Tai Woffinden - fascynująca droga na szczyt. Pierwsza część opowieści Tomasza Lorka

Tomasz Lorek
Tomasz Lorek
Rob Woffinden, tata Taia, z uporem maniaka przemierzał tor przy Quibell Park. Rob był zakochany po uszy w speedwayu, walczył jak lew o każdy punkt dla drużyny Świętych ze Scunthorpe. W 1978 roku nazwisko Woffinden wiele mówiło już fanom speedwaya w północnym Lincolnshire. Rob był solidnym zawodnikiem ligowej drużyny. Babcia Taia i mama Roba, Cynthia Woffinden, która po dziś dzień roznosi gorącą herbatę mechanikom, zawodnikom i oficjelom w parku maszyn na Eddie Wright Raceway w Scunthorpe, pamięta pierwszy błysk w oku młodziutkiego Woffindena. - Rob, Sue i Tai przyjechali do Anglii na wakacje. Wnuczek koniecznie chciał szaleć na rowerku, ale tata Rob miał lepszy pomysł. Poprosił mnie, abym woziła Taia na treningi do Sheffield. Rob wciąż powtarzał: zabierz go na zajęcia, niech się oswoi z małym motocyklem, ale niech Tai koniecznie zakłada ochraniacz na plecy. Czegóż babcia nie zrobi dla wnuka, prawda? Z rozkoszą zabierałam go do Sheffield, ale kiedy mówiłam Taiowi, że tata nalega, aby założył ochraniacz na plecy, on odmawiał. Nie pozwolił sobie go założyć i kropka. Wyjechał na tor bez ochraniacza. Pamiętam jak dziś: mój przyjaciel Winston, który otwierał drzwi od bramy parku maszyn w Sheffield, powiedział wtedy: Cynthia, mamy przyszłego mistrza świata. Nikt nie wziął wtedy słów Winstona na poważnie… - uśmiecha się babcia Taia.
Cynthia była niezwykle wyrozumiała dla pasji wnuczka, bo wcześniej przeszła już szkołę speedwaya z Robem. - Nigdy nie zaglądałam na pięterko, na którym spał Rob, ale wiem, że często przyprowadzał kumpli z żużlowego toru. Siedzieli do późna, rozmawiali, popijali browarki, śmiali się, jak to młodzi ludzie mają w zwyczaju. Nie lubię zbytniej ingerencji w życie drugiego człowieka. Bardzo przeżywałam moment kiedy Rob wyprowadzał się do Australii. On uspokajał mnie na lotnisku: mamo, jestem tylko o jeden dzień drogi od domu, w każdej chwili możesz do nas przylecieć. Rob chciał, żeby Tai miał lepsze szanse na starcie, a uważał, że Australia jest dogodniejszą opcją niż Anglia. Miał rację. Tai pływał z delfinami, bawił się na plaży, zaprzyjaźnił się z rówieśnikami. Z okna domu Woffindenów można było podziwiać ocean... Byłam aż 6 razy w Australii, a Rob i Sue często przylatywali do Anglii, bo Sue ma tu liczną rodzinę. Z naszej strony była garstka: tylko Rob, ja i Keith (tata Roba). Keith do dzisiaj mieszka w Australii. Kiedy Scunthorpe zamknęło podwoje przy Ashby Ville w maju 1985 roku, myślałam, że to koniec mojej przygody ze speedwayem. Myliłam się - wyznaje babcia Taia.

W 1994 roku Rob, Sue i Tai wyemigrowali do Australii. Opuszczając Wielką Brytanię nie sądzili, że kiedykolwiek powrócą na stałe do Zjednoczonego Królestwa…

Cynthia omal nie popłakała się ze szczęścia kiedy w 2006 roku wędrowna brygada pojawiła się w Scunthorpe. Tai miał spróbować swoich sił w Conference League z ekipą Scunthorpe Scorpions. - Mówiąc krótko, wyprowadziłam się z domu! Miałam dom na kółkach, rodzaj bungalowu z dwoma sypialniami. W ciągu dnia byłam w domu, ale na noc przenosiłam się do kuzyna w Westcliff, żeby młodym nie było za ciasno. Robiłam tak przez całe lato, po to, aby Rob, Sue i Tai mieli czas i przestrzeń dla siebie. Babcia wie, że młodzi mają swój świat. Mogli sprowadzać przyjaciół, bawić się, pracować przy sprzęcie. Myślę, że to pomogło scalić rodzinę i wzmocnić emocjonalne więzi - twierdzi Cynthia.

Nie korciło, aby po latach, oglądać wnuczka sięgającego po złoto w GP? - Pewnie, że tak. Sue i Tai nalegali, abym leciała do Polski na ostatnią rundę GP. Powiedziałam im, że bardzo chciałabym zobaczyć zawody w Toruniu, ale to strata pieniędzy, bo ja nie mogę patrzeć jak wnuczek się ściga. Nie miałam siły oglądać Roba w akcji i tak samo jest w przypadku Taia. Patrzę na powtórki w telewizji, ale tylko wtedy, gdy wiem, że Taiowi nic się nie stało. Inaczej nie spoglądam na ekran - mówi wzruszona Cynthia.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×