Grzegorz Drozd. Lotem Drozda: Harris sam w domu (felieton)

Grzegorz Drozd
Grzegorz Drozd
Otóż nie ma kto rywalizować z Polską. Czytam komentarze dziennikarzy, że tylko głupi załamują ręce nad dominacją Polaków oraz ci, co szukają dziury w całym. (Mnie też do różnych worków się wrzuca. Raz ponoć lansuję się na tym, że wieszczę kataklizmy, a innym razem lansuję się na tym, że naginam rzeczywistość pokazując ją w zbyt kolorowych barwach). Że przecież, gdy wygrywali inni, to nikt się nami nie przejmował. Że gdy dominowali Duńczycy, to nie było z tym żadnego problemu. To nie tak. Dominacja Duńczyków opierała się na wąskiej grupce internacjonałów, a Polska dominacja opiera się na totalnej przewadze na każdym polu: sportowym, infrastrukturalnym, finansowym i systemowym. Dlatego ta dominacja będzie się tylko umacniać i nie ma od tego odwrotu. Pierwsze efekty już widzimy. Pod ostatnim moim artykułem przeczytałem na swój temat, że chwalę się, że ze mnie taki prorok. Nie wiem czy tak jest. Ale skoro pierwszy pisałem o różnych sprawach, to dlaczego mam o tym nie przypomnieć?

Coraz gorzej z chętnymi do organizacji eliminacji do cyklu Grand Prix. Niedawno ich drabinka została zredukowana o jeden szczebel. Powód jest prosty: kogo obchodzą eliminacje, których wyniki mają wpływ na mistrzostwa… w roku następnym. W żużlu to nie przejdzie, to nie piłka nożna. Reszty dopełnia bardzo wąskie gardło dla kandydatów, a najgorsze, że rozstrzygnięcia na torze i tak są korygowane przez decyzje przy zielonym stoliku. Działacze, którym zabawa pt. Grand Prix - a jakże - musi się opłacać, przywracają do gry tych, którzy zdążyli przegrać w uczciwej walce. Resztę dziadostwa uzupełniają nominacje stałych dzikich kart. Bo ten pije zielony napój, a tamten jest ze Szwecji i tym podobne bzdury niemające nic wspólnego ze sportem. W ten deseń FIFA powinna jakimś kruczkiem wepchnąć Włochów na zbliżający się mundial. W piłce tak nie jest, dlatego mogliśmy się wzruszać łzami Bufona. Harris nie musi płakać.

- Zarabiałem jak na ukraińskie warunki bardzo dobre pieniądze. Promotorzy płacili na czas, a ja nie schodziłem z motocykla. Mój najlepszy sezon w karierze to 1999 rok. Zdobyłem brązowy medal w indywidualnych mistrzostwach Europy na trawie, a 1 listopada urodził mi się syn. Dokładnie w ten sam dzień 14 lat później zmarł jego dziadek - dwukrotny finalista z Wembley - ciągnie opowieść Władimir.

Lata 90. to ostania dekada, w której popularnością cieszyły się inne zawody niż liga. Dlatego Tromfimow mógł zarabiać na rodzinę jeżdżąc na motocyklu żużlowym. Dziś pada mnóstwo opinii po co rożnej maści turnieje, jak np. Międzynarodowe Mistrzostwa Ekstraligi, SEC, test mecze itd. W ostatnich dniach przeczytałem - nie pamiętam autora - opinię, że Ireneusz Nawrocki niepotrzebnie organizuje Ligę Diamentową. Przypomnę autorowi tych słów i ludziom, który mają podobne zdanie, że kiedyś w żużlu było wiele różnej maści turniejów towarzyskich i nikomu to nie przeszkadzało, a wręcz przeciwnie! I na zachodzie i na wschodzie było multum przeróżnych imprez towarzyskich, w których chętnie brały udział największe asy, bo to była dobra okazja do zarobków. Garnęli się ponieważ nie jeździli w dziesięciu ligach na raz. Żużlowcy zarabiali wtedy w ligach mniej, ale zarabiała ich większa ilość. Dlatego trzeba ograniczyć miejsca we wszystkich ligach dla obcokrajowców, a wtedy większa ilość zawodników będzie mogła jeździć i zarabiać. Wtedy ci najlepsi chętniej będą brali udział w rożnych imprezach towarzyskich. Dziś na to nie mają czasu. Tydzień ma tylko siedem dni.

Już 35 lat temu w Wielkiej Brytanii toczyła się poważna dyskusja nad kryzysem angielskiego żużla. Nad tym, że Anglicy przegrywają mistrzostwa świata z zawodnikami, których sami szkolą i uczą w swojej lidze. Że przegrywają z Duńczykami w drużynówce, którzy mają amatorską ligę, a w całym sezonie pieniądze na żużlu w Danii można zarobić jedynie na kilku turniejach w Vojens u Olesna. Mauger grzmiał, że żądania gwiazd są przesadzone i przepłacanie stawek dla zawodników, to problem numer jeden nie tylko brytyjskiego żużla. Brzmi znajomo? U nas żużel jeszcze tkwi w komunie. - Przy takiej dotacji, jaką otrzymał Włókniarz, nie muszą w ogóle biegać za sponsorami - usłyszałem na wspomnianej przeze mnie klubowej wigilii.

Na szczęście dla żużla w Polsce i kilkudziesięciu profesjonalistów żużlowych ścigających się w kilkunastu polskich klubach nasza politykiernia widzi deal dla siebie w tym sporcie. Czasem znajdą się postrzeleńcy typu Nawrocki, którzy twierdzą, że na żużlu zarobią. Jemu podobnych nigdy za wiele, ponieważ brak promotorów doskwiera bardziej, niż brak żużlowców. Tych pierwszych trudniej znaleźć. Ktoś tę zabawę musi organizować, poświęcać czas, energię, nerwy i pieniądze. Zdumielibyście się, jak wąska grupa ludzi rozkręcała brytyjską potęgę żużlową w okresie 1950-80. Najczęściej byli to emerytowani zawodnicy. Reg Fearman, Bob Dugard, Dunny Dunton, Trevor Redmond, czy Johnnie Hoskins. Przy żużlu od zawsze na zawsze. Choroba po grób.

- Organizacja jednych zawodów w Braili (Rumunia) kosztuje nas około tysiąc euro. Zbieramy od sponsorów, coś pomoże miasto. Robimy to dla rozrywki – mówił mi w czerwcu tamtejszy organizator żużla. Czy za 20 lat żużel poza granicami naszego kraju zrówna się z poziomem Brali, a tylko w Polsce będzie profi za miejskie pieniądze? Jeśli żużlowe władze nie będą wdrażały w życie moich pomysłów, to tak się stanie. Ja wiem, że dla BSI musi być deal i nie chcą dopuścić do ograniczenia rund i wprowadzenia eliminacji tego samego roku. Ja wiem, że "muszą" być dzikie karty, zielony stolik, żeby nie zabrakło Harrisa w Cardiff, Duńczyka w Horsens i jak będzie trzeba, Vaculika w Żarnowicy. Niczym Kevina w telewizyjnej ramówce na Święta. Ja wiem, że w każdej lidze promotorzy chcą mieć wszystkich najlepszych na raz. Ale tak się nie da. Panowie, zjadacie własny ogon. Do tego waszego wypasionego - niczym wigilijnego - stołu musi usiąść więcej głodnych. Więcej Władimirów Tromifowów, którzy chcą utrzymywać siebie i rodzinę z jeżdżenia na żużlu. Ale nie mają gdzie tego robić. Wszystkich nie upchamy pomiędzy Bugiem, a Odrą, jak jego syna. W innym wypadku przy tym stole wreszcie zostaniecie sami z garstką lewoskrętów.

Grzegorz Drozd

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Czy zgadzasz się z Grzegorzem Drozdem?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×