Żużel. Rafael Wojciechowski: Przychodzą momenty zwątpienia. Marzeniem ekstraliga i coś więcej niż utrzymanie (wywiad)

Mateusz Domański
Mateusz Domański
Pozyskaliście Marcela Studzińskiego. Ludzie z Bydgoszczy mówią, że to trudny człowiek do współpracy. A jak pańskie pierwsze wrażenia?

Bardzo pozytywne. Obserwowałem tego zawodnika na Drużynowych Mistrzostwach Polski Juniorów w Grudziądzu, Bydgoszczy czy Gnieźnie. Wtedy, gdy dysponował naprawdę dobrze przygotowanym sprzętem, potrafił pokonywać naszych juniorów. I to zdecydowanie. Ma bardzo dobrą technikę. Pierwsze wrażenie? Bardzo pracowity. To człowiek, który jeszcze chce coś w żużlu osiągnąć, a do tej pory nie do końca miał stworzone dobre warunki. Każdego można w jakiś sposób zepsuć, rozleniwić czy spowodować, że współpraca nie układa się tak, jak trzeba. Wierzę, że Marcel, wiedząc, iż dostaje od nas szansę, odda sto procent siebie i zaangażuje się w pełni -  tak, jak uzgodniliśmy podczas okienka transferowego. Mam nadzieję, że kibice będą mieli z niego ogromną pociechę.

Czytaj także: Start Gniezno zaskoczył. Jurica Pavlic i Adam Fajfer w sztabie szkoleniowym!

Jak będzie mu trzeba pomóc sprzętowo, to będziecie go wspierać?

Ten zawodnik przyszedł do nas z niczym. Zapewniamy mu kompletny sprzęt, mechanika, całą pomoc i logistykę. Ma pracować, dać z siebie sto procent i doskonalić się tak, by może za rok, może za dwa mógł przejść na zawodowstwo. Na razie to kontrakt czysto amatorski, więc my, jako klub, zajmiemy się wszystkim. Wiem, że trudno w pierwszym roku, w obcym mieście i bez całego zaplecza, przejść na kontrakt zawodowy.

Car Gwarant zostaje na przyszły rok w nazwie waszego klubu, choć rozmowy na ten temat nie były proste...

Nie były to łatwe rozmowy. Cieszę się jednak, że finalnie przekonaliśmy kierownictwo firmy Car Gwarant do tego, że warto z nami pozostać. Mamy pewne pomysły, jak tę markę dalej budować. Chcemy też docenić ich za tę lojalność. Są z nami trzeci sezon, co oznacza, że obie strony dobrze ze sobą współpracują. Ma to przynieść obopólne korzyści.

Od powstania waszego klubu minęły już trzy lata. Jak pan podsumuje dotychczasową działalność Startu? Były chwile zwątpienia?

Oczywiście, że przychodzą momenty zwątpienia. Czasami krótsze, a innym razem dłuższe. Zawsze jednak jest ta pasja, która siedzi bardzo głęboko, czas poświęcony temu wszystkiemu, a także energia ludzi, którymi się otaczam. Powoduje to, że razem chcemy osiągnąć to, co kiedyś sobie zaplanowaliśmy. Jeżeli nie spróbujemy, to nigdy nie będziemy wiedzieć czy dobrze zrobiliśmy. Moim marzeniem jest zbudowanie w przyszłości takiego budżetu, organizacji i drużyny, by awansować do ekstraligi. Później może wydarzyć się wszystko. Chciałbym, aby moje marzenie się spełniło i byśmy zadomowili się w ekstralidze, a także walczyli o coś więcej niż utrzymanie.

O momenty zwątpienia zapytałem nie bez powodu. Jakiś czas temu słyszałem, że po fatalnym rozpoczęciu sezonu chciał pan zrezygnować z funkcji menedżera. Czy to plotki, czy faktycznie coś było na rzeczy?

Byłem jedną z niewielu osób, która wierzyła w tę drużynę i w to, że możemy się podnieść po tym niefortunnym początku. Po tym falstarcie. Nigdy nie poddaje się, kiedy przegrywamy. Jeżeli kiedykolwiek będę miał zamiar odejść z tego klubu, będę chciał go zostawić odpowiednio zbudowanego, z właściwymi ludźmi i zarządzaniem. Tak, by klub był gotowy na kolejne sukcesy.

Ten klub chyba nie mógłby istnieć bez pana. Pan jest w nim takim motorem napędowym.

Zawsze uważam, że nie ma osób niezastąpionych.

A może jednak są.

Trzeba tylko odpowiednio poszukać. Zawsze znajdą się osoby dalej zaangażowane. Dopóki zdrowie, siły i rodzina pozwolą, będę działał. Dziękuję bardzo mojej rodzinie, która wspiera mnie w realizacji swojej pasji. Cieszę się, że mogę to czynić na pociechę wielu kibiców, a także zawodników. Wiem, że większości dobrze się ze mną współpracuje.

Czy chciałby pan kiedyś zostać prezesem tego klubu?

W tej chwili mamy to bardzo fajnie podzielone. Brat jest prezesem i pełni funkcję reprezentatywną. Ja po części realizuje te pasje oddolne związane bardziej ze sprawami sportowymi. Jeżeli mogę, to włączam się też w inne szczeble - czy to marketingowe, czy inne. Robię to chętnie i bardzo często.

Rozumiem zatem, że do prezesury pana nie ciągnie.

Nie ciągnie mnie. Być może kiedyś. W tej chwili mam inne plany na najbliższą przyszłość - rok czy dwa. Chciałbym wykonać swoją pracę i zrealizować to, co nie udało się w tym sezonie. Oczywiście nie będę wywierał presji na zawodnikach, ale to moje marzenie. Mam nadzieję, że w 2020 roku dotrzemy do finału ligi.

Śni się jeszcze panu ten ostatni bieg meczu w Ostrowie Wielkopolskim?

Myślę, że już nie. Już to jakoś przeżyłem. Na pewno jest to jakieś wspomnienie, które chciałbym zmienić. Miałem kilka takich wspomnień. Chcę w końcu mieć jedno takie piękne wspomnienie, wiążące się albo z jakimś medalem, albo awansem do ekstraligi czy wygranym meczem. W 2011 roku, po pięknej walce, przegrałem baraż w Częstochowie, mimo że spotkanie było wygrane. Tutaj ten ostatni bieg w Ostrowie Wielkopolskim. Może do trzech razy sztuka... Walczę dalej!

Jak wam idą rozmowy ze sponsorami i budowanie budżetu na przyszły rok?

Nie są to łatwe tematy. Uczestniczę w rozmowach ze sponsorami, podobnie jak kilka innych osób. Mogę powiedzieć, że negocjacje i rozmowy są długie. Firmy być może chcą przeznaczać środki zbliżone do wsparcia z minionego sezonu. Niejednokrotnie jest trudniej o dodatkowe finanse. Szukamy takich rozwiązań, by jedna i druga strona była zadowolona. Chcemy, by sponsorów było jak najwięcej. Teraz staramy się zatrzymać naszych dobroczyńców z tego roku. Walczymy o głównych sponsorów i szukamy nowych. Liczę, że finalnie zbudujemy taki sam lub lekko wyższy budżet.

Czytaj także: Timo Lahti wzmocnieniem Startu Gniezno. Kadra prawie zamknięta

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Czy w przyszłym sezonie Car Gwarant Start Gniezno awansuje do finału Nice 1. Ligi Żużlowej?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×