Grzegorz Drozd: I've got the power!

Grzegorz Drozd
Grzegorz Drozd
W Polsce - mimo że należał do czołówki światowej - niezmiennie jeździł na zapleczu ekstraligi. Dopiero w 2004 roku podpisał kontrakt z ZKŻ Zielona Góra, który nie należał do potentatów rozgrywek. Pedersen jako aktualny mistrz świata naciągnął Dowhana na dobry kontrakt, co mnie wtedy bawiło, bo dobrze wiedziałem, że tytuł mistrza świata nie uczyni nagle z Pedersena ligowego terminatora. Miał za dużo braków w jeździe. W innym systemie niż knock out w tamtym okresie nie miałby szans na tytuł mistrza świata. Zresztą Nicki miał wtedy dużo różnych problemów. Odzywały się dawne kontuzje z nadgarstkami, stresogenna walka w GP, zmiany klubów na Wyspach w trakcie sezonu i duży rozmach w organizacji teamu. Natłok tych wszystkich spraw przerósł nieco tego wciąż młodego człowieka. Nicki, mimo iż był już mistrzem świata, w Polsce nie należał w oczach prezesów, mediów i kibiców do kogoś, kogo można określić gwiazdą pierwszego formatu. W 2006 roku trafił do beniaminka z Rzeszowa. Na konferencję w klubowej salce specjalnie przyleciał z Danii. W tamtych czasach nie zdarzało się często, aby zagraniczny zawodnik przyjeżdżał celebrować kontrakt w blasku fleszów. Na konferencję przybyła cała drużyna Marty Półtorak. Jeden obrazek utkwił mi w pamięci. Gdy wszyscy stanęli do wspólnego zdjęcia zauważyłem, że jedynie Pedersen ma koszulkę włożoną w spodnie. Taki zawsze był Duńczyk wyznający zasadę, że diabeł tkwi w szczegółach. W Rzeszowie wyrósł na pierwszoplanową gwiazdę naszej ligi. Przyćmił największych: Golloba, Crumpa i Adamsa.

Perfekcja

Po ostatnim meczu sezonu 2007 przeprowadziłem długi wywiad z Martą Półtorak. Sterniczka rzeszowskiego żużla zastanawiała się, czy Nicki da jej czas na negocjacje z innymi zawodnikami, żeby dopasować kształt drużyny. Przestrzegałem panią Półtorak, że jeśli Nicki dostanie inną dobrą ofertę, to nie zawaha się z niej skorzystać i postąpi jak zimny zawodowiec. Tak się stało i Nicki szybko wylądował w Częstochowie. Teraz sytuacja wygląda zgoła inaczej. Żużlowiec wie, że nikt nie czeka na niego w kolejce. Nie jest już maszynką do zdobywania punktów, na rynku pracodawców brak potentatów finansowych, on ma swoje lata, a z Józefem Dworakowskim lepiej nie zadzierać. Dlatego w tym sezonie tak bardzo starał się być częścią drużyny Skórnickiego. Jeszcze go takim nie widziałem. Do tej pory zawsze dawał do zrozumienia, że jest gościem od zdobywania punktów, kilku podstawowych gestów do publiczności, kilku okrągłych zdań do mediów i to ma wystarczyć. W Lesznie w tym roku dawał z siebie 200 proc. 100 proc. jak zwykle na torze, a drugą setkę w parkingu. Pamiętał, że Bjerre rok temu poleciał za brak integracji z klubem. Pedersen wie, że nie znajdzie lepszego miejsca niż Leszno. Dlatego, jak nigdy identyfikuje się z klubem, drużyną i kibicami.

W sezonach 2007-2008 był perfekcyjny. Nikt już później tak nie dominował w lidze. Gdzie tkwił sekret? Należy pamiętać, że Duńczyk w poprzednich latach jeździł na poziomie średniej 2,3-2,5. Miał nadwagę i słabe starty. Zimą 2006/07 zmienił kilka drobnych elementów. Przede wszystkim schudł kilka kilogramów, a także diametralnie zmienił technikę startu. Wcześniej wyrzucał nogi do tyłu i kładł się do przodu na kierownicę. Z racji niskiego wzrostu powyższa technika nie procentowała. Pedersena ostro stawiało na koło. Postanowił wszystko zmienić. Na siodełku przyjął nieruchomą sylwetkę w pionie, a nogi statycznie dociskał do ramy tak, aby stopy znajdowały się przy przednim kole i zmienił środek ciężkości. W rezultacie nie podnosiło go na pierwszych metrach wyścigu i osiągnął powtarzalność startu. Obniżył ramę i swobodniej czuł się na motocyklu. Zmienił także nieco technikę jazdy w polu. Na wyjściu z łuków nie odchylał się do tyłu na wyprostowanych rękach, lecz przyjął przyczajoną sylwetkę z przesuniętym lekko do przodu tułowiem i rozstawionymi szerzej łokciami. Lepiej kontrolował motocykl i płynniej jeździł na nierównościach.

Finał

Pedersen przez lata dawał z siebie naprawdę wiele. Często leżał i kręcił świetne przeciętne, ale w lidze polskiej nie mógł doczekać się zwycięstwa. Pamiętam wiele jego upadków. Był taki czas, że jeździłem po Polsce specjalnie za Pedersenem, żeby zobaczyć w akcji tego "szaleńca". Zawsze byłem z niego dumny, gdy walczył na całego, upadał, a cały stadion rzucał wyzwiskami w jego stronę. Nicki nigdy świetnym technikiem nie był, ale kochałem tę jego determinację i ekspresję na torze. W Lesznie w 2005 roku w pojedynku z Zieloną Górą już przed pierwszym wyścigiem było gorąco. Kibice z sektora gości przedarli się na sąsiednie trybuny i wybuchła groźna zadyma. Akurat tam stałem i czekałem na pierwszy wyścig "mojego" Pedersena. W końcu zaczął się mecz. Nicki przegrał start, ale byłem pewien, że zaraz zacznie szaleć za Balińskim. Tak też się stało. Siedział Damianowi na kółku. Wszedł ostro w pierwszy wiraż drugiego okrążenia. Poczuł, że przesadził. Wyłamał mocno motor i ściągnął do siebie. Jak zwykle zatelepotało nim i wykonał swojego - jak to odkreślam - paralityka, ale na uniknięcie zderzenia z Balińskim nie było szans. Zawadził o rywala, fiknął kozła i wylądował na bandzie pod swoim motocyklem, który śmiesznie wbił się w płot. Zanim sędzia przerwał bieg, Nicki wyczołgał się spod motocykla, oparł się ręką o bandę i spokojnie spoglądał na swój poturbowany sprzęt. Sędzia nie miał wyjścia. Musiał przerwać bieg, który podwójnie prowadzili gospodarze. Leszczyński wulkan zawył. Na Nickiego poleciały gromy, a ja stałem z uśmieszkiem na twarzy i byłem z niego cholernie dumny. Nigdy nie było dla mnie ważne w ocenie zawodnika, czy przywiezie trójkę czy zero. Najważniejsze, że trzyma gaz i ostro wchodzi pod rywala. Taki jest Nicki i za to go uwielbiam.

27.09.2015 roku znów zajrzałem na leszczyński wulkan. Znów Nicki był w epicentrum zdarzeń, ale okoliczności były zupełnie odwrotne. Bez wątpienia Nicki Pedersen, to największa osobowość polskiej ligi żużlowej ostatniej dekady, a jego tegoroczny tytuł mistrza Polski zdobyty z Unią Leszno, to największe wydarzenie tegorocznego sezonu. Mam nadzieję, że na Gali w Hotelu Hilton w Warszawie będą o tym pamiętać.

Grzegorz Drozd

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×