Żużel. W Toruniu ostatnie Grand Prix legendarnego sędziego! Krister Gardell odejdzie jako rekordzista [WYWIAD]

WP SportoweFakty / Łukasz Łagoda / Na zdjęciu: Krister Gardell z lewej
WP SportoweFakty / Łukasz Łagoda / Na zdjęciu: Krister Gardell z lewej

Sędzia Krister Gardell to rekordzista Grand Prix. Dwie tegoroczne rundy w Toruniu będą dla niego pożegnaniem z cyklem. Jeśli się odbędą, to Szwed będzie mieć na koncie 41 turniejów w roli arbitra. - Najbardziej zapamiętam zawody w Cardiff - mówi.

Jarosław Galewski, WP SportoweFakty: W Polsce wszyscy emocjonujemy się rundami Grand Prix w Toruniu, bo Bartosz Zmarzlik ma szansę obronić tytuł mistrza świata i przejść do historii. Dla pana ta dwa wieczory też będą szczególne, ale z innego powodu.

Krister Gardell, międzynarodowy sędzia żużlowy, który poprowadzi Grand Prix w Toruniu: Zgadza się. Mam już 55 lat, a to górna granica. Nie mogę być już dłużej sędzią w zawodach rangi FIM i FIM Europe. Toruń będzie zatem pożegnaniem.

Co pan czuje?

Jest we mnie z jednej strony trochę smutku, ale z drugiej doskonale rozumiem, że to coś naturalnego. Potrzebujemy nowych sędziów, którzy przejmą kontrolę i będą podążać z duchem czasu.

Odejdzie pan jako rekordzista.

To prawda. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to po rundach na toruńskiej Motoarenie, będę mieć na koncie 41 rund cyklu Grand Prix, które poprowadziłem jako sędzia. To znakomity wynik. Anthony Steele, który jest za moimi plecami, ma na ich na koncie 37.

ZOBACZ WIDEO Zmarzlik radził się Golloba w trakcie zawodów Grand Prix. "W telewizji lepiej widać, które pole startowe pomaga"

Dlaczego został pan sędzią żużlowym?

Przez 17 lat jeździłem na żużlu. W tym czasie wiele razy sprzeczałem się z arbitrami. Tak naprawdę to była dla mnie główna motywacja, żeby wejść w ich buty i spróbować się w tej roli. Karierę żużlową postanowiłem zakończyć w 1995 roku. Wtedy zadzwonił telefon ze SVEMO. Padła propozycja, że skoro przez tyle lat karciłem sędziów, to może sam zobaczę, jak to jest.

I bez namysłu się pan zgodził?

Długo się nie zastanawiałem. Doszedłem do wniosku, że to wcale nie może być takie trudne. Później okazało się, że byłem w wielkim błędzie! Możesz mi wierzyć lub nie, ale to wcale nie jest łatwy kawałek chleba.

Którą z tych rund Grand Prix zapamiętał pan najbardziej?

Zdecydowanie Cardiff i wygraną Chrisa Harrisa. Na pewno tego nie zapomnę.

Dlaczego?

Myślałem, że dach eksploduje, kiedy Brytyjczyk minął w kluczowym momencie Grega Hancocka i wygrał. Od razu jednak dodam, że było znacznie więcej rund, które na długo pozostaną w mojej pamięci. Sędziowałem zarówno, kiedy na trybunach było 10 tysięcy widzów, jak i kiedy przychodziło 65 tysięcy osób. Żużel na takich arenach jak Melbourne, Auckland czy Warszawa to było naprawdę coś wyjątkowego.

Co teraz będzie pan robić?

Szczerze? Jeszcze o tym nie myślałem. Najpierw chce zakończyć karierę jako sędzia międzynarodowy na wysokim poziomie. To mój główny cel. W rozgrywkach ligi szwedzkiej mamy teraz fazę play-off, więc byłoby znakomicie poprowadzić finał. A później? Może znajdzie się dla mnie jakaś robota w waszej PGE Ekstralidze!

Czuję, że pan żartuje, ale zawsze mogę przekazać kontakt do szefa polskich sędziów Leszka Demskiego.

Tak poważnie to mam wnuki, które trenują motocross. Obserwuję je i sprawia mi to wielką przyjemność. Chciałbym być częścią ich drogi, pojawiać się na treningach i zawodach, w których będą brać udział. Zamierzam się w to na pewno mocniej zaangażować. To chyba mój jedyny plan.

Co było dla pana najtrudniejsze w pracy sędziego?

Najważniejsze to orientować się w regulaminie. Trzeba mieć go w małym palcu. Często jest tak, że zawodnicy lub menedżerowie w różny sposób interpretują niektóre przepisy. Z perspektywy czasu najtrudniejsze były jednak dla mnie zawody, którym towarzyszył deszcz. Wtedy trzeba zawsze podjąć decyzję, czy jedziemy, czy też odpuszczamy. Musisz wszystko wyważyć i dokonać dokładnej analizy, czy tor będzie bezpieczny dla żużlowców. Poza tym odpowiadasz za publiczność. Nigdy nie można dopuścić do tego, żeby 10 czy 15 tysięcy widzów czekało na decyzję wiele godzin.

A co można zrobić, żeby sędziom pracowało się łatwiej?

Nie wiem, ale od lat słyszę dyskusję, że na zawodach powinno być dwóch sędziów. To pewnie rozwiązałoby wiele problemów, ale zapewne byłoby zbyt kosztowne dla klubów. Z perspektywy wieżyczki sędziowskiej naprawdę nie wszystko można zawsze zobaczyć. Rozwiązanie, o którym mówię, rozwiązałoby część problemów. Inna sprawa, że teraz jakość naszej pracy i tak się poprawiła. Mamy powtórki telewizyjne. To na pewno przydatne narzędzie, dzięki któremu możesz utwierdzić się w swoim przekonaniu lub zmienić decyzję. To drugie zdarza się jednak zdecydowanie rzadziej.

Zobacz także:
Matej Zagar pozostanie w PGE Ekstralidze
Grand Prix. Nowa punktacja nie wybacza

Źródło artykułu: