Żużel. Koronawirus wystawi kosztowną fakturę. Kluby i zawodnicy bez milionów, a samorządy w kropce. Wygra telewizja?

WP SportoweFakty / Mateusz Wójcik / Na zdjęciu: Patryk Dudek z prawej
WP SportoweFakty / Mateusz Wójcik / Na zdjęciu: Patryk Dudek z prawej

Koronawirus zawładnął żużlem. Działacze mają do stracenia miliony z telewizji, biletów i dotacje. Samorządy kluby, które są ich wizytówkami, a zawodnicy i mechanicy źródło zarobku. Jedynym wygranym może być telewizja. Pod warunkiem, że liga ruszy.

[b]

KLUBY[/b]. Budżet ekstraligowego klubu to minimum osiem milionów złotych. Niektórzy wydają zdecydowanie więcej, ale niemal w każdym przypadku wszystko opiera się na czterech filarach - kasa od sponsora ligi i telewizji, wpływy z biletów, miejska dotacja i wsparcie pozostałych sponsorów. Każda z czterech nóg, na której stoi ekstraligowy żużel, bardzo mocno się chwieje. Jeśli ligi nie będzie w ogóle, to rachunek jest oczywisty. Działacze zostaną z pustymi rękami. Nic więc dziwnego, że PGE Ekstraliga rozważa już jazdę bez udziału publiczności, bo dzięki temu można uratować trzy elementy całej układanki. Przy pustych trybunach każdy klub straci minimum dwa miliony złotych. Do tego należy doliczyć koszty rozwodu z niektórymi sponsorami. W tym przypadku dokładne straty są trudne do oszacowania, bo żużel wspierają różne branże, które kryzys gospodarczy dotyka w różnym stopniu. Poza tym na szali jest los wszystkich ludzi, którzy są zatrudnieni w polskich klubach żużlowych. W wielu przypadkach dochodzi już do cięć, a kwestią czasu są także zwolnienia.

ZAWODNICY. Jeśli liga nie pojedzie lub dojdzie do renegocjacji kontraktów, to przeżyją tylko milionerzy. A tych w polskim żużlu mamy około 30. Wszyscy startują w PGE Ekstralidze, mają oszczędności i często dodatkowe biznesy. Cała reszta zarabia poniżej miliona złotych i będzie w mniejszych lub większych opałach. Najgorzej sytuacja wygląda w niższych klasach rozgrywkowych. Wielu zawodników z drugiej ligi już żyje od pierwszego do pierwszego i nie przetrwa, jeśli dojdzie do jakichkolwiek cięć. To może oznaczać koniec wielu karier, a przecież światowy żużel od dawna zmaga się z deficytem żużlowców.

SAMORZĄDY. Wszyscy mówią, że samorządy obetną pieniądze na sport, bo będą mieć inne wydatki i nikogo nie będzie interesować wspieranie klubów żużlowych. Sport to w końcu rozrywka, a na tej w czasach kryzysu oszczędzać najłatwiej. Rzecz w tym, że temat jest dużo bardziej złożony. Kiedy pandemia koronawirusa zostanie wygaszona, to kibice z czasem zaczną wracać na stadiony. Jeśli nie będą mieli do czego, to z pewnością pojawią się oskarżenia, że władze miasta były bierne i nie wyciągnęły do działaczy pomocnej dłoni. Pewne są porównania do innych ośrodków, w których kasa na sport się znalazła. A takie przypadki już mamy, bo MRGARDEN GKM Grudziądz otrzymał środki z budżetu miasta. Poza tym odbudowa klubów, które są wizytówkami samorządów, będzie zdecydowanie trudniejsza i przede wszystkim droższa niż udzielenie im jednorazowego wsparcia po pandemii.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film

MECHANICY. Większość z nich nie ma wielkich oszczędności i dodatkowych biznesów. Poza tym trudno mówić, że to praca marzeń. Najlepsi zarabiają nawet 10 tysięcy złotych, ale ekstraligowa średnia to 5 do 7 tysięcy złotych. Zimą, kiedy roboty jest mniej, dostają maksymalnie 60 proc. tych kwot. Spora część prowadzi działalność gospodarczą, a to oznacza, że od wszystkich sum należy odjąć ZUS i podatek. W niższych ligach niektórzy nie mogą liczyć na zatrudnienie przez cały rok. Oni mają najgorzej. Jeśli kryzys potrwa dłużej, to mogą poszukać sobie innego zajęcia. A fachowców brakuje już teraz. Jeśli odejdą kolejni, to żużlowcy mogą mieć ogromny problem ze wsparciem w parku maszyn.

TELEWIZJA. Jeśli ligi nie będzie w ogóle, to straty będą ogromne. Przy odwołaniu najważniejszych światowych imprez telewizyjne ramówki święcą pustkami, więc na wagę złota jest transmisja z każdego wydarzenia. Gdyby rozgrywki ruszyły jednak bez kibiców na trybunach, to telewizja wygra, bo będzie mieć produkt premium, a to wiąże się z rekordową oglądalnością. Nic więc dziwnego, że niektórzy już wspominają o konieczności renegocjacji kontraktu, tak żeby zrekompensować straty klubom.

PZM I PGE EKSTRALIGA. Władze polskiego żużla mają wiele do stracenia. W obu przypadkach na szali leżą kontrakty telewizyjne, umowy ze sponsorami tytularnymi Ekstraligi i pierwszej ligi, a w przypadku Polskiego Związku Motorowego ze sponsorami żużlowej kadry. Nic więc dziwnego, że z punktu widzenia decydentów lepsza jest liga byle jaka niż żadna. Poza tym rok bez żużla spowoduje ogromne zamieszanie. Będzie trzeba uporządkować wiele kwestii. Zastanowić się, co z juniorami, którzy mają w tym roku 21 lat, co z podpisanymi kontraktami i co z pieniędzmi, które część klubów wypłaciła żużlowcom za przygotowanie do rozgrywek.

Zobacz także:
Kułakow: Staram się o polskie obywatelstwo

Źródło artykułu: