Fogo Unia Leszno przełamała zwycięską passę gospodarzy na własnym torze, pokonując Jaskółki 47:43. Kluczem do wygranej przyjezdnych okazał się kolektyw w postaci niezwykle równo punktującej drużyny. - Udało nam się wygrać, choć nie był to łatwy mecz, przede wszystkim dla mnie. Męczyłem się troszeczkę, ale na szczęście żadnych zer nie przywoziłem. Cała drużyna pojechała dzisiaj dobrze i to się właśnie liczy. Kiedy nikt nie zawodzi, to nie ma niepotrzebnej presji i można spokojnie rywalizować o wynik. W Tarnowie jeszcze nikt nie wygrał, dlatego fajnie, że po raz kolejny jesteśmy pierwszą drużyną, która tutaj wygrywa - skomentował.[ad=rectangle]
Jednym z atutów leszczynian w Tarnowie byli bez wątpienia bracia Pawliccy, którzy rozstrzygnęli na swoją korzyć bardzo istotny dla losów meczów bieg 14. Zwyciężył w nim młodszy z klanu, jednak niewiele brakowało, aby za jego plecami uplasował się Przemek. - Z Piotrkiem jeździ mi się bardzo dobrze, chociaż w tym biegu w pewnym momencie nie do końca się zrozumieliśmy i straciłem prędkość, ale tak czasami jest. Człowiek po prostu uczy się na błędach, dlatego oby w kolejnych spotkaniach było ich jak najmniej. Piotrek był bardzo szybki, u mnie natomiast nie było rewelacyjnie. Brakowało mi prędkości na trasie, bo na starcie było nieźle, ale taki jest sport. Musimy teraz to na spokojnie przeanalizować - dodał.
Skrót meczu Unia Tarnów - Fogo Unia Leszno
Źródło: PGE Ekstraliga/x-news
Obecny sezon jest bardzo udany dla Przemysława Pawlickiego, choć ostatnie jego występy były nieco słabsze. Jak przyznaje jednak sam zawodnik, nie ma mowy o żadnym zmęczeniu. - Nie czuję się zmęczony. Mam duży głód jazdy i zwycięstw, ale nie jest to takie proste, jak się mówi. Pod taśmą staje zawsze czterech zawodników i każdy chce wygrać. Musimy zrobić coś, żeby w kolejnych spotkaniach było lepiej. Zobaczymy, jak to się ułoży.
Czerwiec to intensywny miesiąc startów dla zawodnika leszczyńskiej Unii. Prosto po meczu ligowym w Tarnowie udał się on w długą podróż do włoskiego Terrenzano, gdzie w sobotę powalczy o przepustkę do Grand Prix Challenge. - Dla nas to jest mały problem, bo mamy 1200 kilometrów do przejechania. O 14.00 mamy zaplanowany trening w Terrenzano, dlatego chcemy na niego zdążyć. Robimy wszystko, żeby bez problemowo móc pojechać w zawodach. Żegnamy się, modlimy się przed drogą i liczymy na to, że dojedziemy cali i szczęśliwi - zakończył optymistycznie.
(a innym pozostaje kupować lub kombinować..).
koza przy nich to życiowa pomyłka w doborze zawodu...