- Dlaczego w XXI wieku nie można kupić biletu z numerowanym miejscem, przyjechać dwadzieścia minut przed zawodami i mieć gwarancję, że będzie się siedziało na foteliku, który się wybrało - pyta nas kibic forBET Włókniarza Częstochowa, bywalec meczów PGG ROW-u Rybnik.
- Na Włókniarza trzeba przyjść co najmniej godzinę przed bo wielu kibiców robi tak, że jeden przyjeżdża na stadion i zajmuje nawet 30 miejsc, przykrywając je kocami i szalikami. Dlaczego w Częstochowie i Rybniku nie działa to tak samo, jak we Wrocławiu, Gorzowie, czy Toruniu, gdzie każdy ma swoje miejsce. Tam kibice traktowani są jak ludzie - czytamy puentę skargi sympatyka czarnego sportu.
Czytaj także: Frątczak w finale sercem za Spartą. Mówi też, że Falubaz powinien kupić Hampela
Zacznijmy od Włókniarza. Zadzwoniliśmy do prezesa Michała Świącika, by wyjaśnić problem. Usłyszeliśmy, że według niego nie istnieje problem zajmowania większej liczby miejsc przez kibiców. - Ochrona w takich przypadkach interweniuje, bo na to nie ma naszej zgody - wyjaśnia.
ZOBACZ WIDEO Gala PGE Ekstraligi: najlepszy polski zawodnik sezonu
Co do miejsc numerowanych, to działacz przyznaje, że jest z tym problem, ale jest pomysł, by za rok utworzyć system, który to wszystko rozwiąże. - Teraz miejsca numerowane są tylko w strefie VIP i na sektorze centralnym. Za rok chcemy tym objąć cały stadion, ale to kosztuje i nie jest takie proste, jak się komuś wydaje. Trzeba mieć system komputerowy wpięty w sieć globalną, który uwzględni i skoordynuje sprzedaż biletów we wszystkich punktach. Do tego musi dojść system pełnej rejestracji na bramkach. Zaznaczam, że to nie może działać na podstawie sieci GSM, bo ten przy natłoku lubi średnio działać, a na to nie możemy sobie pozwolić - wylicza Świącik.
Prezes Włókniarza mówi, że sam system to jednak za mało. - Trzeba też będzie popracować nad mentalnością kibiców. W kinie są miejsca numerowane, a ile jest sytuacji, że ktoś przychodzi, a jego miejsce jest zajęte. Zaczynają się tłumaczenia, kłopoty. Na meczach żużlowych jest tak samo.
Gdy idzie o stadion PGG ROW-u, to właśnie tam mieliśmy sytuację, o której opowiada prezes Świącik. Na półfinał z Unią Tarnów nie przyjechała zorganizowana grupa kibiców gości. Z racji dużego zainteresowania, by rozładować tłok na trybunie zwanej amfiteatrem, ochrona przeprowadziła część sympatyków z tego miejsca do tzw. "klatki". Kibice przechodzili przez trybunę główną. Część już na niej została i potem ludzie z miejscówkami (bo tam one obowiązują) musieli się wykłócać, żeby usiąść na swoim siedzisku.
Czytaj także: Bajerski nie powiedział prezesowi PSŻ, że po sezonie odejdzie
W PGG ROW-ie tłumaczą nam, że zasadniczo problem z numerowanymi miejscami jest taki, że jest tylko jedno wejście na stadion i wielka trybuna (wspomniany amfiteatr) bez podziału na zamknięte sektory. Wszystko jest otwarte, kibice mogą się swobodnie przemieszczać. W klubie mówią, że nawet numerowane miejsca niczego tutaj nie zmienią, a liczba kłótni zaczynających się od słów: pan (pani) zajął (zajęła) moje miejsce, będzie tak duża, że ochrona sobie z tym nie poradzi.
W Rybniku akcja numerowane miejsca musiałaby się w ogóle rozpocząć od wymiany wielu fotelików, co byłoby bardzo drogie. Do tego należałoby stworzyć internetowy system i popracować nad przyzwyczajeniami kibiców.