dobruszka, wcale nie jakąś nadzwyczajną kasą, choć bez niej też się nie da, ale perfekcją, żarliwą pasją i wyssanym z mlekiem matek talentem ludzi stąd. Dopiero za tym szły większe pieniądze. Ale czy w żużlu bywało kiedyś odwrotnie? Casus zrezygnowanych Stokłosów, Rolnickich, Morawskich, Niemyjskich, Majcherów i innych wiele mówi i daje do myślenia.

Dla autora kolejnego tomu leksykonu, mojego niezawodnego przyjaciela Wiesława Dobruszka, mam tylko jedno an(g)ielskie słowo. Congratulations!

Stefan Smołka

PS Książkę można zamówić na www.ksiazkizuzlowe.pl a jest również m.in. w Orbicie (zainteresowań) rybnickiej księgarni przy Rynku.

Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!

Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×