Grzegorz Drozd: I've got the power!
Perfekcja
Po ostatnim meczu sezonu 2007 przeprowadziłem długi wywiad z Martą Półtorak. Sterniczka rzeszowskiego żużla zastanawiała się, czy Nicki da jej czas na negocjacje z innymi zawodnikami, żeby dopasować kształt drużyny. Przestrzegałem panią Półtorak, że jeśli Nicki dostanie inną dobrą ofertę, to nie zawaha się z niej skorzystać i postąpi jak zimny zawodowiec. Tak się stało i Nicki szybko wylądował w Częstochowie. Teraz sytuacja wygląda zgoła inaczej. Żużlowiec wie, że nikt nie czeka na niego w kolejce. Nie jest już maszynką do zdobywania punktów, na rynku pracodawców brak potentatów finansowych, on ma swoje lata, a z Józefem Dworakowskim lepiej nie zadzierać. Dlatego w tym sezonie tak bardzo starał się być częścią drużyny Skórnickiego. Jeszcze go takim nie widziałem. Do tej pory zawsze dawał do zrozumienia, że jest gościem od zdobywania punktów, kilku podstawowych gestów do publiczności, kilku okrągłych zdań do mediów i to ma wystarczyć. W Lesznie w tym roku dawał z siebie 200 proc. 100 proc. jak zwykle na torze, a drugą setkę w parkingu. Pamiętał, że Bjerre rok temu poleciał za brak integracji z klubem. Pedersen wie, że nie znajdzie lepszego miejsca niż Leszno. Dlatego, jak nigdy identyfikuje się z klubem, drużyną i kibicami.
Finał
Pedersen przez lata dawał z siebie naprawdę wiele. Często leżał i kręcił świetne przeciętne, ale w lidze polskiej nie mógł doczekać się zwycięstwa. Pamiętam wiele jego upadków. Był taki czas, że jeździłem po Polsce specjalnie za Pedersenem, żeby zobaczyć w akcji tego "szaleńca". Zawsze byłem z niego dumny, gdy walczył na całego, upadał, a cały stadion rzucał wyzwiskami w jego stronę. Nicki nigdy świetnym technikiem nie był, ale kochałem tę jego determinację i ekspresję na torze. W Lesznie w 2005 roku w pojedynku z Zieloną Górą już przed pierwszym wyścigiem było gorąco. Kibice z sektora gości przedarli się na sąsiednie trybuny i wybuchła groźna zadyma. Akurat tam stałem i czekałem na pierwszy wyścig "mojego" Pedersena. W końcu zaczął się mecz. Nicki przegrał start, ale byłem pewien, że zaraz zacznie szaleć za Balińskim. Tak też się stało. Siedział Damianowi na kółku. Wszedł ostro w pierwszy wiraż drugiego okrążenia. Poczuł, że przesadził. Wyłamał mocno motor i ściągnął do siebie. Jak zwykle zatelepotało nim i wykonał swojego - jak to odkreślam - paralityka, ale na uniknięcie zderzenia z Balińskim nie było szans. Zawadził o rywala, fiknął kozła i wylądował na bandzie pod swoim motocyklem, który śmiesznie wbił się w płot. Zanim sędzia przerwał bieg, Nicki wyczołgał się spod motocykla, oparł się ręką o bandę i spokojnie spoglądał na swój poturbowany sprzęt. Sędzia nie miał wyjścia. Musiał przerwać bieg, który podwójnie prowadzili gospodarze. Leszczyński wulkan zawył. Na Nickiego poleciały gromy, a ja stałem z uśmieszkiem na twarzy i byłem z niego cholernie dumny. Nigdy nie było dla mnie ważne w ocenie zawodnika, czy przywiezie trójkę czy zero. Najważniejsze, że trzyma gaz i ostro wchodzi pod rywala. Taki jest Nicki i za to go uwielbiam.
27.09.2015 roku znów zajrzałem na leszczyński wulkan. Znów Nicki był w epicentrum zdarzeń, ale okoliczności były zupełnie odwrotne. Bez wątpienia Nicki Pedersen, to największa osobowość polskiej ligi żużlowej ostatniej dekady, a jego tegoroczny tytuł mistrza Polski zdobyty z Unią Leszno, to największe wydarzenie tegorocznego sezonu. Mam nadzieję, że na Gali w Hotelu Hilton w Warszawie będą o tym pamiętać.
Grzegorz Drozd
KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>