Michał Gałęzewski: W meczu z Grupą Azoty Unią Tarnów indywidualnie chyba nie masz sobie wiele do zarzucenia, a i drużyna w niektórych momentach mimo mocno rezerwowego składu pokazała potencjał...
Artur Mroczka: Biorąc pod uwagę warunki, jakie panowały na torze, młodzi pokazali jaja i to, że nie boją się jechać w przeciwieństwie do tych doświadczonych, którzy się wystawili na nas. Trzeba było im pokazać jak się umie jeździć. Chłopaki nawet się nie przewracali, więc jestem pełen podziwu. Pokazali, że coś z nich będzie.
[ad=rectangle]
Szczególnie w twoim ostatnim wyścigu pokazałeś się z bardzo dobrej strony...
- Skupiłem się na starcie. Udało mi się wyjść dobrze spod taśmy, wygrałem i mimo, że były totalne dziury dowiozłem trzy punkty i się nie przewróciłem. Szkoda drużyny, ale zarówno przede mną, jak i przed resztą chłopaków bardzo dużo nauki. Cieszę się z mojego wyniku i z tego, że dojechaliśmy cało. My nie walczymy o ENEA Ekstraligę, tylko o swój własny image i o swoje wyniki.
[b]
Szpryce od Hancocka, Kołodzieja, Łaguty, czy Vaculika mogą czegoś nauczyć młodych chłopaków?[/b]
- Na pewno. Stając z nimi pod taśmą, zupełnie inaczej podchodzi się do biegu. Gdańska młodzież będzie mogła sobie porównać swoją jazdę z utytułowanymi zawodnikami i łatwiej będzie pójść w takim kierunku, by ich móc dogonić. Ja się całe życie staram rozwijać, wprowadzać w swoją jazdę coś nowego. Może dlatego jest wynik?
Jak się czujesz fizycznie po upadku w Tarnowie?
- Jestem cały poobijany. Moja lewa strona jest totalnie wykończona. Mam mocno zbitą stopę i nadgarstek, ale żużlowcy to twardzi ludzie. Czasami jesteś obolały, ale i tak musisz jechać, bo są zawody. Jak nie ma konkretnej kontuzji, to trzeba wystąpić i się pokazać. Mimo, że w niedzielę były dziury na torze, które mi nie pomagały, zdobyłem dziesięć punktów i mogę być z tego zadowolony.
Fakt, że jechaliście o nic, nie było zewnętrznej presji i wystąpiłeś jako lider pozytywnie wpłynęło na twoją postawę na torze?
- To nie wyglądało tak do końca. Ja zawsze staram się wymagać sam od siebie. Oczywiście nie było takiej presji, by wygrać mecz. Ja robiłem swoje i starałem się bezpiecznie jechać do mety, a jak dało się atakować, próbowałem wyprzedzać. Cieszę się, że wygrałem z dobrym zawodnikiem, jakim jest Janusz Kołodziej. Trzeba się starać dalej.
To prawda, że podczas zawodów wraz z rywalami spotykaliście się w parku maszyn i udzielaliście sobie rad, jak bezpiecznie dojechać do mety?
- Tak to wyglądało. Nie wydaje mi się to dziwne, bo jesteśmy ludźmi i wiemy, że jak ktoś się przewróci, to może zrobić sobie krzywdę. To wcale nie jest takie śmieszne. My byliśmy jak jedna wielka rodzina i nikt nie chciał doprowadzić do żadnej kontuzji. Wiadomo, że w naszym składzie było tylko kilku zawodników z podstawowego składu, nawet nie było Krychy i nie był to mecz, który mogliśmy wygrać. Pokazaliśmy na co nas stać, każdy zrobił swój wynik. Ja dowiozłem dwucyfrówkę i taki był mój cel na ten mecz. Zobaczymy, jak potoczy się to dalej.
[nextpage]
Czy myślisz już o przyszłym sezonie i o tym, w której lidze będziesz jeździł?
- Zobaczymy jakie będą propozycje i kto będzie chciał zaproponować mi miejsce w składzie drużyny, która będzie mnie ciągnęła do góry. W słabym zespole jedzie się coraz gorzej, bo równa się w dół. Przez to popełnia się więcej błędów. W dobrej drużynie widząc sześciu lepszych od ciebie zawodników, nie możesz popełniać błędów i się przewracać. Równasz w górę i właśnie tego chcę. A gdzie podpiszę kontrakt? Jak w Gdańsku w Nice PLŻ będzie zbudowana konkretna drużyna ciągnąca mnie do góry, czy też będę miał ofertę z ENEA Ekstraligi - a w tej lidze wszyscy są raczej dobrzy - to usiądę i zastanowię się co jest dla mnie najlepsze. Na dzień dzisiejszy przede wszystkim muszę dokończyć sezon i w zimę będziemy myśleć o celach na przyszłość.
[b]
Co by się musiało stać, byś pozostał w Wybrzeżu?[/b]
- W Gdańsku mimo że jest ciężko widać, że się staram i że mogę jechać. Ostatnie dobre wyniki nie są spowodowane tym, że mam więcej pieniędzy. Nie ma wielkich funduszy w klubie, ale nie jest tak, że nie ma ich wcale. Są one takie, że można dopasować za nie sprzęt. W Gdańsku czuję się praktycznie jak u siebie i potrafię robić na tym torze wynik. Może to, co pokazałem w tym sezonie nie jest szczytem moich możliwości, ale cieszę się, że u schyłku sezonu w klubie nikt nie mówi, że mnie nie chce. W Gdańsku zauważono we mnie to, co zawsze chciałem pokazać - jakie mam podejście do żużla, jaki jestem, co potrafię. Parę razy działacze wspominali mi, że widzą mnie na miejscu swojego kapitana. Ja nie mówię, że nie chcę nim być, bo jak klub będzie zbudowany na zdrowych warunkach i będzie zbudowana mocna drużyna mogąca walczyć o awans, to jest szansa, że tu zostanę. Nie ukrywam, że liczą się też dla mnie jak najwyższe cele. Wtedy jest większa motywacja do pracy na treningach zimą. Jak wiesz że będziesz jechał w słabszej lidze tylko po to, by odjechać sezon, nie działa to pozytywnie na charakter zawodnika.
W ostatnim czasie nie miałeś najlepszych relacji z działaczami i z kibicami z twojego macierzystego klubu z Grudziądza. Bierzesz w ogóle pod uwagę powrót do domu?
- Ciężko mi jest wypowiadać się na ten temat. Jak działacze grudziądzkiego klubu chcą bym tam jeździł, to powinni mi przedłożyć taką ofertę, która pozwoli mi na jazdę w tym klubie. Na pewno mógłbym się zgłosić do klubu, ale nie chcę dopuścić do takiej sytuacji, w której klub nie traktuje mnie do końca poważnie.
Masz na myśli wysoki kontrakt?
- Nie chodzi tu o pieniądze. Po prostu gdybym miał jeździć w Grudziądzu, klub musiałby mi pokazać, że chce bym w nim jeździł. Kiedyś miałem taką sytuację, że dostałem z Grudziądza młotem i do dzisiaj to pamiętam. Miałem spokojnie czekać na budowę składu, w którym miało się znaleźć dla mnie miejsce. Umówiliśmy się, że podpis będzie wtedy gdy podpisze reszta zawodników, a grudziądzki klub po zbudowaniu składu zadzwonił do mnie i zapytał czy chcę w ogóle jeździć w tym klubie. Ja mimo że chciałem, miałem mieć taką rolę w drużynie, że musiałem odejść do Gorzowa.
Z perspektywy czasu uważasz, że to ci pomogło?
- Z perspektywy zawodnika mogę powiedzieć, że wyszedłem na tym dobrze. Poznałem osobiście Tomka Golloba i Nickiego Pedersena. W ENEA Ekstralidze są zupełnie inne tory, niż w I lidze. Nauczyłem się wielu różnych rzeczy. W Stali Gorzów przez trzy miesiące trenowałem tydzień w tydzień, pojechałem w kilku meczach, zdobyłem punkty. Przyszedłem do Wybrzeża, w którym przejechałem cały sezon i zrobiłem dla tego klubu dużo punktów. Teraz jadę w ENEA Ekstralidze, nieźle punktuję i chcę iść w tym kierunku. Jak jakaś drużyna widzi we mnie potencjał i mnie weźmie, to jest szansa, że obie strony na tym skorzystają. Ja wiem, że ten potencjał mam i chcę go wykorzystać. Muszę mieć dookoła siebie dobrych ludzi, a warunki finansowe muszą być takie, by starczało na sprzęt i na wszystko inne. Wtedy można jechać.