- Jestem poważnym człowiekiem - mówi nam Krzysztof Mrozek, prezes ROW-u Rybnik. - Gdybym zgodził się na występ Maxa, to nie mógłbym już tego powiedzieć. On ma pęknięty szósty i siódmy krąg na odcinku szyjnym. Gdyby jechał bezkolizyjnie, to nie byłoby żadnego problemu. Jednak każdy poważniejszy upadek mógłby mieć opłakane skutki i grozić kalectwem.
Decyzją prezesa Mrozka, Max Fricke dalej ma się skupić na leczeniu. - Wróci na tor, jak będzie całkowicie wyleczony i nie będzie żadnego zagrożenia dla jego zdrowia - komentuje szef ROW-u.
Fricke w niedzielę nie będzie, ale przyjedzie co najmniej jego jeden silnik. Przywiezie go Mark Courtney, czyli człowiek, który sprawuje opiekę nad karierą Maxa.
Swoją drogą, to ciekawe, jak potoczą się losy Fricke po sezonie. Gdyby ROW, jakimś cudem uratował się przed spadkiem, to Australijczyk na pewno zostanie w śląskim klubie. W innym razie wszystko może się zdarzyć.
ZOBACZ WIDEO Artur Siódmiak wielkim fanem żużla (WIDEO)