Duńczyk pewnie żałuje, że przed sezonem 2018 zdecydował się na przeprowadzkę do Klubu Sportowego Toruń. W barwach nowego zespołu Iversen obniżył loty i w ogóle nie przypominał zawodnika, którym był w Stali. Urodzony w Esbjergu 37 - letni żużlowiec po dwóch kiepskich latach na Motoarenie chce się odbudować i najwyraźniej zrozumiał, że idealnym miejscem będzie dla niego Gorzów.
Po spadku torunian z PGE Ekstraligi Iversen był jedną z ciekawszych opcji na rynku transferowym, ale tak naprawdę od początku w wyścigu po jego usługi na prowadzeniu znajdowali się gorzowianie. Wola żużlowca miała w tym przypadku fundamentalne znaczenie i stanowiła duże ułatwienie w negocjacjach.
Co ciekawe, dla Stali Iversen nie był jedyną opcją. Przez moment działacze poważnie rozważali zakontraktowanie... Nickiego Pedersena, z którego zrezygnował Stelmet Falubaz Zielona Góra. - Nie będę ukrywać, że przez moment był taki temat. Zastanawialiśmy się, czy wykonać taki ruch - przyznaje prezes Marek Grzyb.
ZOBACZ WIDEO Różnica zdań w kwestii obcokrajowca pod numerem młodzieżowym. Chcemy ratować inne kraje, za chwilę obudzimy się z ręką w nocniku?
- Doszliśmy jednak do wniosku, że może pojawić się pewien konflikt. Budowanie drużyny to nie tylko średnie biegopunktowe i inne statystyki, ale także charaktery. Trzeba uważać, żeby nie przesadzić. To musi być dobrze skomponowana mieszanka. Uznaliśmy, że Niels pasuje do naszego teamu bardziej. Wiedzieliśmy, czego można się po nim spodziewać, bo już wcześniej u nas jeździł. Jesteśmy przekonani, że dobrze odnajdzie się w Stali. Na pewno powinien dać nam więcej niż Peter Kildemand - tłumaczy Grzyb.
A co do Nickiego Pedersena, to Duńczyk zapowiada, że jego nowy klub w polskiej lidze poznamy w poniedziałek o godzinie 13:00. Niespodzianki nie należy się spodziewać. Jak już wcześniej informowaliśmy, 42 - latek zwiąże się dwuletnim kontraktem z MRGARDEN GKM-em Grudziądz.
W niedzielę na transferowej giełdzie było spokojnie, więc na tapecie był znowu Speed Car Motor, który jako pierwszy w PGE Ekstralidze odkrył wszystkie karty. Drużyna na papierze wydaje się mocniejsza i celuje w awans do play-off. Niektórzy twierdzą jednak, że sezon 2020 będzie dla lublinian trudniejszy.
Z takiego założenia wychodzi menedżer Jacek Frątczak, który tłumaczy, że w przyszłym roku zniknie element zaskoczenia i nikt nie będzie traktować ekipy Jacka Ziółkowskiego i Macieja Kuciapy z lekceważeniem ani przymrużeniem oka. Czas pokaże, czy były opiekun torunian ma rację. Na ten moment w Lublinie panuje duży optymizm, bo okres transferowy został przepracowany bardzo solidnie.