Podczas gdy w Polsce wiele stadionów żużlowych wyremontowano dzięki samorządom, w Wielkiej Brytanii sytuacja jest odwrotna. Obiekty, na których zlokalizowane są areny są łakomym kąskiem dla deweloperów. To doprowadziło m.in. do zamknięcia Brandon Stadium, z którego korzystali żużlowcy Coventry Bees.
W kolejnych miesiącach na cztery spusty zamknięto też obiekt, z którego korzystało The Lakeside Hammers. Biorąc pod uwagę malejącą popularność żużla na Wyspach, można by oczekiwać, że to definitywny koniec "czarnego sportu" w tych miejscach. Kibice mają jednak inne zdanie na ten temat.
Czytaj także: Z żużlowego piekła do nieba. Zawodnicy dostali drugą szansę
Najlepszym dowodem na to, że można, jest to, co dzieje się w Oxfordzie (czytaj więcej o tym TUTAJ). Tamtejsza rada miasta wierzy, że poprzez zapisanie w planie lokalnym stadionu i jego funkcji uda się w pierwszej kolejności zachować obiekt, a następnie z powrotem sprowadzić na niego motocykle.
ZOBACZ WIDEO Różnica zdań w kwestii obcokrajowca pod numerem młodzieżowym. Chcemy ratować inne kraje, za chwilę obudzimy się z ręką w nocniku?
Podobną batalię od miesięcy toczą w Coventry. Właściciel terenu, na którym znajduje się Brandon doprowadził obiekt do ruiny. Stoi on nieużywany od kilkunastu miesięcy i zabrano z niego wszystko, co najcenniejsze. Od dawna nie ma śladu po masztach oświetleniowych, bandach, instalacjach elektrycznych. Część pomieszczeń klubowych została zrabowana, pojawili się w nich też bezdomni.
Deweloper walczy o zniszczenie obiektu, bo chce tam wybudować małe osiedle. Kibice "Pszczół" niedawno dostali potężną broń w walce z rywalem. Niezależny raport stwierdził, że deweloper nie spełnił wszystkich wymogów przy planowanej inwestycji. Pominął m.in. wartość sportową terenu. Chciał w ten sposób udowodnić, że stadion nie przynosił zysków, a poza tym miejscowi fani mają alternatywę w postaci żużla w Leicester.
Wytknięto też deweloperowi, że w momencie zamknięcia stadionu spełniał on wszelkie wymogi, by organizować zawody i nie trzeba go było zamykać chociażby ze względu na kiepski stan. Dopiero beztroskie działanie właściciela terenu i nieodpowiednie zabezpieczenie obiektu doprowadziły do jego zrujnowania.
Dlatego fani zrzeszeni w akcję "Bring Bees back to Coventry" wierzą, że deweloper nie otrzyma zgody na budowę osiedla, a następnie uda się ożywić opuszczone Brandon.
Podobną kampanię prowadzą sympatycy The Lakeside Hammers. Tam w styczniu 2020 roku ma zapaść decyzja, co dalej z obiektem Arena-Essex Raceway. "Dlatego wzywamy do działania. Pilnie potrzebujemy twojej pomocy, aby upewnić się, że radni są świadomi opinii wszystkich osób, które chcą żużla w Thurrocku" - napisano w specjalnej odezwie do kibiców.
Petycję do tej pory podpisało niespełna 4 tys. osób. Organizatorzy założyli, że zrobi to co najmniej 5 tys. fanów. Mają zatem jeszcze trochę czasu, aby osiągnąć cel. "Radni powinni reprezentować poglądy lokalnej społeczności, zaspokajać jej potrzeby i zapewniać demokratyczną kontrolę" - dodano w piśmie do kibiców.
Czytaj także: Koniec pewnej ery w Stali Gorzów
Podobnie jak w Oxfordzie i Coventry, decydujący głos będzie mieć zatem rada miasta. Skoro w tym pierwszym mieście pokazano, że niekoniecznie trzeba stawiać krzyżyk na "czarnym sporcie", to pozostaje mieć nadzieję, że podobnie będzie w dwóch kolejnych.
Tak wygląda w tej chwili stadion w Coventry:
Abandoned Coventry pic.twitter.com/Bbx0BTxnnd
— Sport & Betting History (@CDCHistory) October 10, 2019