Ostatnie lata są udane dla łódzkiego żużla. Kibice mogą oglądać wysokiej klasy zawodników na nowoczesnym stadionie. Jeszcze kilkanaście lat temu rzeczywistość była jednak zgoła odmienna. W 2004 roku ówczesny TŻ Łódź przegrał wszystkie mecze w II lidze i wiele wskazywało na to, że będzie to koniec czarnego sportu w Łodzi. W pomoc klubowi postanowiła się jednak zaangażować rodzina Skrzydlewskich.
W 2005 roku w lidze występował nadal TŻ Łódź, ale ze znaczącym wsparciem Witolda Skrzydlewskiego, który postanowił pomóc żużlowcom ze względu na swoją córkę Joannę. Co prawda łodzianie nadal nie imponowali, ale potrafili zwyciężać z innymi drużynami. Ogromna zasługa w tym Freddie Erikssona, który dołączył do drużyny w trakcie sezonu. Można śmiało powiedzieć, że był wtedy prawdziwą gwiazdą jak na łódzkie warunki. Miał na swoim koncie wiele sukcesów jeszcze z wieku juniora, a także doświadczenie po startach w ekstraligowym zespole z Gdańska.
Witold Skrzydlewski pomagał TŻ Łódź, ale po pewnym czasie uznał, że jest to bezcelowe. Wieloletnie zaniedbania działaczy nie dawały o sobie zapomnieć, dlatego do życia został powołany Orzeł Łódź, a celem drużyny miał być awans do I ligi. Na lidera wykreowany został właśnie Freddie Eriksson, który notował znakomite wyniki. Dodatkowo był także niezwykle otwarty wobec kibiców. Bardzo dobre wspomnienia z nim związane ma także Joanna Skrzydlewska. - Freddie był przede wszystkim profesjonalny, słowny i życzliwy. Zawsze był przygotowany i zdeterminowany do jak najlepszej jazdy.
ZOBACZ WIDEO Matej Zagar gościem "Żużlowej Rozmowy". Obejrzyj cały odcinek!
Podczas sześciu sezonów spędzonych w Łodzi Eriksson wystąpił w 39 meczach i wywalczył 427 punktów. Dzięki temu mógł się pochwalić średnią ponad 2,2 punktu na bieg. Jego problemem były jednak częste kontuzje, które w pewnych momentach znacząco wyhamowały jego karierę. Być może gdyby nie tak duże problemy Szweda ze zdrowiem, to łodzianie wcześniej cieszyliby się z awansu do I ligi. Upragniony sukces osiągnęli dopiero w 2010 roku, ale wtedy Eriksson nie był już podstawowym zawodnikiem drużyny. Trener Zdzisław Rutecki zdecydowanie częściej stawiał na Polaków.
Szwed nie pomógł w awansie zespołu do pierwszej ligi, ale jego sześć sezonów spędzonych w Mieście Włókniarzy jest w pewnym sensie przełomowym wydarzeniem w historii żużla w Łodzi. - Jego jazda w klubie i dobre wyniki były magnesem do zainteresowania kolejnych łodzian czarnym sportem. Zawsze miał dla nich czas i czuł się związany z klubem - mówi była honorowa prezes Orła Łódź.
Można powiedzieć, że Freddie Eriksson jest symbolem odrodzenia żużla w Łodzi. Do tej pory kibice pamietający jego starty wspominają jego znakomitą postawę na torze, a także fakt, iż zawsze miał dla nich czas na krótką rozmowę czy pamiątkowe zdjęcie. - Stary stadion miał swoją specyficzną atmosferę. Mimo wyglądu czy braku udogodnień, dawał poczucie ogromnej jedności wśród kibiców. Bardzo dobrze go wspominam. Dał fundament do wybudowania nowego "domu" dla zawodników i miłośników czarnego sportu - podsumowuje Skrzydlewska.
CZYTAJ TAKŻE: eWinner Apator Toruń traci zawodnika. Współpraca z Pawłem Łagutą niemożliwa
ZOBACZ TAKŻE: W latach świetności kusiły go inne kluby. On był wierny barwom Wybrzeża. Grzegorz Dzikowski kończy 62 lata