Miniony sezon PGE Ekstraligi będzie w Gorzowie wspominany długo. Po sześciu pierwszych meczach, w których drużyna Stanisława Chomskiego poniosła sześć porażek (w tym w Rybniku ze zdecydowanie najsłabszym w 2020 roku PGG ROW-em), nad Moje Bermudy Stalą wisiało widmo spadku. Na tamten moment sytuacja zespołu wyglądała fatalnie.
Konia z rzędem temu, kto wtedy przewidział, że ekipa z północy województwa lubuskiego zakończy sezon z wicemistrzostwem Polski. A właśnie takiego wyczynu dokonała Moje Bermudy Stal. Po rewelacyjnej serii zwycięstw najpierw wjechała do play-off, później przebrnęła przez półfinał, jednak w decydującym dwumeczu musiała uznać wyższość Fogo Unii Leszno.
Niezależnie od finałowej porażki, końcowy rezultat w PGE Ekstralidze w Moje Bermudy Stali odbierany jest jako sukces. Drużyna przeszła niesamowitą metamorfozę, która poskutkowała srebrnym medalem.
- Jest to moje trzecie srebro w krótkim czasie, ale zdecydowanie ten srebrny medal smakuje najlepiej, bo wiadomo, jaki był przebieg tego sezonu. Gdyby ktoś po sześciu kolejkach powiedział nam, że zdobędziemy srebrny medal, to raczej spojrzelibyśmy na siebie i popukali w głowę - mówi Szymon Woźniak dla stalgorzow.pl.
- Na pewno jest to kawał pięknej historii klubu, żużla i całego sportu. To jest coś wspaniałego. Dla takich chwil, dla takich sezonów warto jeździć, starać się i warto wierzyć w to, że niemożliwe nie istnieje, bo to jest jeden z takich przykładów - podkreśla Woźniak.
Zobacz też:
Żużel. Koronawirus nie odpuszcza. Czy wiosną kluby znowu obetną zawodnikom kontrakty? Prezesi zabrali głos
Żużel. Stal Gorzów w sezonie 2020. Drużyna bliska spadku została wicemistrzem
ZOBACZ WIDEO Żużel. Dyskusja o Apatorze Toruń. Eksperci oceniają ruchy kadrowe