Żużel. Koronawirus wystawi kosztowną fakturę. Kluby i zawodnicy bez milionów, a samorządy w kropce. Wygra telewizja?
Koronawirus zawładnął żużlem. Działacze mają do stracenia miliony z telewizji, biletów i dotacje. Samorządy kluby, które są ich wizytówkami, a zawodnicy i mechanicy źródło zarobku. Jedynym wygranym może być telewizja. Pod warunkiem, że liga ruszy.
ZAWODNICY. Jeśli liga nie pojedzie lub dojdzie do renegocjacji kontraktów, to przeżyją tylko milionerzy. A tych w polskim żużlu mamy około 30. Wszyscy startują w PGE Ekstralidze, mają oszczędności i często dodatkowe biznesy. Cała reszta zarabia poniżej miliona złotych i będzie w mniejszych lub większych opałach. Najgorzej sytuacja wygląda w niższych klasach rozgrywkowych. Wielu zawodników z drugiej ligi już żyje od pierwszego do pierwszego i nie przetrwa, jeśli dojdzie do jakichkolwiek cięć. To może oznaczać koniec wielu karier, a przecież światowy żużel od dawna zmaga się z deficytem żużlowców.
SAMORZĄDY. Wszyscy mówią, że samorządy obetną pieniądze na sport, bo będą mieć inne wydatki i nikogo nie będzie interesować wspieranie klubów żużlowych. Sport to w końcu rozrywka, a na tej w czasach kryzysu oszczędzać najłatwiej. Rzecz w tym, że temat jest dużo bardziej złożony. Kiedy pandemia koronawirusa zostanie wygaszona, to kibice z czasem zaczną wracać na stadiony. Jeśli nie będą mieli do czego, to z pewnością pojawią się oskarżenia, że władze miasta były bierne i nie wyciągnęły do działaczy pomocnej dłoni. Pewne są porównania do innych ośrodków, w których kasa na sport się znalazła. A takie przypadki już mamy, bo MRGARDEN GKM Grudziądz otrzymał środki z budżetu miasta. Poza tym odbudowa klubów, które są wizytówkami samorządów, będzie zdecydowanie trudniejsza i przede wszystkim droższa niż udzielenie im jednorazowego wsparcia po pandemii.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny filmMECHANICY. Większość z nich nie ma wielkich oszczędności i dodatkowych biznesów. Poza tym trudno mówić, że to praca marzeń. Najlepsi zarabiają nawet 10 tysięcy złotych, ale ekstraligowa średnia to 5 do 7 tysięcy złotych. Zimą, kiedy roboty jest mniej, dostają maksymalnie 60 proc. tych kwot. Spora część prowadzi działalność gospodarczą, a to oznacza, że od wszystkich sum należy odjąć ZUS i podatek. W niższych ligach niektórzy nie mogą liczyć na zatrudnienie przez cały rok. Oni mają najgorzej. Jeśli kryzys potrwa dłużej, to mogą poszukać sobie innego zajęcia. A fachowców brakuje już teraz. Jeśli odejdą kolejni, to żużlowcy mogą mieć ogromny problem ze wsparciem w parku maszyn.
TELEWIZJA. Jeśli ligi nie będzie w ogóle, to straty będą ogromne. Przy odwołaniu najważniejszych światowych imprez telewizyjne ramówki święcą pustkami, więc na wagę złota jest transmisja z każdego wydarzenia. Gdyby rozgrywki ruszyły jednak bez kibiców na trybunach, to telewizja wygra, bo będzie mieć produkt premium, a to wiąże się z rekordową oglądalnością. Nic więc dziwnego, że niektórzy już wspominają o konieczności renegocjacji kontraktu, tak żeby zrekompensować straty klubom.
PZM I PGE EKSTRALIGA. Władze polskiego żużla mają wiele do stracenia. W obu przypadkach na szali leżą kontrakty telewizyjne, umowy ze sponsorami tytularnymi Ekstraligi i pierwszej ligi, a w przypadku Polskiego Związku Motorowego ze sponsorami żużlowej kadry. Nic więc dziwnego, że z punktu widzenia decydentów lepsza jest liga byle jaka niż żadna. Poza tym rok bez żużla spowoduje ogromne zamieszanie. Będzie trzeba uporządkować wiele kwestii. Zastanowić się, co z juniorami, którzy mają w tym roku 21 lat, co z podpisanymi kontraktami i co z pieniędzmi, które część klubów wypłaciła żużlowcom za przygotowanie do rozgrywek.
Zobacz także:
Kułakow: Staram się o polskie obywatelstwo
KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>